Pobiegliśmy mrocznym korytarzem do sali eliksirów. Kiedy profesor nas zobaczył, spojrzał na mnie srogo.
-Coaspartoux, spóźnienie. Minus dziesięć punktów dla Papillonlisse. Siadaj.-warknął. Amy spojrzała na mnie bezradnie i usiadła obok jednej ze swoich koleżanek. Skierowałem się smętnie na miejsce obok Vako.
-Gratuluję, kochasiu. Dzięki tobie mamy minus dziesięć na start- burknął.
-I stracicie kolejne dziesięć, jeśli pan De Mackor nie raczy zamknąć jadaczki- zauważył zgryźliwie nauczyciel. Pomyślałem, że ten facet musi mieć słuch absolutny. Jak wąż, lis czy jeszcze inne okropieństwo od Luniaków.
Zamilkliśmy i zabraliśmy się za miażdżenie korzonków. Co chwila zerkałem na drugą stronę klasy, gdzie Luniacy bezkarnie rozmawiali. Wśród nich i luby Kolorowy Łeb, który także raz na jakiś czas zwracał się w moim kierunku. Uśmiechałem się wtedy do niego i wracałem do milczącego i wielce filozoficznego zadania krojenia szczurzych flaków.
~~*~~
-Nie ogarniam tego gościa. Strasznie was faworyzuje.-poskarżyłem się Avalone.
-Łatwo zrozumieć jego motywy. Chce, żebyśmy wygrali Puchar Domów, jak co roku zresztą. Poza tym, reszta nauczycieli to was traktuje ulgowo. Z jakiegoś powodu, Luniacy nie cieszą się ogólnym szacunkiem wśród reszty nauczycieli i uczniów. Craxi nam to rekompensuje, choć nie mówię, że za nim szaleję.
-Mów jak wolisz. Dla mnie Craxi to wredny, stary...
-VAKO!-zawołaliśmy chórem w obawie, że on tu gdzieś jest.
-Co?-wzruszył ramionami.-Kłamię?
-Siedź cicho, młotku!-syknąłem.-Może on tu jest.
-Craxi?-prychnął mój kumpel.-Jest przewredny, ale nie ma mocy pojawiania się znikąd.
-Zdziwiłbyś się, De Mackor.-rozległ się głos profesora tuż nad naszymi głowami. Odwróciliśmy się gwałtownie. Nauczyciel stał za nami i uśmiechał się drwąco, choć oczy miał lodowate.-Cała trójka. Za mną!-warknął i skierował się po schodach na górę, a nam już było wiadomo, że idziemy ku zgubie, bo do gabinetu Madame Maxime.
~~*~~
-I po co gadałeś, ty ciołku?-warknąłem na Vako w gabinecie dyrektorki. Olbrzymka patrzyła na nas z zatroskaniem, wysłuchując zeznań Craxi'ego.
-Och, panie Craxi, nie wierzę, by te słodkie aniołki mogły mówić takie okropne rzeczy o panu!-zaprotestowała.
-Niech pani zatem lepiej uwierzy, madame. W szczególności pan De Mackor, jednak pozostała dwójka nie paliła się, by bronić mego dobrego imienia.
-Nauczyciel potrzebuje, żeby uczniowie mu dobrego imienia bronili?-mruknąłem.
-Coś mówił, Coaspartoux!?-nauczyciel gdyby mógł, zapłonąłby.
-Ja nic, panie profesorze. To znaczy dziwi mnie, że przejmuje się pan, co o panu uczniowie gadają, jakby to miało wpłynąć na pańską osobowość.
"Która zasadniczo jest celnie oceniana przez wracających z eliksirów uczniów" dodałem w myślach, ale tylko w myślach, na szczęście.
-Och, to celne słowa, mój drogi! Mój drogi panie Antonio, ten chłopiec ma rację! Czyżbyś potrzebował zdania swych uczniów do osądu samego siebie? I tak chodzi głównie o to, jak uczysz, a sądząc po obecnych wynikach naszych uczniów, jesteś najlepszy od czasów słynnego Pierre'a Priuscher. Puść te dzieciaczki. Przykładową karą dla nich niech będzie, hmm... po minus jeden punkt dla ich domów. Tak, to rozsądne rozwiązanie.
Au revoir, kochani!
Gestem wygoniła nas za drzwi, a nam nie trzeba było powtarzać, czy przynaglać. Wystrzeliliśmy z gabinetu jak z procy.
Vako? Amy?
-Coaspartoux, spóźnienie. Minus dziesięć punktów dla Papillonlisse. Siadaj.-warknął. Amy spojrzała na mnie bezradnie i usiadła obok jednej ze swoich koleżanek. Skierowałem się smętnie na miejsce obok Vako.
-Gratuluję, kochasiu. Dzięki tobie mamy minus dziesięć na start- burknął.
-I stracicie kolejne dziesięć, jeśli pan De Mackor nie raczy zamknąć jadaczki- zauważył zgryźliwie nauczyciel. Pomyślałem, że ten facet musi mieć słuch absolutny. Jak wąż, lis czy jeszcze inne okropieństwo od Luniaków.
Zamilkliśmy i zabraliśmy się za miażdżenie korzonków. Co chwila zerkałem na drugą stronę klasy, gdzie Luniacy bezkarnie rozmawiali. Wśród nich i luby Kolorowy Łeb, który także raz na jakiś czas zwracał się w moim kierunku. Uśmiechałem się wtedy do niego i wracałem do milczącego i wielce filozoficznego zadania krojenia szczurzych flaków.
~~*~~
-Nie ogarniam tego gościa. Strasznie was faworyzuje.-poskarżyłem się Avalone.
-Łatwo zrozumieć jego motywy. Chce, żebyśmy wygrali Puchar Domów, jak co roku zresztą. Poza tym, reszta nauczycieli to was traktuje ulgowo. Z jakiegoś powodu, Luniacy nie cieszą się ogólnym szacunkiem wśród reszty nauczycieli i uczniów. Craxi nam to rekompensuje, choć nie mówię, że za nim szaleję.
-Mów jak wolisz. Dla mnie Craxi to wredny, stary...
-VAKO!-zawołaliśmy chórem w obawie, że on tu gdzieś jest.
-Co?-wzruszył ramionami.-Kłamię?
-Siedź cicho, młotku!-syknąłem.-Może on tu jest.
-Craxi?-prychnął mój kumpel.-Jest przewredny, ale nie ma mocy pojawiania się znikąd.
-Zdziwiłbyś się, De Mackor.-rozległ się głos profesora tuż nad naszymi głowami. Odwróciliśmy się gwałtownie. Nauczyciel stał za nami i uśmiechał się drwąco, choć oczy miał lodowate.-Cała trójka. Za mną!-warknął i skierował się po schodach na górę, a nam już było wiadomo, że idziemy ku zgubie, bo do gabinetu Madame Maxime.
~~*~~
-I po co gadałeś, ty ciołku?-warknąłem na Vako w gabinecie dyrektorki. Olbrzymka patrzyła na nas z zatroskaniem, wysłuchując zeznań Craxi'ego.
-Och, panie Craxi, nie wierzę, by te słodkie aniołki mogły mówić takie okropne rzeczy o panu!-zaprotestowała.
-Niech pani zatem lepiej uwierzy, madame. W szczególności pan De Mackor, jednak pozostała dwójka nie paliła się, by bronić mego dobrego imienia.
-Nauczyciel potrzebuje, żeby uczniowie mu dobrego imienia bronili?-mruknąłem.
-Coś mówił, Coaspartoux!?-nauczyciel gdyby mógł, zapłonąłby.
-Ja nic, panie profesorze. To znaczy dziwi mnie, że przejmuje się pan, co o panu uczniowie gadają, jakby to miało wpłynąć na pańską osobowość.
"Która zasadniczo jest celnie oceniana przez wracających z eliksirów uczniów" dodałem w myślach, ale tylko w myślach, na szczęście.
-Och, to celne słowa, mój drogi! Mój drogi panie Antonio, ten chłopiec ma rację! Czyżbyś potrzebował zdania swych uczniów do osądu samego siebie? I tak chodzi głównie o to, jak uczysz, a sądząc po obecnych wynikach naszych uczniów, jesteś najlepszy od czasów słynnego Pierre'a Priuscher. Puść te dzieciaczki. Przykładową karą dla nich niech będzie, hmm... po minus jeden punkt dla ich domów. Tak, to rozsądne rozwiązanie.
Au revoir, kochani!
Gestem wygoniła nas za drzwi, a nam nie trzeba było powtarzać, czy przynaglać. Wystrzeliliśmy z gabinetu jak z procy.
Vako? Amy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz