Nareszcie koniec lekcji. Zaczęłam pakować książki myśląc już tylko o ciepłym łóżku i...
- Cholera - mruknęłam pod nosem.
Zupełnie zapomniałam o dzisiejszym szlabanie. Dzięki, Adam! Wyszłam z klasy kierując sie w stronę dormitoriów, by zostawić tam książki. Kiedy w końcu do niech dotarłam (co jak co, ale przedzieranie sie przez tłum uczniów nie jest łatwe), spostrzegłam, że do szlabanu pozostało tylko pół godziny. Opadłam na łóżko ze zrezygnowaniem. Po około minucie drzwi sie otworzyły, a do pomieszczenia weszła Clarisse.
- No niezłe przedstawienie dziś daliście z Adamem na zaklęciach - powiedziała z wrednym uśmiechem.
- Tak, bo przecież tylko my gadaliśmy - warknęłam lekko poirytowana.
- Ell, przez całą lekcje wyglądałaś jak jeden wielki burak. - Clarr najwyraźniej świetne sie bawiła. Moim kosztem. Cudownie.
- Ta... O jejku no nie, wyglada na to, ze mam szlaban i nie będę mogła dłużej z tobą rozmawiać. Jaka szkoda. Żegnaj Clarr, będę tęsknić...
- A ja nie - mruknęła dziewczyna.
Udałam załamanie nerwowe, po czym wyszłam z dormitorium kierując sie w stronę sali pani Maupssant.
- Cześć Ell! - usłyszałam przeraźliwy wrzask tuż obok mojego ucha.
- Adam, ty idioto!
- Też miło cię widzieć - chłopak wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. - Szlabanik?
- Ta... Szlabanik... - patrzyłam na Adama lekko skołowana. Mówią, że to kobieta zmienną jest, a tu taki Adam Brooks : rano przygważdża cie do ściany i zachowuje jak jakich psychiczny napaleniec, a potem udaje, że nic się nie dzie...
- Słodko wyglądasz, kiedy sie rumienisz - usłyszałam szept koło swojego ucha.
- Yyy dzięki? - pisnęłam podejrzewając, że moje policzki przybrały już conajmniej odcień szkarłatny.
Ku mojej uldze dotarliśmy juz pod drzwi sali w której mieliśmy odbyć szlaban.
- Mamy jeszcze dziesięć minut - poczułam, że Adam obejmuje mnie od tyłu. - Wiesz co można zrobić w dziesięć minut?
- Nie, i nie chcę wiedzieć - powiedziałam lekko zestresowana. Ta cała sytuacja mnie przerastała.
W tym momencie drzwi sali sie otworzyły.
- Wspaniałe, że już jesteście. Chodźcie - nauczycielka zaprosiła nas do środka.
Po chwili dotarliśmy do sporych rozmiarów biblioteczki.
- Trzeba wyjąc wszystkie książki... Tylko ostrożnie! To wartościowe egzemplarze! Wytrzeć wszystkie półki i włożyć z powrotem. - oznajmiła nauczycielka - Proszę oddać mi wasze różdżki.
Oddaliśmy je z ociąganiem.
- Bierzcie sie do pracy - zarządziła, a sama rozsiadła się w fotelu otwierając jakieś opasłe tomisko.
- Nie chce mi się - poskarżył sie Adam. Zaczyna sie...
- Żadnych rozmów! - usłyszałam krzyk nauczycielki, która nawet nie podniosła wzroku znad książki. Zaczęłam ściągać książki z regałów.
Kątem oka zobaczyłam, że Adam robi to samo, co przyjęłam z pewnego rodzaju ulgą. Znając go to najchętniej usiadłby i nic nie robił. Praca w jego towarzystwie szła dość mozolnie. Najgorsze jednak było to, że co pięć minut Adam przechodził kryzys, a wyglądało to mniej więcej tak:
- Nie chcę! Nikt nie zmusi mnie do sprzątania i układania tych papierowych paskud!
- Zaczyna sie... - westchnęłam.
- Ell ja nie chcę...
- Nie marudź!
- Ale ja nie chceeee... Zabierz mnie stąd...
- Zachowujesz sie jak jakiś dwuletni bachor...
- ŻADNYCH ROZMÓW! - krzyczała wtedy nauczycielka, a ja wracałam do pracy.
I wtedy Adam robił minę naburmuszonego dziecka, które nie dostało zabawki, ale bez słowa zabierał się do wycierania półek.
Po około trzech godzinach biblioteczka lśniła.
- Skończyliśmy - oznajmiłam stając przed zaczytaną nauczycielka. Kobieta uniosła wzrok znad książki i bez słowa podała nam różdżki.
- Do widzenia, życzymy miłego dnia! - uśmiechnęłam sie promiennie, po czym opuściliśmy salę.
- Jedyne czego życzę tej starej wiedźmie, to rozwolnienia albo...
- Oddam wszystko tylko przestań marudzić! Zaraz cię uduszę! - krzyknęłam.
- Wszystko? - zapytał z chytrym uśmieszkiem.
- Zdałam sobie sprawę ze swojej głupoty... - westchnęłam - Dlaczego ja zawsze muszę cos palnąć? A potem ty wygrywasz i...
Nie dane było mi skończyć, gdyż Adam przyciągnął mnie do siebie i zachłannie pocałował. Na poczatku nie wiedziałam co robić, ale zaczęłam odwzajemniać pocałunek. To było nawet... Przyjemne. Zaczęłam sobie wyobrażać jakby na moim miejscu zachowala sie taka powiedzmy... Evelyn Rosier - wierna fanka Adama. Mimowolnie parsknęłam śmiechem.
Adam odsunął sie ode mnie lekko zdziwiony.
- Co jest?
- Nic...
Jednak wizja Evelyn napastujacej Adama nie przestawała mnie nawiedzać, co zaowocowało jeszcze głośniejszym chichotem, którego nie potrafiłam stłumić.
- Co cię tak śmieszy...? - zapytał powoli przybliżając sie do mnie z chytrym uśmieszkiem.
- Nic, nic - zachichotałam, ale przejrzałam plany Adama i puściłam sie sprintem w stronę dormitoriow. Mimo tego, że biegłam jak najszybciej umiałam, chłopak bez problemu mnie dopadł i zaczął łaskotać.
Pisnęłam głośno i próbowałam sie wyrwać z jego uścisku niestety na marne.
- Tortury... Są... Zakazane - wydyszałam.
- A co mnie to? - Adam na chwilę przestał.
- Puszczaj - powiedziałam władczym tonem.
- Nie - wyszczerzył sie chłopak.
Zmarszczylam brwi i obróciłam sie do niego tyłem.
- Ojej, czyżby panna muszę-dostać-wszystko-co-chcę sie na mnie obraziła? - zapytał Adam udając przestraszonego - O nie! To by była katastrofa stulecia!
Mimowolnie parsknęłam śmiechem, ale zaraz potem przybrałam poważną minę i odwróciłam sie do chłopaka tak, by spojrzeć mu w oczy.
- Puszczaj... W tej chwili - rozkazałem.
- Okej coś za coś - powiedział Adam nadstawiając policzek.
Wzruszyłam ramionami i nachyliłam się, ale chłopak odwrócił szybko głowie przez co pocalowalam go nie w policzek, ale w usta.
- Głupi! - spoliczkowalam go lekko. - Nie rób tak!
- Sama jesteś nierób - wyszczerzył sie.
Wyplątalam sie z jego uścisku i udałam sie do dormitorium. Dobra. Podjęłam decyzje. *mroczna muzyka xd* porzucam wszystkie swoje watpliwości. Niech sie dzieje co chce. Najwyżej potem będę płakać po nocach... Przezywać załamanie nerwowe jak to ja mam w zwyczaju... Pff... Normalka. Z wysoko uniesioną głową weszłam do dormitorium w którym ku mojej uldze nie zastałam Clarr. Usiadłam przy biurku i zaczęłam przeglądać książki w poszukiwaniu notatek dotyczących prac domowych... Hm... Wypracowanie na zaklęcia... Na szybko skreśliłam listę potrzebnych książek i wyszłam do biblioteki.
Krążyłam miedzy regałami. W poszukiwaniu potrzebnych tomów.
- Coś tak myślałem, że cie tu znajdę - usłyszałam głos za sobą.
- Jesteś strasznie irtyrujacy - powiedziałam oskarżycielskim tonem nawet nie oglądając sie za siebie - wiedziałam, że to Adam. - Zawsze wyskakujesz zza rogu... Śledzisz mnie?
- Tak, oczywiście nie mam nic innego do roboty... Poza tym, nie trudno zauważyć taką różową burze- wyciągnął rękę zapewne aby zmierzwić mi włosy, ale odsunęłam się i klepnelam go w dłoń.
- Nie rób!
- Sama jesteś...
- Gryzę - ostrzegłam starając sie przybrać groźną minę, co chyba nie za bardzo mi wyszło, bo Adam wybuchnął śmiechem.
- Tak, warto sie bać drobnej dziewczynki z różowymi włoskami... - nie krył swojego rozbawienia.
- Mam paznokcie, a poza tym mnie nie doceniasz - warknęłam stając na palcach, aby zdjąć grubą książkę a wyższej półki.
Adam?