Jesień, niedziela. Siedzę cicho wpatrując się w okno. Gdzieś tam, daleko znajdował się mój dom. Zostawili mnie samą, ze wszystkim. To się nazywa miłość.Spojrzałam na kolana, które przysunęłam do moich piersi. Malutka łza spłynęła po moim bladym policzku. Powoli sięgnęłam ręką po telefon, który leżał na stoliku. Rozpłakana rzuciłam z całych sił komórkę na podłogę, widząc zdjęcie z moją mamą. Leżałam tak przez kilkanaście minut. Jeśli ktoś zobaczyłby mnie w takim stanie, to znaczy moje oczy, stwierdziłby, że jestem spokrewniona z zającem.
Usiadłam zdruzgotana. Przeczesałam ręką moje ciemne włosy. Nie powinnam się zamartwiać. Nowa szkoła - nowe życie. Zdjęłam ciemny sweter, po czym podeszłam do szafy. Otworzyłam drzwiczki. Wzięłam moją ulubioną brązową bluzę i niebieską bluzkę. Podeszłam do lustra. Rozpuściłam włosy, wyjęłam błyszczyk w kolorze moich ust. Nie było widać, że mam je lekko pomalowane - oto mi chodziło. Nie lubię się malować i chyba nigdy nie będę tego robiła. Wzruszyłam ramionami. Odłożyłam kosmetyczkę do szuflady, spojrzałam w stronę okna. Było tam bardzo dużo ludzi w moim wieku, może młodszych. No cóż, raz grozi śmierć. Uśmiechnęłam się lekko w duchu. Odeszłam od okna, podeszłam powolnym krokiem do drzwi. Nie wiedziałam jeszcze, czy chcę tego, czy nie. No cóż, sięgnęłam za klamkę i wyszłam z pokoju. Stałam jeszcze chwilę przyklejona do drzwi. Uznałam, że świeże powietrze dobrze mi zrobi. Korytarz był pusty, postanowiłam wyjść, w końcu wszyscy byli na zewnątrz. Poszłam w stronę wyjścia. Znów się zawahałam. Trwało to jednak tylko kilka sekund, ponieważ zaraz otworzyłam drzwi i byłam już na jednym ze schodów. Zrobiłam wielkie oczy, bo uznałam, że za chwile wszystkie gałki oczne zwrócą się na mnie. Jednak na marne się denerwowałam. Wszyscy byli zajęci swoimi zajęciami. Odetchnęłam z ulgą. Szybko zeszłam ze schodów, po czym znalazłam ciemny kącik, który nie był przez nikogo zajęty. Poszłam tam. Zauważyłam ławkę, przy której leżały zwiędnięte kwiaty. Usiadłam na drewnianej desce, a ręką sięgnęłam po jednego z kwiatków. Uznałam, że wezmę je wszystkie i włożę do notesu. Lubiłam zbierać kwiaty i wkładać je pomiędzy kartki. Nie, to nie jest moje hobby. Po prostu pokazała mi ten sposób moja mama, ona tak robiła. Siedziałam tak jeszcze chwilę z opuszczoną głową. Rozmyślałam nad pierwszym dniu w szkole, jak zareagują wszyscy na nową uczennicę? Hm... Po co się tym przejmować? W końcu nie obchodziło mnie to, co inni o mnie myślą. Jeśli nie będą chcieli mnie zaakceptować taką jaka jestem, to już nie moja sprawa.
Mijała godzina, dwie. Powoli wszyscy odchodzili już do swoich pokoi. Poczuła zimny wiatr przeszywający moją skórę, huśtający każde pasmo włosów, każdą z rzęs. Lekki uśmiech skierował się ku znikającemu za drzewami słońcu. Trudno było przewidzieć, co przyniesie jutro. Wstałam powoli, bezszelestnie. W jednej dłoni trzymałam 'bukiet' zwiędłych kwiatów.
'Na tyle zasłużyłam" - pomyślałam spoglądając na prawą dłoń. Zamknęłam na chwilę oczy. Po ich otwarciu zorientowałam się, że poza mną, nikogo już tutaj nie ma. Pozbierałam się szybko, po czym podbiegłam do lekko uchylonych drzwi. Zamknęłam je za sobą cichuteńko. Skierowałam się do swojego pokoju ze spuszczoną głową. Włosy zdążyły zasłonić już całą moją twarz - za co bardzo im dziękuję. Otworzyłam pokój kluczykiem, do którego dodałam zawieszkę - małe czerwone serce... to znaczy, jego pół. Druga połówka leżała ze szczątkami mojej mamy, w grobie, tam gdzieś w podziemiach. Otrząsnęłam się z rozmyśleń, położyłam klucze na stoliku, podniosłam komórkę, która od kilku godzin leży na podłodze, przez moją kiepską psychikę. Już nie chciałam sprawdzać godziny i znów spoglądać na osobę, z którą rozmawiałam zaledwie dwa tygodnie temu. Odwróciłam szybko głowę w stronę okna. Było otworzone, a nie przypominałam sobie, abym je otwierała. Uznałam, że może był przeciąg albo przyszły sprzątaczki? Jeśli w ogóle jakieś są. Nie zamartwiałam się tym długo, bo zadzwonił do mnie mój dawny przyjaciel, 'dawny'... Nie odebrałam.
Przebrałam się w piżamę, położyłam się do łóżka. Nie chciałam już myśleć nad dniem, który zaraz się skończy. Jeszcze przed zaśnięciem spojrzałam na łóżko, które stało na przeciwko, po czym zasnęłam.
***
Obudziłam się przed dzwonkiem z telefonu. Tak na prawdę, w ogóle dzisiaj nie spałam. Nie mogłam przez ten pierwszy dzień w szkole. Ach... Wstałam, podeszłam do lustra i uznałam, że wyglądam tak koszmarnie, że pomyślałabym, że jestem czarnym, niewyspanym duchem, niż Bellą. Poszłam pod prysznic, wymyłam się żelem, tym razem malinowym. Rozczesałam ciemne włosy, ubrałam się w dżinsy, zielony sweter, założyłam na stopy szare trampki. Spojrzałam kątem oka na mój pomarańczowo-brązowy plecak, czy mam wszystkie książki, po czym sięgnęłam po kurtkę, klucze oraz komórkę. Gdy już upewniłam się na 100%, że wszystko już ze sobą wzięłam, do akcji wkroczyło zamknięcie drzwi i pójście na lekcje. Niestety coś mnie zatrzymało. Poczułam szarpnięcie za ramię, świeży cudowny oddech na mojej twarzy. Odwróciłam się o 180 stopni, nikogo tam nie było. A czego się spodziewałaś Isabello? W końcu tylko ty masz do swojego pokoju klucze. Mnie to do głowy tylko takie głupie pomysły w głowie... Postanowiłam, że o wszystkim zapomnę i będę zachowywać się, jakby nigdy nic. Wyszłam z pokoju.
-Gdzie mam tą pierwszą lekcję? - mruknęłam do siebie pod nosem, spoglądając na plan lekcji.
Pokręciłam głową spoglądając na ogromne korytarze, wypełnione różnorakimi ozdobami. Zszokowało mnie to trochę, no ale mogło być gorzej. Pooglądałam malowidła ścienne, ogromne łuki i długie dywany. Odgarnęłam za ucho jeden z kosmyków ścigający powiew wiatru. Stanęłam przy ścianie na chwilę, nie wiedząc, w którą stronę pójść. W końcu zaczęłam iść schodami w dół.
Spoglądałam na numery sal i wtedy... Tak, musiało się to zdarzyć akurat mi. Weszłam w jednego z uczniów. Spoglądnęłam na niego z zakłopotaniem i skrzywioną, a zarazem smutną miną.
- Bardzo cię przepraszam. - powiedziałam szybko.
<ktoś dokończy?>
Usiadłam zdruzgotana. Przeczesałam ręką moje ciemne włosy. Nie powinnam się zamartwiać. Nowa szkoła - nowe życie. Zdjęłam ciemny sweter, po czym podeszłam do szafy. Otworzyłam drzwiczki. Wzięłam moją ulubioną brązową bluzę i niebieską bluzkę. Podeszłam do lustra. Rozpuściłam włosy, wyjęłam błyszczyk w kolorze moich ust. Nie było widać, że mam je lekko pomalowane - oto mi chodziło. Nie lubię się malować i chyba nigdy nie będę tego robiła. Wzruszyłam ramionami. Odłożyłam kosmetyczkę do szuflady, spojrzałam w stronę okna. Było tam bardzo dużo ludzi w moim wieku, może młodszych. No cóż, raz grozi śmierć. Uśmiechnęłam się lekko w duchu. Odeszłam od okna, podeszłam powolnym krokiem do drzwi. Nie wiedziałam jeszcze, czy chcę tego, czy nie. No cóż, sięgnęłam za klamkę i wyszłam z pokoju. Stałam jeszcze chwilę przyklejona do drzwi. Uznałam, że świeże powietrze dobrze mi zrobi. Korytarz był pusty, postanowiłam wyjść, w końcu wszyscy byli na zewnątrz. Poszłam w stronę wyjścia. Znów się zawahałam. Trwało to jednak tylko kilka sekund, ponieważ zaraz otworzyłam drzwi i byłam już na jednym ze schodów. Zrobiłam wielkie oczy, bo uznałam, że za chwile wszystkie gałki oczne zwrócą się na mnie. Jednak na marne się denerwowałam. Wszyscy byli zajęci swoimi zajęciami. Odetchnęłam z ulgą. Szybko zeszłam ze schodów, po czym znalazłam ciemny kącik, który nie był przez nikogo zajęty. Poszłam tam. Zauważyłam ławkę, przy której leżały zwiędnięte kwiaty. Usiadłam na drewnianej desce, a ręką sięgnęłam po jednego z kwiatków. Uznałam, że wezmę je wszystkie i włożę do notesu. Lubiłam zbierać kwiaty i wkładać je pomiędzy kartki. Nie, to nie jest moje hobby. Po prostu pokazała mi ten sposób moja mama, ona tak robiła. Siedziałam tak jeszcze chwilę z opuszczoną głową. Rozmyślałam nad pierwszym dniu w szkole, jak zareagują wszyscy na nową uczennicę? Hm... Po co się tym przejmować? W końcu nie obchodziło mnie to, co inni o mnie myślą. Jeśli nie będą chcieli mnie zaakceptować taką jaka jestem, to już nie moja sprawa.
Mijała godzina, dwie. Powoli wszyscy odchodzili już do swoich pokoi. Poczuła zimny wiatr przeszywający moją skórę, huśtający każde pasmo włosów, każdą z rzęs. Lekki uśmiech skierował się ku znikającemu za drzewami słońcu. Trudno było przewidzieć, co przyniesie jutro. Wstałam powoli, bezszelestnie. W jednej dłoni trzymałam 'bukiet' zwiędłych kwiatów.
'Na tyle zasłużyłam" - pomyślałam spoglądając na prawą dłoń. Zamknęłam na chwilę oczy. Po ich otwarciu zorientowałam się, że poza mną, nikogo już tutaj nie ma. Pozbierałam się szybko, po czym podbiegłam do lekko uchylonych drzwi. Zamknęłam je za sobą cichuteńko. Skierowałam się do swojego pokoju ze spuszczoną głową. Włosy zdążyły zasłonić już całą moją twarz - za co bardzo im dziękuję. Otworzyłam pokój kluczykiem, do którego dodałam zawieszkę - małe czerwone serce... to znaczy, jego pół. Druga połówka leżała ze szczątkami mojej mamy, w grobie, tam gdzieś w podziemiach. Otrząsnęłam się z rozmyśleń, położyłam klucze na stoliku, podniosłam komórkę, która od kilku godzin leży na podłodze, przez moją kiepską psychikę. Już nie chciałam sprawdzać godziny i znów spoglądać na osobę, z którą rozmawiałam zaledwie dwa tygodnie temu. Odwróciłam szybko głowę w stronę okna. Było otworzone, a nie przypominałam sobie, abym je otwierała. Uznałam, że może był przeciąg albo przyszły sprzątaczki? Jeśli w ogóle jakieś są. Nie zamartwiałam się tym długo, bo zadzwonił do mnie mój dawny przyjaciel, 'dawny'... Nie odebrałam.
Przebrałam się w piżamę, położyłam się do łóżka. Nie chciałam już myśleć nad dniem, który zaraz się skończy. Jeszcze przed zaśnięciem spojrzałam na łóżko, które stało na przeciwko, po czym zasnęłam.
***
Obudziłam się przed dzwonkiem z telefonu. Tak na prawdę, w ogóle dzisiaj nie spałam. Nie mogłam przez ten pierwszy dzień w szkole. Ach... Wstałam, podeszłam do lustra i uznałam, że wyglądam tak koszmarnie, że pomyślałabym, że jestem czarnym, niewyspanym duchem, niż Bellą. Poszłam pod prysznic, wymyłam się żelem, tym razem malinowym. Rozczesałam ciemne włosy, ubrałam się w dżinsy, zielony sweter, założyłam na stopy szare trampki. Spojrzałam kątem oka na mój pomarańczowo-brązowy plecak, czy mam wszystkie książki, po czym sięgnęłam po kurtkę, klucze oraz komórkę. Gdy już upewniłam się na 100%, że wszystko już ze sobą wzięłam, do akcji wkroczyło zamknięcie drzwi i pójście na lekcje. Niestety coś mnie zatrzymało. Poczułam szarpnięcie za ramię, świeży cudowny oddech na mojej twarzy. Odwróciłam się o 180 stopni, nikogo tam nie było. A czego się spodziewałaś Isabello? W końcu tylko ty masz do swojego pokoju klucze. Mnie to do głowy tylko takie głupie pomysły w głowie... Postanowiłam, że o wszystkim zapomnę i będę zachowywać się, jakby nigdy nic. Wyszłam z pokoju.
-Gdzie mam tą pierwszą lekcję? - mruknęłam do siebie pod nosem, spoglądając na plan lekcji.
Pokręciłam głową spoglądając na ogromne korytarze, wypełnione różnorakimi ozdobami. Zszokowało mnie to trochę, no ale mogło być gorzej. Pooglądałam malowidła ścienne, ogromne łuki i długie dywany. Odgarnęłam za ucho jeden z kosmyków ścigający powiew wiatru. Stanęłam przy ścianie na chwilę, nie wiedząc, w którą stronę pójść. W końcu zaczęłam iść schodami w dół.
Spoglądałam na numery sal i wtedy... Tak, musiało się to zdarzyć akurat mi. Weszłam w jednego z uczniów. Spoglądnęłam na niego z zakłopotaniem i skrzywioną, a zarazem smutną miną.
- Bardzo cię przepraszam. - powiedziałam szybko.
<ktoś dokończy?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz