Statystyka

Październik! ~~~

Październik
Nauka, nauka i nauka!
Powoli Robi Się Coraz chłodniej. Weekendy uczniowie spędzają w miasteczku.


Punkty przyznawane SĄ dopiero od roku szkolnego AŻ zrobić Początku wakacji - wtedy na Początku piszecie nazwę domu :. Od ... do / CD ...]
W WAKACJE Piszcie TYLKO od kogo ma kogo! Bez domu ponieważ nie nie SA przyznawane wtedy Punkty! :)

Opowiadania DO DOKOŃCZENIA!


Od Ell cd Rosalie - Czy Rosalie


Od Jonasza zrobić ... - Trzecioroczniaka Z Belle.
Od Lili cd. Jonasza - Do Jonasza
, Od Vinyli cd Lili - Czy Bianki i Lili



Od Avalone cd Daniela - CZY Daniela & Vako

wtorek, 31 marca 2015

Bellefeuille: od Lili CD Bianki

Vija i ja patrzyłyśmy w przerażeniu jak nasza przyjaciółka spada bezwładnie do lasu, upuszczona przez Kłębolota, który dla odmiany zapikował za nią. Cała klasa pobiegła w tamtą stronę, pomimo okrzyków Tricha.
Piana leżała jak dziwnie powykręcana pod pniem wielkiego dębu. Hipogryf krążył dokoła niej jak wilk wokół ofiary. Co mu strzeliło...
Niewiele myśląc (wcale nie myśląc, mówiąc ściślej) podbiegłam do niego. Zakrakał i wspiął się na tylne nogi, wymachując szponami.
"To tylko koń" uspokajałam się "Tylko taki ze szponami i dziobem zdolnym rozerwać mnie na strzępy"
-Ciiii, dobry Kłębolotek. Zostaw dziewczynkę. Zostaw.-mówiłam łagodnie, ale stanowczo.
Stwór popatrzył na mnie, przekrzywiając łeb. Opadł na wszystkie łapy i zakrakał pytająco.
-Taak, dokładnie. Zostaw dziewczynkę, fe. Ona jest niestrawna, będziesz miał wzdęcia i rozwolnienie. A fe. Poza tym jest gorzka w smaku. Martwe fretki są sto razy lepsze. Ćśśś...
Starałam się nie myśleć, że ten potwór usiłował zabić mi przyjaciółkę, bo dałabym mu niechybnie w dziób. Skupiałam się na tym, jaki jest piękny, jakie ma lśniące pióra i bursztynowe oczy.
-Bardzo ładnie. Odejdź tam, a ja zabiorę stąd dziewczynkę. Ona też śmierdzi, ble. Zaśmierdną ci twoje piękne piórka.
Zakrakał z przerażeniem i odkłusował, patrząc z odrazą na nieruchomą Biankę.
Natychmiast do niej podbiegłam, a Trich zajął się Kłębolotem.
-Trzeba ją zabrać do skrzydła szpitalnego!


Biana? Vi? Boże, ale krótkie ;-;

niedziela, 22 marca 2015

Ombrelune: Od Adama cd. Ell

- No cóż - westchnąłem, zdejmując bez trudu tomiszcze, po które sięgała - nawet najbardziej waleczna spośród księżniczek potrzebuje czasem swojego rycerza.
- Co ty sobie wyobrażasz? - Dziewczyna wzięła się pod boki i spojrzała na mnie srogo.
- Ciebie pod prysznicem. - Uśmiechnąłem się szeroko.
Prychnęła. Wyrwała książkę z mojej dłoni i podążyła wzdłuż półek, szukając kolejnych.
- Nudy - jęknąłem.
- Czy ktoś kazał tobie tu ze mną siedzieć? - warknęła z irytacją, przeglądając spis treści księgi oprawionej w ciemnobrązową skórę. Puściłem to mimo uszu.
- Nie musisz tego robić - powiedziałem cierpliwie, wyrywając pozycję z jej rąk.
- Owszem, muszę. Wyobraź sobie, że po twoim czarującym występie na lekcji nie chcę bardziej podpaść.
- Chodźmy na spacer - powiedziałem błagalnie, zwracając jej, co zabrałem.
- Dochodzi dziewiąta, a ja nie mam zadania. Nawet go nie zaczęłam. Jeśli dobrze pójdzie, skończę pewnie koło północy. Ale oczywiście ty masz je gdzieś? Tak? Dlatego tu jesteś i nękasz poczciwych ludzi?
- Tsa, mam je gdzieś, a konkretniej w dormitorium. David wisiał mi przysługę - rzuciłem beztrosko.
- Takiemu to dobrze.
Przez najbliższe pół godziny pomagałem Ellie usłużnie w szukaniu książek potrzebnych do zadania domowego. Próbowałem odwieść ją od niedorzecznego pomysłu jakim było odrabianie go, ale była nieugięta. Koło dwadzieścia po dziewiątej usiedliśmy przy jednym z czytelnianych stołów. Starając się mnie ignorować, dziewczyna umoczyła pióro w kałamarzu i wykaligrafowała swoje imię oraz nazwisko.
- Jesteś wykończona. Daj sobie spokój i połóż się.
- Od kiedy jesteś taki opiekuńczy?
- Od zawsze! Przecież się przyjaźnimy, nie?
- Ta. Przyjaźnimy.
Odparłem głowę na rękach i przeglądałem się, jak seksownie przygryza wargę, szukając potrzebnych informacji w maczkowatym tekście.
Miłość? Haha, nie znam definicji tego słowa. To uczucie wyższe, tak wychwalane w książkach i pieśniach, zapewne wcale nie istnieje. Pożądanie. Chyba to kieruje mną przy wyborze dziewczyn. Z Ell była niezła sztuka, a wszystkie niezłe sztuki w tej szkole zasługiwały, by poczuć się przy mnie wyjątkowo. Teraz chciałem ją i nie miałem zamiaru odpuścić.
Odłożywszy na bok rozmyślania, dostrzegłem, jak Heap oddycha równo, rozłożona wygodnie na stercie papieru. Parsknąłem stłumionym śmiechem. Przez krótką chwilę rozważałem obudzenie jej w jakiś bestialski i świński sposób, ale ostatecznie stwierdziłem, że nie będę takim chamem. Cóż bardziej przekona ją do mych czystych intencji niż zaniesienie jej do łóżka? Już bez tego jestem niemożliwie atrakcyjny. Co jak co, ale zdobywanie dziewczyn to moja specjalność. Ostrożnie włożyłem jedną rękę pod jej uda, drugą zaś objąłem plecy i wsunąłem pod prawe ramię. Szarpnąłem do góry. Nawet się nie poruszyła. Była zaskakująco lekka.
Po kilku minutach znalazłem się pod drzwiami dormitorium dziewczyn. O ile drzwi od biblioteki bez trudu otworzyłem jakże wygimnastykowaną łopatką, o tyle teraz nie było szans. Dostępu do sypialni zacnych niewiast strzegł zamek. Kopnąłem kilka razy w drewniane drzwi. Po chwili dało się słyszeć szczęk zamka.
- Czego? - W drzwiach stanęła Clarisse opatulona w puchowy błękitny szlafrok. Na ramiona opadały jej brązowe, mokre włosy.
- Przyniosłem ci koleżankę - wyszczerzyłem się.
- Matko, musiało być nieźle, że aż padła ze zmęczenia.
- Co? - Uniosłem brew.
- Nie, nic - westchnęła. - Daj ją tu, na łóżko.
- Okej, mamo.
Delikatnie ułożyłem bezwładną dziewczynę na miękkim materacu i pocałowałem ją w czoło.
- No. To już.
- Adam...? Czy wy...?
- Tak? - Odwróciłem się w stronę dziewczyny, która przyglądała się mi, jakby zobaczyła bezgłowego ducha japońskiej prostytutki patatającego przez szkolny hall w samej halce na wymiotującym tęczowym dwurożcu.
- Czy wy... razem?
- My? Nie, coś ty! - Parsknąłem. - To ja lecę. Dobranoc.
Musnąłem policzek Clarisse ustami i wycofałem się na korytarz, nim zdążyła mnie uszkodzić. Szybko wróciłem do siebie. Davida nie było. Miał chyba jakąś wsiuńską randkę z moją siostrą. Szybko wziąłem prysznic i wskoczyłem pod kołdrę. Nawet nie wiedziałem, kiedy zasnąłem.

Obudziło mnie walenie w drzwi. Najpewniej była to pięść, jednak po błogim śnie uderzenia brzmiały jak próba wyważenia taranem.
- Otwarte! - wrzasnąłem, nie otwierając nawet oczu.
Usłyszałem skrzypnięcie, odgłos przybliżających się szybko kroków i poczułem, że ktoś nade mną stoi.
- Brooks! - Zirytowany cienki głosik, który odezwał się nad moim uchem  z pewnością należał do Ell.
- Co jest? - mruknąłem, z trudem rozchylając powieki.
- Jesteś głupkiem!
- Też mi nowość...
- Czemu mnie wczoraj nie obudziłeś? Przez ciebie nie mam zadania na zaklęcia! Trzeba było mnie szturchnąć albo co, ale nie, ty wspaniałomyślnie zaniosłeś mnie do łóżka. Dlatego za karę idziesz teraz ze mną i pomagasz napisać wypracowanie.
- A którą mamy, przepraszam, godzinę?
- Szóstą - oznajmiła z samozadowoleniem i wyraźną nutą mściwości.
- Wyśmienicie - stęknąłem. - Daj mi pięć minut - wymamrotałem, na powrót układając się w pozycji dogodnej do drzemki.
 - Nie ma pięć minut!
Poczułem jak zsuwa się ze mnie kołdra. Uderzyła mnie fala chłodu poranka. Skuliłem się jak karaluch, próbując zatrzymać w ciele trochę ciepła.
- Wstawaj!
- Zaraz...
- Już!
- Zaraz!
- Adam!
- Kurwa...!
- Pojebało was?! - Do wymiany zdań włączył się trzeci głos. Nasze krzyki obudziły śpiącego na łóżku obok Dave'a. - Wydzieracie się, jakby kogoś zażynali. Zamknijcie się z łaski swojej i dajcie spać.
- Trzeba było nie gzić się po nocy. Na pewno byłbyś wyspany - dogryzłem mu w zamian za bardzo niemiłe przywitanie swych najdroższych przyjaciół.
- Wypchaj się - burknął.
- Tak, my już idziemy - powiedziała szybko Ell, trochę chyba zmieszana wybuchem Smoka, i spojrzała na mnie znacząco, jakby każda minuta zwłoki kosztowała życie co najmniej. Westchnąłem ciężko i zwlokłem się z posłania.
- Idziemy - przytknąłem, wciągając ciemne jeansy.
- I bardzo dobrze! - usłyszałem stłumiony przez pościel głos.
Po chwili wbiegaliśmy po schodach. To znaczy - Ell wbiegała. Była w wyśmienitym humorze, zapewne w dużej mierze dlatego, że miała szansę mnie zbudzić. Ja wlokłem się smętnie, a każdy kolejny stopień sprawiał mi ból.
- No chodź wreszcie! - Dziewczyna podbiegła i chwyciła mnie za rękę, a ja stanąłem jak wryty. Kiedy uświadomiła sobie, co zrobiła, mina naraz jej zrzedła. Puściła. Spojrzałem na nią z rozbawieniem.
- I co teraz?
- Wybacz. - Spuściła głowę.
- Spoko - mruknąłem. Pocałowałem ją w policzek i zręcznie wyminąłem, nie odwracając się w jej stronę. Ruszyłem w kierunku biblioteki, uśmiechając się pod nosem. Wspaniały manewr. Byłem z siebie dumny. Teraz już absolutnie będzie skołowana. A bezbronna, zagubiona dziewczynka to doskonały materiał manipulacyjny. Czułem, że do końca tygodnia będzie za mną szalała, a z końcem września wskoczy mi do łóżka.

Ell?

środa, 18 marca 2015

Bellefeuille: Od Bianki CD Lili

- Oki doki, do roboty! - zasalutowałam i zanim dziewczyny się zorientowały, poleciałam do łazienki. No cóż, życie. Uśmiechnęłam się do zamkniętych drzwi, które zaczęły się podejrzanie trząść. Zza nich dobiegały odgłosy przypominające jakieś ryki godowe niedźwiedzi czy jeleni. W każdym razie szybko się odświeżyłam i ostrożnie wyszłam. Dziewczyny siedziały na łóżkach. Kiedy mnie zobaczyły, warknęły tylko i powlokły się do łazienki. Ja wzięłam swoją błękitną pelerynę i ruszyłam coś zjeść. Na schodach prawie zaliczyłam glebę, odwracając się do biegnących przyjaciółek.
- Karma? - mruknęła Lili ze złośliwym uśmiechem. Vinyl nie była za to taktowna:
-Dobrze ci tak debilu, przez ciebie prawie się spóźniłyśmy się na śniadanie.
- Prawie. - skwitowałam. Z racji, iż dogoniły mnie przy Wielkiej Sali, wkroczyłyśmy do niej wspólnie. Ja - jak zawsze - zjadłam mleko z płatkami, przy czy uwaliłam sobie koszulę. Blondi ciągle powtarzała coś o karmie, a ruda jej wtórowała. Jeśli dalej tak dalej pójdzie to znajdę się w szpitalu. Gdy skończyłyśmy jeść, podczas którego nie obeszło się bez oblania sokiem ruszyłyśmy na pierwszą lekcję tego dnia.
- No szlag by to wziął - westchnęłam. Byłyśmy niemal w połowie drogi do chatki Trich'a i dopiero teraz się zorientowałam, że nie wzięłam wakacyjnego wypracowania o jednorożcach. - Muszę się wrócić do dormitorium.
- Karma! - wykrzyknęły naraz dziewczyny. Wywróciłam oczami i pobiegłam w kierunku zamku. To była jedna z tych rzadkich chwil, w których przeklinałam fakt, iż nasze domitorium jest tak wysoko oraz mój lęk przed miotłami. Hasałam po schodach, omijając zdziwionych uczniów. Ile ja bym dała, żeby móc się zmienić w moją animagiczną formę, ale nie - nie wiadomo z jakiego powodu, po prostu przestałam się przemieniać, choćbym nie wiem jak chciała. Docierając do drzwi dormitorium byłam mocno zadyszana, a moje mięśnie, które jeszcze się nie rozciągnęły po nieciekawym poranku, wyły z bólu.
- Uważaj jak łazisz! - krzyknęłam na jakiegoś pierwszaka, który wychodził z różdżką w ręce. To wcale nie była moja wina, że na niego wpadłam wbijając sobie kawałek drewna w brzuch. Wcale. Tego dnia cały świat był przeciwko mnie, nawet ja sama, wtedy bowiem zrozumiałam, jaka ze mnie idiotka.
- Accio wypracowanie o jednorożcach.
Tak. Naprawdę, nie ma co się rozpisywać. Trzymając kartki w dłoni niemal zleciałam ze schodów, ale po jakimś czasie dobiegłam na lekcję, która trwała już jakiś czas. Od razu skierowałam się do profesora.
- Ja przepraszam za spóźnienie. - wydyszałam, przepychając się przez tłum uczniów. Gdzieś w tle mignęły mi przyjaciółki. Kilka metrów dalej stał Trich. Ruszyłam do niego machając dłonią. - Zapomniałam z mojego pokoju wypracowania i ...
- Uwag... ! - Reszta jego słów utonęła w pisku jakiejś dziewczyny. Nagle padł na mnie cień. Szybko odwróciłam się, chcąc zobaczyć co to. Na szczęście odruchowo osłoniłam się ręką. Poczułam na niej mocny uścisk, a potem ból, jakby wyrywali mi ramię. Chwilę później straciłam grunt pod nogami. Wrzasnęłam i zaczęłam się rzucać niczym w furii. Adrenalina dodała mi niesamowitej trzeźwości. Kątem oka zarejestrowałam pióra i sierść. To przecież jest cho!erny hipogryf. W dole słyszałam stłumione okrzyki, chyba nawet gwizdek gajowego. W pewnym momencie to wszystko stało się tak odległe i nie ważne, a ja poczułam na twarzy relaksujący pęd powietrza - jakby moja dusza oddzieliła sie od mojego ciała. No i prędko to zaje uczucie poszło się chędożyć (razem z moim Wenem :C), bo oto przedemną wyrosły drzewa i prościuteńko w te drzewa zostałam zrzucona przez przeklętą ulubioną kreaturę Trich'a zwaną Kłębolotem (czy jak mu tam było). Jedyne co jeszcze zdążyłam sobie uświadomić to myśl: ''No to jestem w ....''.

<Lili? Vija?>

wtorek, 17 marca 2015

Ombrelune: Od David'a Cd. Aidena [Do Leslie]

Było za kwadrans ósma, wieczorem gdy ubrany w nienaganny strój z kwiatami w ręku,
czekałem na koniec śniadania. Les była w środku chodź ostrzegłem ją by nic nie jadła..
A jak już to by się nie przejadła i zostawiła trochę miejsca na 'niespodziankę'.
Po całym zamieszaniu z uszami i instrumentami Ai pomógł udekorować... Pomagałem!
Przysięgam!
W końcu ktoś musiał przynieść z miasteczka [po kryjomu oczywiście], wino i kupić
kwiaty które teraz trzymałem a także te do wazonu... I dekoracje kupić! A później
podawać je, zakładającemu je Solowi... Nooo i jeszcze zaczarowałem skrzypce,
na które po godzinie przemyśleń się zdecydowałem, by same grały muzykę.
I to był chyba wszystko w moim zakresie pracy... Samo dekorowanie, krycie
stolika, menu kolacji czy też jaka muzyka mają grać to była robota Aia..
Będę musiał mu się normalnie jakoś odwdzięczyć.. Bo mimo wszystko, miał więcej
roboty niż ja, a nie musiał mi pomagać..
Ale mniejsza o to. Teraz to czekałem aż Les w końcu wyjdzie z WS!

~~

Po tym kwadransie ludziska zaczęli powoli wychodzić z WS, oczywiście głupio
się na mnie patrząc. No cóż stoję sobie dość elegancko; W czarnej koszuli,
którą zdecydowałem się odpiąć na 2 guziki od góry, ciemnych jeansach, trzymając
w ręku bukiet.
Widziałem jak nasza paczka wyszła, i była lekko mówiąc zdziwiona, bo cóż
nie pojawiłem się na kolacji a stoję tu czekając na kogoś. Byli pewnie ciekaw..
Kiwnąłem do nich i zaraz pomachałem też Aiowi który wyszedł przez ogromne
drzwi. Cóż ominął prze zemnie pół kolacji... I wreszcie! Les! Rozmawiała z koleżankami,
które pewnie ciekawe były po co się stroiła na kolacje [to też jej powiedziałem..].
Wglądała... Wybornie. Z uśmieszkiem przyklejonym na ustach podszedłem do Les,
i złapałem ją za rękę. Wtedy ta się odwróciła w moją stronę a ja podniosłem i ucałowałem
jej dłoń i następnie wyciągnąłem przed siebie bukiet.
- Pozwolisz, że Cię porwę, ma piękna? - Uśmiechając się do Les, czarująco, zaś do
jej 'pisapsiułek' kiwnąłem tylko głową na powitanie, lekko się uśmiechając, zaraz
zaś znów spojrzałem na Les.

<Tera ty Diable! Pisz za Les :p>

poniedziałek, 16 marca 2015

Ombrelune: Od Ell cd. Adama

Nareszcie koniec lekcji. Zaczęłam pakować książki myśląc już tylko o ciepłym łóżku i...
- Cholera - mruknęłam pod nosem.
Zupełnie zapomniałam o dzisiejszym szlabanie. Dzięki, Adam! Wyszłam z klasy kierując sie w stronę dormitoriów, by zostawić tam książki. Kiedy w końcu do niech dotarłam (co jak co, ale przedzieranie sie przez tłum uczniów nie jest łatwe), spostrzegłam, że do szlabanu pozostało tylko pół godziny. Opadłam na łóżko ze zrezygnowaniem. Po około minucie drzwi sie otworzyły, a do pomieszczenia weszła Clarisse.
- No niezłe przedstawienie dziś daliście z Adamem na zaklęciach - powiedziała z wrednym uśmiechem.
- Tak, bo przecież tylko my gadaliśmy - warknęłam lekko poirytowana.
- Ell, przez całą lekcje wyglądałaś jak jeden wielki burak. - Clarr najwyraźniej świetne sie bawiła. Moim kosztem. Cudownie.
- Ta... O jejku no nie, wyglada na to, ze mam szlaban i nie będę mogła dłużej z tobą rozmawiać. Jaka szkoda. Żegnaj Clarr, będę tęsknić...
- A ja nie - mruknęła dziewczyna.
Udałam załamanie nerwowe, po czym wyszłam z dormitorium kierując sie w stronę sali pani Maupssant.
- Cześć Ell! - usłyszałam przeraźliwy wrzask tuż obok mojego ucha.
- Adam, ty idioto!
- Też miło cię widzieć - chłopak wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. - Szlabanik?
- Ta...  Szlabanik... - patrzyłam na Adama lekko skołowana. Mówią, że to kobieta zmienną jest, a tu taki Adam Brooks : rano przygważdża cie do ściany i zachowuje jak jakich psychiczny napaleniec, a potem udaje, że nic się nie dzie...
- Słodko wyglądasz, kiedy sie rumienisz - usłyszałam szept koło swojego ucha.
- Yyy dzięki? - pisnęłam podejrzewając, że moje policzki przybrały już conajmniej odcień szkarłatny.
Ku mojej uldze dotarliśmy juz pod drzwi sali w której mieliśmy odbyć szlaban.
- Mamy jeszcze dziesięć minut - poczułam, że Adam obejmuje mnie od tyłu. - Wiesz co można zrobić w dziesięć minut?
- Nie, i nie chcę wiedzieć - powiedziałam lekko zestresowana. Ta cała sytuacja mnie przerastała.
W tym momencie drzwi sali sie otworzyły.
- Wspaniałe, że już jesteście. Chodźcie - nauczycielka zaprosiła nas do środka.
Po chwili dotarliśmy do sporych rozmiarów biblioteczki.
- Trzeba wyjąc wszystkie książki... Tylko ostrożnie! To wartościowe egzemplarze! Wytrzeć wszystkie półki i włożyć z powrotem. - oznajmiła nauczycielka - Proszę oddać mi wasze różdżki.
Oddaliśmy je z ociąganiem.
- Bierzcie sie do pracy - zarządziła, a sama rozsiadła się w fotelu otwierając jakieś opasłe tomisko.
- Nie chce mi się - poskarżył sie Adam. Zaczyna sie...
- Żadnych rozmów! - usłyszałam krzyk nauczycielki, która nawet nie podniosła wzroku znad książki. Zaczęłam ściągać książki z regałów.
Kątem oka zobaczyłam, że Adam robi to samo, co przyjęłam z pewnego rodzaju ulgą. Znając go to najchętniej usiadłby i nic nie robił. Praca w jego towarzystwie szła dość mozolnie. Najgorsze jednak było to, że co pięć minut Adam przechodził kryzys, a wyglądało to mniej więcej tak:
- Nie chcę! Nikt nie zmusi mnie do sprzątania i układania tych papierowych paskud!
- Zaczyna sie... - westchnęłam.
- Ell ja nie chcę...
- Nie marudź!
- Ale ja nie chceeee... Zabierz mnie stąd...
- Zachowujesz sie jak jakiś dwuletni bachor...
- ŻADNYCH ROZMÓW! - krzyczała wtedy nauczycielka, a ja wracałam do pracy.
I wtedy Adam robił minę naburmuszonego dziecka, które nie dostało zabawki, ale bez słowa zabierał się do wycierania półek.
Po około trzech godzinach biblioteczka lśniła.
- Skończyliśmy - oznajmiłam stając przed zaczytaną nauczycielka. Kobieta uniosła wzrok znad książki i bez słowa podała nam różdżki.
- Do widzenia, życzymy miłego dnia! - uśmiechnęłam sie promiennie, po czym opuściliśmy salę.
- Jedyne czego życzę tej starej wiedźmie, to rozwolnienia albo...
- Oddam wszystko tylko przestań marudzić! Zaraz cię uduszę! - krzyknęłam.
- Wszystko? - zapytał z chytrym uśmieszkiem.
- Zdałam sobie sprawę ze swojej głupoty... - westchnęłam - Dlaczego ja zawsze muszę cos palnąć? A potem ty wygrywasz i...
Nie dane było mi skończyć, gdyż Adam przyciągnął mnie do siebie i zachłannie pocałował. Na poczatku nie wiedziałam co robić, ale zaczęłam odwzajemniać pocałunek. To było nawet... Przyjemne. Zaczęłam sobie wyobrażać jakby na moim miejscu zachowala sie taka powiedzmy... Evelyn Rosier - wierna fanka Adama. Mimowolnie parsknęłam śmiechem.
Adam odsunął sie ode mnie lekko zdziwiony.
- Co jest?
- Nic...
Jednak wizja Evelyn napastujacej Adama nie przestawała mnie nawiedzać, co zaowocowało jeszcze głośniejszym chichotem, którego nie potrafiłam stłumić.
- Co cię tak śmieszy...? - zapytał powoli przybliżając sie do mnie z chytrym uśmieszkiem.
- Nic, nic - zachichotałam, ale przejrzałam plany Adama i puściłam sie sprintem w stronę dormitoriow. Mimo tego, że biegłam jak najszybciej umiałam, chłopak bez problemu mnie dopadł i zaczął łaskotać.
Pisnęłam głośno i próbowałam sie wyrwać z jego uścisku niestety na marne.
- Tortury... Są... Zakazane - wydyszałam.
- A co mnie to? - Adam na chwilę przestał.
- Puszczaj - powiedziałam władczym tonem.
- Nie - wyszczerzył sie chłopak.
Zmarszczylam brwi i obróciłam sie do niego tyłem.
- Ojej, czyżby panna muszę-dostać-wszystko-co-chcę sie na mnie obraziła? - zapytał Adam udając przestraszonego - O nie! To by była katastrofa stulecia!
Mimowolnie parsknęłam śmiechem, ale zaraz potem przybrałam poważną minę i odwróciłam sie do chłopaka tak, by spojrzeć mu w oczy.
- Puszczaj... W tej chwili - rozkazałem.
- Okej coś za coś - powiedział Adam nadstawiając policzek.
Wzruszyłam ramionami i nachyliłam się, ale chłopak odwrócił szybko głowie przez co pocalowalam go nie w policzek, ale w usta.
- Głupi! - spoliczkowalam go lekko. - Nie rób tak!
- Sama jesteś nierób - wyszczerzył sie.
Wyplątalam sie z jego uścisku i udałam sie do dormitorium. Dobra. Podjęłam decyzje. *mroczna muzyka xd* porzucam wszystkie swoje watpliwości. Niech sie dzieje co chce. Najwyżej potem będę płakać po nocach... Przezywać załamanie nerwowe jak to ja mam w zwyczaju... Pff... Normalka. Z wysoko uniesioną głową weszłam do dormitorium w którym ku mojej uldze nie zastałam Clarr. Usiadłam przy biurku i zaczęłam przeglądać książki w poszukiwaniu notatek dotyczących prac domowych... Hm... Wypracowanie na zaklęcia... Na szybko skreśliłam listę potrzebnych książek i wyszłam do biblioteki.
Krążyłam miedzy regałami. W poszukiwaniu potrzebnych tomów.
- Coś tak myślałem, że cie tu znajdę - usłyszałam głos za sobą.
- Jesteś strasznie irtyrujacy - powiedziałam oskarżycielskim tonem nawet nie oglądając sie za siebie - wiedziałam, że to Adam. - Zawsze wyskakujesz zza rogu... Śledzisz mnie?
- Tak, oczywiście nie mam nic innego do roboty... Poza tym, nie trudno zauważyć taką różową burze-  wyciągnął rękę zapewne aby zmierzwić mi włosy, ale odsunęłam się i klepnelam go w dłoń.
- Nie rób!
- Sama jesteś...
- Gryzę - ostrzegłam starając sie przybrać groźną minę, co chyba nie za bardzo mi wyszło, bo Adam wybuchnął śmiechem.
- Tak, warto sie bać drobnej dziewczynki z różowymi włoskami... - nie krył swojego rozbawienia.
- Mam paznokcie, a poza tym mnie nie doceniasz - warknęłam stając na palcach, aby zdjąć grubą książkę a wyższej półki.


Adam?

niedziela, 15 marca 2015

Papillonlisse: od Daniela CD Avalone (do Vako)

Pobiegliśmy mrocznym korytarzem do sali eliksirów. Kiedy profesor nas zobaczył, spojrzał na mnie srogo.
-Coaspartoux, spóźnienie. Minus dziesięć punktów dla Papillonlisse. Siadaj.-warknął. Amy spojrzała na mnie bezradnie i usiadła obok jednej ze swoich koleżanek. Skierowałem się smętnie na miejsce obok Vako.
-Gratuluję, kochasiu. Dzięki tobie mamy minus dziesięć na start- burknął.
-I stracicie kolejne dziesięć, jeśli pan De Mackor nie raczy zamknąć jadaczki- zauważył zgryźliwie nauczyciel. Pomyślałem, że ten facet musi mieć słuch absolutny. Jak wąż, lis czy jeszcze inne okropieństwo od Luniaków.
Zamilkliśmy i zabraliśmy się za miażdżenie korzonków. Co chwila zerkałem na drugą stronę klasy, gdzie Luniacy bezkarnie rozmawiali. Wśród nich i luby Kolorowy Łeb, który także raz na jakiś czas zwracał się w moim kierunku. Uśmiechałem się wtedy do niego i wracałem do milczącego i wielce filozoficznego zadania krojenia szczurzych flaków.
~~*~~
-Nie ogarniam tego gościa. Strasznie was faworyzuje.-poskarżyłem się Avalone.
-Łatwo zrozumieć jego motywy. Chce, żebyśmy wygrali Puchar Domów, jak co roku zresztą. Poza tym, reszta nauczycieli to was traktuje ulgowo. Z jakiegoś powodu, Luniacy nie cieszą się ogólnym szacunkiem wśród reszty nauczycieli i uczniów. Craxi nam to rekompensuje, choć nie mówię, że za nim szaleję.
-Mów jak wolisz. Dla mnie Craxi to wredny, stary...
-VAKO!-zawołaliśmy chórem w obawie, że on tu gdzieś jest.
-Co?-wzruszył ramionami.-Kłamię?
-Siedź cicho, młotku!-syknąłem.-Może on tu jest.
-Craxi?-prychnął mój kumpel.-Jest przewredny, ale nie ma mocy pojawiania się znikąd.
-Zdziwiłbyś się, De Mackor.-rozległ się głos profesora tuż nad naszymi głowami. Odwróciliśmy się gwałtownie. Nauczyciel stał za nami i uśmiechał się drwąco, choć oczy miał lodowate.-Cała trójka. Za mną!-warknął i skierował się po schodach na górę, a nam już było wiadomo, że idziemy ku zgubie, bo do gabinetu Madame Maxime.
~~*~~
-I po co gadałeś, ty ciołku?-warknąłem na Vako w gabinecie dyrektorki. Olbrzymka patrzyła na nas z zatroskaniem, wysłuchując zeznań Craxi'ego.
-Och, panie Craxi, nie wierzę, by te słodkie aniołki mogły mówić takie okropne rzeczy o panu!-zaprotestowała.
-Niech pani zatem lepiej uwierzy, madame. W szczególności pan De Mackor, jednak pozostała dwójka nie paliła się, by bronić mego dobrego imienia.
-Nauczyciel potrzebuje, żeby uczniowie mu dobrego imienia bronili?-mruknąłem.
-Coś mówił, Coaspartoux!?-nauczyciel gdyby mógł, zapłonąłby.
-Ja nic, panie profesorze. To znaczy dziwi mnie, że przejmuje się pan, co o panu uczniowie gadają, jakby to miało wpłynąć na pańską osobowość.
"Która zasadniczo jest celnie oceniana przez wracających z eliksirów uczniów" dodałem w myślach, ale tylko w myślach, na szczęście.
-Och, to celne słowa, mój drogi! Mój drogi panie Antonio, ten chłopiec ma rację! Czyżbyś potrzebował zdania swych uczniów do osądu samego siebie? I tak chodzi głównie o to, jak uczysz, a sądząc po obecnych wynikach naszych uczniów, jesteś najlepszy od czasów słynnego Pierre'a Priuscher. Puść te dzieciaczki. Przykładową karą dla nich niech będzie, hmm... po minus jeden punkt dla ich domów. Tak, to rozsądne rozwiązanie.
Au revoir, kochani!
Gestem wygoniła nas za drzwi, a nam nie trzeba było powtarzać, czy przynaglać. Wystrzeliliśmy z gabinetu jak z procy.

Vako? Amy?

sobota, 14 marca 2015

Papillonlisse: Od Aidena -c.d. Davida

-To było pytanie czy stwierdzenie? Z resztą, czemu miałbym nie siedzieć z tobą? Po za tym, jako że wcześnie to coś obmyślę. Na przykład dekoracje! Dekoracje rzecz święta. Może jakieś serpentyny? Albo łańcuszki? Chodź… Ona to typ, ślizgona? To może takie wycinanki w kształcie czaszek? –i już się rozgadałem, a chłopak tylko się zaśmiał dodając, że za takie dekoracje zapewne by go udusiła żywcem i poszedł. Od tak po prostu a ja wróciłem do pokoju i zacząłem rozpisywać plan. Lubiłem planować, więc nie zajęło mi to długo.
***
-A muzyka? –spytałem, kiedy na przerwie zmierzaliśmy do Sali od transmutacji. –Muzyka jest kluczowa jednakże muzyka trzeba zamawiać z wyprzedzeniem a my czasu nie mamy. Tak, więc… Trąbka, fortepian, gitara czy wiolonczela? Bo na perkusji raczej romantycznej atmosfery nie zrobię. Na wiolonczeli było by ładnie chodź w filmach zawsze są skrzypce… Zawsze uważałem, że wiolonczela ma bardziej jak dla mnie kojący dźwięk niby niski, a jednak kojący. Na trąbce zawsze mogę udawać tych orleańskich jazzmanów na przykład Louisa Armstronga. Na fortepianie zagram ci wszystko nawet marsz żałobny na twoim pogrzebie, jeśli wszystko diabli wezmą, a gitara to gitara i zagram ci każdą melodie. Więc muzyka możemy odhaczyć. Pozostało nam jeszcze… Ach no tak wszystko oprócz muzyka. Czas ciągle leci a przed nami Trasmutacja może pokażą nam jak coś zamienić w jedzenie? Przynajmniej nie będziemy musieli się targować ze skrzatami…
- Powątpiewam. Zapewne będziemy zamieniać zapałkę w więcej zapałek albo krzesło w zapałki albo stół w trumnę. Przynajmniej to by mi się przydało –uśmiechnął się. –A coś jeszcze jest na tej twojej liście? Takie coś na czarną godzinę.
- Obliviate? –powiedziałem niepewnie. Te zaklęcie nigdy nie działo tak jak powinno i obawiam się, że byśmy jej całą pamięć wyczyścili, a to nie byłoby dobre. –Albo… Dobra to jedyne, co mam w zanadrzu chyba, że masz Felix Felicis i je całe wypijesz przed tą kolacją a wtedy, jeśli wierząc w to, co czytałem to wszystko powinno pójść jak po maśle.
Weszliśmy do klasy akurat wtedy, kiedy zabrzmiał dzwonek. Usiadłem koło blondyna a przed nami siedziała naprawdę ładna, krukonka… Chodź u nich to się inaczej nazywa. Chyba nigdy nie ogarnę ich nazw podobnie jak do perfekcji ich akcentu.
- Dziś chodź może to zabrzmi zabawnie to będziemy przy pomocy zaklęć dorabiać waszej zastawie stołowej uszy, ogony i tym podobne. –uśmiechnął się do klasy. Po czym wypowiedział formułkę a jego talerz uzyskał nowy look. Otóż stał się w panterkę! Spojrzał na nas a ponad połowa klasy miała opadnięte szczeny. To nie mogło być trudne. –Najważniejsze jest to by sobie wyobrazić, co chcemy dodać naszej zastawie. Na przykład psi pysk czy też skorupę żółwia. Może urządzimy konkursik. Kto wyczaruje najdziwniejszą mieszankę zwierząt na zastawie wygrywa dodatkowe punkty! Tylko proszę się skupić!
- Oczywiście- odrzekła klasa chórkiem i zaczęła wyczarowywać swoim łyżkom, talerzom, miskom i tak dalej pyski, oczy, ogony, uszy i tym podobne. Sam spróbowałem jednakże dziewczyna z naprzeciwka totalnie mnie rozpraszała i to ona doprowadziła do katastrowy. Jej piękne kobaltowe oczy spojrzały na mnie tak uroczo, że moją zastawą okazał się być David.
-Aiden, co ty do cholery mi zrobiłeś?! –spojrzałem na niego i dopiero po chwili zobaczyłem jego piękne kocie uszy. Nauczyciel spojrzał na nas właśnie w tej chwili, kiedy chciałem to wszystko odkręcić, ale blondyn dostał od mnie dodatkowo końską grzywę ale przynajmniej koloru jego wcześniejszych włosów. –Po lekcji przysięgam ci, że sięgnę do ksiąg w bibliotece i przeczytam „Jak torturować ludzi”! A ty będziesz mim królikiem doświadczalnym.
- Panie Martines. –nauczyciel jakby się zmaterializował koło nas chodź zapewne tylko mi się wydawało. –Rozumiem, iż jest pan oburzony, ale odbywa się lekcja i inni chcą się uczyć! A ty Solance zaprowadź Martines’a do pielęgniarki. Z tego, co wiem powinna ci pomóc, ale wszystko to powinno zejść jutro. 
Teraz to na pewno mnie udusi. Bo pewnie uszy by i ukrył, ale czuprynę? Może jego dziewczyna stwierdzi, że to nowa moda? Z resztą na szczęście to była przed ostania lekcja. Wyszedłem z nim z klasy i całą drogę do pielęgniarki patrzył na mnie z wyrzutem. Przecież jego fryz zawsze można podciąć i od razu zakryć uszy. Nie widzę nic w tym trudnego, ale on najwyraźniej tak.
- Mogłeś się nie lampić tymi maślanymi oczkami na dziewczyny! Patrz, co mi zrobiłeś! I może bym miał to wysoko w poważaniu gdyby nie ta durna kolacja! Może masz jakiś plan, co zrobić, jeśli te uszy mi nie zejdą? Hmm? –prychnął urażony. Zawsze miałem plan b, kiedy plan a się zawalił. Nie myślałem długo by dojść do wniosku, że można to wszystko jeszcze uratować.
- Beret! Może takie cofnięcie w czasie do lat 40! Zmieni się ozdoby i w ogóle, a beret przykryje uszka. Chodź, jeśli nie podoba ci się to może po prostu elegancki kapelusz albo zaczesany fryz tak by uszy były niewidoczne. Bo przecież grzywę można podciąć. Chodź jestem za latam, 40 bo przynajmniej wtedy bym wiedział, co grać. Jazz zawsze spoko. Chodź, jeśli nie lubi.. Z resztą prawie nic nie wiem o tej wybrance twego serca. Bo co jeśli Jazz zacznę grać, a ta podejdzie i magicznym sposobem mi ją wyprostuje to nagle moja trąbeczka stanie się wuwuzelą. –westchnąłem. 
- Ale przynajmniej jedzenie mamy załatwione? –spytał. 
- Tak. I przypomnij mi abym cię jutro strzelił. Wiesz jak trudno było mi z nimi zawiązać kompromis? Po za tym chodź to „dobre” skrzaty. To mają kartkę z zasadami gdzie jest napisane drukowanymi literami „Skopać tych, którzy chcą ukraść babeczki”.  A że ty zapisałeś „taca babeczek” to chciałem wziąć i powiem tylko tyle… Ał. –skrzywiłem się na samo wspomnienie napadu przez małe stworki. Skrzaty przygwoździły mnie do ziemi i prawie wykręciły rękę. –Jednakże umówiłem się z nimi, że będę pomagał w przygotowaniu obiadu… Przez kolejny miesiąc. A żeby mnie dobić stwierdziły, że obsadzą mnie na miejscu skrzata, który obiera cebulę. Jednakże ma się sposoby potwierdzone przez babcie. Więc źle nie jest. Umówiłem się z skrzatami, że przeteleportują jedzenie i je ustawią tak jak im opisałem. Niestety pić gwiazd nie będziecie, ponieważ to twoja działka i nie wiem czy ruszyłeś zadek by pójść po tego szampana. No chyba, że nie chcesz…
Wpadliśmy do skrzydła szpitalnego a pielęgniarka widząc David’a zacmokała z zdegustowaną miną. Pewnie nie raz spotykała się z tym przypadkiem. Zostawiła nas i znikła. Może po trunek dla blondyna by jego klawe uszka wyparowały. Tak jak tak patrzyłam to wyglądał trochę jak kotołak bez ogona, a jego blond włosy opadały mu na twarz jak tej dziewczynce, co wychodziła z telewizora. Dziwiło mnie, że coś przez nie widzi.  SS nie było opuszczone, więc stwierdziłem, że może lepiej nie mówić do niego po imieniu. Nie czekaliśmy długo a pielęgniarka wróciła i dała blondynowi flakonik z cieczą koloru ultramaryny. Chłopak duszkiem wychlał cały flakonik i dopiero po chwili skrzywił się. 
- To.. Ekhem Ekhem… Smakuje jak cynamon tyle, że… Ekhem Ekhem… Z posmakiem fetoru skunksa! –krzyknął i spiorunował mnie wzrokiem. Ale przecież to nie ja kazałem mu pić łapczywie coś, co równie dobrze mogło go zabić, bo nawet nie usłyszał ile tego maił wypić.  Jednakże pomału, ale to naprawdę pomału jego kocie uszka stawały się, co raz to mniejsze a fryz, co raz to krótszy. –I jak? Widać już tą poprawę? Nie będziesz musiał mnie obcinać? Bo obawiam się, że skończyłbym bez włosów.
- O okrutne, że nie wierzysz w moje możliwości fryzjerskie! A ty myślisz, że kto obcinał włosy lalkom tak jak to moje małe kochane chciało? Moje małe kochane to moja siostra. Tak jakby, co.  Ma trzy lata. Tak jakby, co.  Więc chyba rozumiesz albo też nie jak to jest, kiedy takie małe się rozwrzeszczy, bo chce, aby jej lalka miała krótsze włosy albo się uprze, że jej lalka ma rozdwojone końcówki chodź sama pewnie nawet nie wie, co to są rozdwojone końcówki. Więc nie martw nie wyglądałbyś źle, bo tylko 2 razy siostra płakała, kiedy fryzury lalek jej się nie podobały. Pomińmy fakt, że pozostały wtedy bez włosów. –wyszczerzyłem się. –No to tak odwracając kota ogonem. To, jaki wybierasz instrument? Bo nie wiem, jaki gwizdnąć z Sali do muzykologi. Jak stwierdzisz, że fortepian to poproszę moich starych znajomych. Może mi znów nie wykręcą ręki. Byłbym wtedy wdzięczny. Lecz czego się nie robi dla kumpla.
[David?]
P.S. Przepraszam że tak długo

Ombrelune: Od Adama cd. Ell

- A ty dokąd? - spytałem Ell, wycierając ręce o spodnie.
- Na zaklęcia - odparła i ruszyła ku wyjściu z Wielkiej Sali.
Podążyłem za nią, rzucając na odchodnym jakieś nieskładne pożegnanie i zapewnienie, że widzimy się później. Nie starałem się jej dogonić, po prostu szedłem kilka metrów z tyłu. Dopiero, gdy znalazłem się za drzwiami, i spostrzegłem, że wspina się po schodach, zwiększyłem tempo. Parę susów i już byłem obok.
- Chodź - rzuciłem, łapiąc ją za rękę i ciągnąc na półpiętro.
Wepchnąłem ją do pierwszej wnęki, jaka się nawinęła, i przyparłem do kamiennej ściany. Zacząłem gorąco ją całować. Dopiero, kiedy usłyszałem zwiastujące koniec śniadania kroki na dole, oderwałem się od zdziwionej dziewczyny.
- Już nie mogłem wytrzymać - wychrypiałem.
- Adam...
- Ja wiem. Mhm - wydukałem i, nie czekając na odpowiedź, zacząłem wspinać się na schody.
Nie starała się mnie gonić. W sumie dobrze.
Co mnie podkusiło? Cóż, całowanie Ell jest naprawdę podniecające. Nie wiem, jak David mógł z tego zrezygnować. Choć właściwie, biorąc pod uwagę jego niecodzienne gusta, wszystko jest możliwe. Teraz jest w szczęśliwym związku z moją siostrą, przedtem... JA mu się spodobałem. Tak, czy inaczej, jego strata - więcej dla mnie.
Wygodnie rozparłem się w ławce na tyłach sali do zaklęć. Ell jakoś nie nachodziła, wywnioskowałem więc, że poczekała na Clarisse, czy coś. Wkrótce za to wszedł David, żywo dyskutując z chłopaczkiem, z którym dzielił przedział w pociągu. Przydzielili go do Papillonów. Nie przerywając rozmowy, usiedli razem w ławce. Zmarszczyłem czoło.
- Smoku! - zawołałem z wyrzutem.
- A, tak... Sorry, stary. Dzisiaj siedzę z Aidenem. - Uśmiechnął się przepraszająco.
- Ach, tak. Spoko - mruknąłem mierząc davidowego przyjaciela zastępczego nieżyczliwym spojrzeniem.
Po chwili do klasy wpadły Clarisse i Elliezabeth w świetnych humorach. Druga głośno się z czegoś śmiała, wyraźnie unikając spojrzenia w moim kierunku.
- Ellie, siadaj!
Obejrzała się na mnie i natychmiast spłoniła rumieńcem. Szepnęła coś Clary i z ociąganiem zajęła miejsce obok mnie. Szatynka usiadła w wolnej ławce pod dużym oknem z widokiem na rozległe błonia i stajnie, zapewne czekając na wdrapującego się do nas Percy'ego.
- Co tam, mała? - spytałem, szukając w torbie książki do zaklęć. Przetrzepałem całą, w końcu nawet wysypałem wszystko na podłogę, jednak wśród poplamionych tomów, luźnych kartek i połamanych piór nie dostrzegłem ani śladu rzeczonego podręcznika. - Cholera!
- Hm?
- Nie mam książki. Mogę z tobą?
W tej samej chwili do klasy wkroczyła nauczycielka zaklęć - Narcisse de Maupssant. Obrzuciła spojrzeniem całą klasę i zajęła miejsce za biurkiem. Szybko zacząłem zgarniać wyrzucone rzeczy z powrotem do torby.
- Paniczu Brooks? Co pan robi?
- Już kończę. Już, moment - odezwałem się spod ławki. Włożyłem wszystko na odpierdol i wysunąłem głowę ponad blat. - Dzień dobry - wyszczerzyłem się.
- Dzień dobry - mruknęła psorka, marszcząc brwi.
Nauczycielka podała temat i kazała otworzyć podręczniki, i przestudiować teorię jakiegoś zaklęcia powodującego gwałtowny porost włosów, zwracając szczególną uwagę na akcent i manipulację różdżką. Oboje nachyliliśmy się nad wypełnionymi słowami stronicami.
- Chcę cię, rozumiesz? - szepnąłem jej do ucha.
- Później porozmawiamy - odpowiedziała wymijająco, wodząc wzrokiem od linijki do linijki.
- Elliezabeth!
- Cisza! - Profesorka podniosła głos i wróciła do przeglądania sterty pergaminów, które były naszym wakacyjnym zadaniem domowym.
- Nie możesz mnie ignorować - powiedziałem cicho, skupiając wzrok na nauczycielce, by nie dać się przyłapać.
- Nie robię tego.
- Ależ tak.
- Nie wiem, o czym mówisz - odparła, po czym zaczęła pod nosem mamrotać opis zawarty w podręczniku.
- Za to ja świetnie wiem. - Delikatnie przygryzłem jej ucho, a następnie cmoknąłem je.
- Nie rób...
- Sama jesteś nierób. - Uśmiechnąłem się, rozbawiony własnym dowcipem.
- Panienko Heap, ostrzegam panią! Cały czas słyszę rozmowy! - Dało się słyszeć głos profesorki.
- To byłem ja, pani profesor - wtrąciłem szybko.
- Nos do książki, panie Brooks - poleciła i wróciła do sprawdzania wypracowań na temat zaklęć ochronnych.
- Ellie...
- Bądź już cicho, do jasnej anielki, bo za chwilę oboje będziemy mieli kłopoty! - żachnęła się. Profesorka gwałtownie wstała zza biurka.
- Ombrelune traci dziesięć punktów, państwa Heap i Brooks zapraszam o siedemnastej na szlaban. Porozmawiacie sobie, porządkując biblioteczkę w mojej sali. A tymczasem zapraszam na środek pannę Elliezabeth, która, zważywszy na rozmowy, świetnie opanowała już zaklęcie, którego się dziś uczymy, prawda?
Ell bez słowa chwyciła różdżkę i udała się na środek sali. Oczywiście jej się nie udało, tak jak i mi, gdy zostałem poproszony zaraz po niej.

Ell? ;x
Zero. Pierdolonej. Weny.

sobota, 7 marca 2015

Ombrelune: Od Davida Cd. Leslie

Boże! Na szczęście już po niedługim czasie byliśmy w szkole.
Z czasem coraz bardziej zarozumiała się stawała..
I na litość boska co ona tam trzyma?! Te toboły ciężkie jak cholera!
Na moje nieszczęście powóz mieliśmy sami dla siebie..
Oczywiście później złapałem ją za rękę - nie zważając na jej protesty bo w końcu
dalej jest 'fochnięta' i podążyłem z nią do szkoły a później do WS, gdzie jak
na dżentelmena od siedmiu boleści przystało, grzecznie odsunąłem jej krzesło
i zaraz usiadłem obok.
Ajajaj! Cholerny El Diablo Bóg od siedmiu boleści pseudo seksu i śmiechu wartej rospusty
miał cholerną racje!
A ta 'cholerna racja' Diabełka brzmiała, że mnie ostrzegał, że wchodząc w związek
z jego siostrą w gówno się wpakuje!
Ale oczywiście racji mu na głos nie przyznam... Po za tym ten związek miał na celu
go wkurwianie [co oczywiście 100% działa] taka moja mini zemsta... Eh.
Przynajmniej jeden plus, że w tym roku mam SUM'y to będę mógł się wywijać
nauką i sobie spędzę czas z Ai'm. Wydaje mi się, że Les go nie lubi...
Cóż tym lepiej dla mnie. Ja będę z nim się spotykał a ona nie będzie chciała wtedy
z nami przebywać... Fajna wymówka.
"- Gdzie idziesz?
- Do Aidena chcesz iść ze mną?
- Nie... "
Taaaa to by było spoko wystarczyło by, że bym mówił, że idę do niego i będę mieć
spokój. Oby tylko go jeszcze bardziej znielubiła, tym lepiej dla mnie.
- David!
- Yyy... Co? - Zapytałem otrząsając się z moich wspaniałych myśli na temat.
"Jak najłatwiej pozbyć się, nie potrzebnego balastu z głowy - Czyt. DZIEWCZYNY!"
- Mówię do ciebie od 5 minut a ty nawet nie reagujesz! - O boż znów pretensje.
- Olewasz mnie!
- Wcale nie, nie olewam... Tylko się zamyśliłem.. O co chodzi?
- Właśnie o to! Czemu siedzisz i nawet nie klaszczesz gdy ktoś do nas dochodzi
mógłbyś chociaż oglądać ceremonie...
- Wybacz po prostu rozmyślam o... - No dalej myśl! Coś by ją udobruchać! - Niespodziance!
- Niespodziance? - Uniosła brew.
- Tak. - Odpowiedziałem pewnie i włożyłem na usta zadowolony uśmieszek by pokazać,
że nie kłamię na poczekaniu... Co właściwie robię - Mam dla ciebie niespodziankę..
tak by uczcić nowy rok szkolny.. Jutro przyjdź na wierzę tą nie używaną wschodnią, dobrze?
- Oki! Yyy... znacz... Dobrze mogę przyjść skoro ci tak zależ... - 'Wcale mi nie zależy!
nawet JA nie wiem co to ma być za niespodzianka, więc nie musisz się fatygować,,,
Boż! Muszę poprosić Ai'a o pomoc może będzie miał jakiś pomysł..'w tym czasie ona
niby nie wzruszona tą zapowiedzią o 'niespodziance' odwróciła się i zaczęła jeść to co
pojawiło się na stołach, co oznacza, że ceremonia dobiegła końca.

~*~

Było po 21, i o wiele bliżej 22, gdy próbowałem się dostać do PW Papilonów.
O to, że dostanę szlaban za włóczenie się po nocach, w końcu jestem prefektem...
Lecz nie Naczelnym przez co nie mam dostępu do haseł innych domu. Szkoda.
Na szczęście po 10 minutach, udało mi się zgarnąć jakąś z trzeciego, bodajże, roku,
która wracała do PW, żeby zdążyć przed ciszą nocną i udało mi się ją uprosić [co
oczywiście trudne nie było.. Ma się ten UROK Osobisty.], by zawołała Papilona
z czwartego roku - Aidena Solance.
Po chwili wyłonił się Ai jak zwykle - ze swoim uśmieszkiem na pół twarzy.
- Cześć!
- Ta, ta, Cześć.. Mam sprawę. - Powiedziałem byłem zdesperowany. xP
- Oh. To mów w czym rzecz? - Uśmiechnął się łagodnie a ja mu odpowiedziałem
tym samym.
- Chodzi o Leslie... Wiesz moją dziewczynę.. Noo i powiedzmy, że wpakowałem
się w niezłe bagno... - Powiedziałem krzywiąc się, zaś on zachichotał.
- I co w związku z tym?
- TO, że ONA myśli, że JA mam dla niej NIESPODZIANKĘ, którą zaprezentuję jej
 J-U-T-R-O o 20 w jednej z wschodnich wierzy.. Yyy.. wiesz tej nieużywanej...
A prawda jest taka, że ja GÓWNO a nie Niespodziankę mam! Jak ona się dowie, że
ją w konia robię to będzie gorzej niż zwykle! - Zrobiłem minę zbitego psa wlepiając
oczy w niego. Ten zaś wyglądał na rozbawionego.
- To po coś ją w konia robił?
- By się usprawiedliwić?
- Odpowiadasz czy pytasz?
- To zzaależy o co konkretnie pytasz?
- Chcesz, żebym ci pomógł, prawda? - Zapytał na co ja żywo pokiwałem głową.
- Ok to może... Hym... - Zaczął się zastanawiać. - Mam!
- Tak?? Co??
- Kolacja!
- YYyyy.. Co? - Zgłupiałem - Jesteś głodny?
- Nie, głupi! Przygotuj dla niej kolacje tam! Wiesz, romantyzmu trochę! Kobiety
to kochają! - Uśmiechnął się, z mimiką znawcy. - Wiesz świece, zapachowe, by oświetlić,
stolik, biały obrus, świecznik i wazonik z kwiatami, jakieś, żarcie, może by trochę wina
czy szampana... I oczywiście idź do po nią elegancko ubrany by dziewczyny inne padły
i nie każ jej iść tam, co to, to nie! sam po nią idź z kwiatami przed kolacją najlepiej.
I najlepiej przy jej psiapsiułach by poczuła się wyjątkowo, i dumnie, wiesz żeby
tamte zazdrosne były, i tak z kwiatami do niej i bądź miły i czarujący no i przytakuj jej itp.!
 Postanowiłem mu przerwać bo znów się rozgadał a już się nauczyłem, że jak zacznie
to nie ma przebacz!
- Ok, ok,! Wiem jak oczarować dziewczynę, Tego mnie nie musisz uczyć - Mruknąłem
bo w końcu jak ktoś mógł Pomyśleć! Że nie umiem oczarować, poderwać itp. dziewczyny!
Ale to jest Ai, a Ai to Ai a z nim wszystko jest możliwe... - Aaa pomożesz mi to przygotować?
- Poprosiłem ładnie - I siedzisz jutro ze mną na lekcjach? - Uśmiechnąłem się.

< Aiden? :D Ty dokończ do momentu jakiegoś gdy kończą przygotowywać tą kolacje
[w tym możesz jak lekcje im przeminęły wiesz jakieś odpały :P] a później ja coś tam dalej
napiszę i dam do Les by opisała kolacje :D>

środa, 4 marca 2015

Héroiqueors: Od Petty'ego Cd. Violetty

Kiedy otworzyłem oczy, pierwsze co zobaczyłem była Violetta.
Wstałem od razu a ona poinformowała mnie, że dojeżdżamy.
I prawda już po kwadransie tłoczyliśmy się na stacji.


"- Oh, patrz, twój kuzynek tam jest. Idziemy do niego?
- Nie. - Odpowiedziałem mu i wszedłem do pierwszego lepszego powozu.
- Oh, no cóż ty taki... Taki?
- Jaki?
- No Taaaaaki!
-Sprecyzuj się.
-  Obojętny, ja tu się staram, a ty mnie chcesz zbywać! Nie przyzywam cię
o grzecznie pytam a ty co? Nie, Jaki?, Sprecyzuj się. - Zaczął przedrzeźniać
mnie - I nic więcej pogadaj ze mną!
- Po co?
- BO JA tak chce!
- A idź się utop.
- Chętnie, tylko rusz zadek i możesz z klifu skoczyć, lub z powozu wyskoczyć
co wybierasz? - Zapytał przymilonym głosem.
- Wkurzasz mnie nawet jak, strasz się być uprzejmy.''


Nagle ktoś wszedł, a tym kimś okazała się być Viola.
- Cześć - Uśmiechnęła się lekko, niepewnie... - Można?
- Oczywiście - Powiedziałem z wymuszonym uśmiechem.

"- Uuuuuuuu... Hehe, pacz coś jej zrobił, nietaktowcu! - Zaśmiał się
- Czego znowu?!
- Noo nic.. Po prostu.. Zastanawiam się czy tym razem też się na nią rzucisz,
Panie Całuśny, by zaraz znów póść w kimono! Hehehe...
- A odwal się.."

Cóż ale w jednym musiał mu przyznać racje...
Był w cholerę nie taktowny...
BO JAK MOŻNA POCAŁOWAĆ DZIEWCZYNĘ I ZARAZ PO TYM ZASNĄĆ?!
To było głupie.
I ona, dziwnie się przy nim czuje..
Lekko denerwuje. Czuć to w powietrzu..
A on ma bardzo wrażliwy nosek...

~*~

Do końca 'podróży' nie zamienili ani słowa, później tylko wymienili krótkie 'cześć'
I się rozdzielili.
Teraz siedząc w Wielkiej sali wlepiał w jej plecy swój wzrok.
Mało go obchodziło co się dzieje dookoła.
Klaskał gdy ktoś dochodził do ich domu ale tylko dlatego, że łatwo było się domyślić,
z czego się cieszą osoby koło niego.
Po Ceremonii przyszedł czas na jedzenie.
Gdy zjedli wszyscy się rozeszli lecz on czekał przed Salą i zgarniał Pierwszoroczne Harpie.

~~~

Gdy pierwszaki się zebrały on jak na Prefekta, nie wspominając już o tym,
 że jest naczelnym a w dodatku jest SAM, i on całkiem SAM musi się zając
tą bandą nadpobudliwych bachorów, bo nikt mu nie pomoże, bo po co...
Sam będzie ich prowadzał tera do pokoju pilnując by, żaden się nie zabłąkał,
a jutro będzie musiał im pomóc dojść do odpowiednich sal bo się pewnie pogubią..
i będzie musiał za nimi biegać po całym zamku a także za innymi z innych
domów bo on jest naczelnym i musi tych bachorów pilnować!
A drugiego naczelnego też nikogo nie mianowali!
I jak tu kurwicy nie dostać???
- Dobra bach.. - W porę się na szczęście opamiętałem... - Ba... Bardzo miło mi was poznać.
Nie ma to jak wyjść z opresji z twarzą. Strzelamy uśmieszek.!
- Nazywam się Petty Rua i  Jestem Prefektem Naczelnym. Zawsze jest dwóch lecz
w tym roku jestem jedynym Prefektem Harpii, ale także i jedynym Naczelnym
także pamiętajcie, że w razie problemów nie bójcie się do mnie przyjść i po prosić
o pomoc. Może być to problem w nauce lub też taki który zagraża waszemu życiu czy
zdrowiu, jeśli ktoś wam dokucza, czy źle się czujecie. A ja postaram się wam pomóc
jeśli to będzie coś małego to sam postaram się pomóc w innym wypadku na pewno
powiadomię o tym także naszego opiekuna. - Boże! Dopomóż mi by te bachory
od razu szły do opiekuna czy pielęgniarki! Jeszcze niańczenia ich mi brakuje...
Postanowiłem dalej kontynuować swój monolog prowadząc ich w stronę PW Harpii
przy okazji pilnując by nikt się nie odłączył. - Jak wiecie... Lub nie wiecie. Naszym
opiekunem Domu jest Profesor Kyoko Ishimura Nauczycielka Numerologii.
Kolorami domu Żółć, brąz oraz granat, Symbolem Bóbr który symbolizuje naszą
pracowitość czyli jedną a także Najważniejszą cechę naszego domu. Uczniów domu
Héroiqueors nazywa  się Harpiami...
- A dlaczego? - Przerwała mi jakaś dziewczynka w kitkach... Boże! Nie możesz mi
dać skończyć ten monolog bym mógł się już walnąć na łóżko??? Nie muszą zadawać
pytania! Ale niestety inni też chyba byli tym zainteresowani.
- Właśnie czemu? przecież symbolem jest bóbr a w nazwie domu nie ma nic o...
-Bo tak się nas nazywa. Ktoś dawno temu tak wymyślił i tak się przyjęło.
My jesteśmy Harpiami, Z Ombrelune są Luniakami, z Bellefeuille są Orlakami
a z Papillonlisse są Papilonami. A teraz pozwólcie, że dokończę. Nasz Pokój
Wspólny znajduje się na Piątym piętrze, gdzie zaraz dojdziemy.
- O już jesteśmy. Zatrzymajcie się. A więc tak, aby wejść do PW trzeba mieć hasło,
osoby z innych domów nie wiedzą gdzie znajduje się wejście chyba, że się komuś
pokaże, powie. Są na hasła które może zmienić tylko i wyłącznie Prefekt lub Opiekun
bądź sama dyrektora czy jeśli taka zajdzie potrzeba wicedyrektor. Obecne Hasło
brzmi Pracowite serce - W tym momencie otworzyło się przejście do PW -... I znajduje
się właśnie za tym obrazem. Jeśli zmieni się hasło pojawi się odpowiednia notka na
tablicy w PW mnie zaś znajdziecie w osobnym dormitorium przeznaczonym dla
Naczelnych Prefektów znajduje się na siódmym piętrze za Posągiem Upadłego Anioła
I tam mnie można też znaleźć. A teraz zanim wejdziecie każdy niech podejdzie po
swój plan lekcji!

~*~

Wreszcie!
Po rozdaniu go pierwszakom musiałem rozdać też starszym klasom plany lekcji.
A że niestety jestem jedynym prefektem nie mogłem zrzucić tej pracy na kogoś innego.
Szybko poszedłem się umyć a następnie przygotować na jutrzejsze lekcje.
Powtórzyłem materiał i wreszcie ułożyłem się spać.
Ah. Tak. W tym wszystkim, dodatkowo powtórzyłem materiał. Czemu?
Mimo wszystko dalej jestem Petty Cygnus Rua Pierwszy! A się pochwale... Ten
pracowity, mądry, inteligentny, bystry Harpii prymus który zawsze musi mieć wszystko
dopięte na ostatni guzik! O tak w poprzednim roku, w drugim półroczu się opuściłem
lecz nie mogę pozwolić by moja reputacja padła! O co to, to nie!

~*~

Następny dzień zaczął się normalnie.
Siedziałem teraz na lekcji Transmutacji. Czwarta to już.
I strasznie mi się nudzi już od pierwszej lekcji a Szachar to tylko utrudniał.
Oczywiście mimo tych utrudnień, szło mi idealnie.
Ręka w górę, odpowiedzi zawsze poprawne, zaklęcia rzucane idealnie,
bez pomyłek, za pierwszym razem udane.

~*~

Postanowiłem iść na Błonie.
Lekcje się skończyły, więc miałem wolne.
Zauważyłem przy jeziorku Violę, więc się do niej przysiadłem.
Przy okazji chciałem trochę sprostować nasze relacje..
- Witaj. - Przywitałem się, gdy usiadłem - Co rysujesz? - Zapytałem bo przerwałem
jej właśnie tą czynność.


<Viola? Dziś to nabazgrałam.. Godzinę może półtorej to pisałam! xD A tera Dobranoc :P>