Statystyka

Październik! ~~~

Październik
Nauka, nauka i nauka!
Powoli Robi Się Coraz chłodniej. Weekendy uczniowie spędzają w miasteczku.


Punkty przyznawane SĄ dopiero od roku szkolnego AŻ zrobić Początku wakacji - wtedy na Początku piszecie nazwę domu :. Od ... do / CD ...]
W WAKACJE Piszcie TYLKO od kogo ma kogo! Bez domu ponieważ nie nie SA przyznawane wtedy Punkty! :)

Opowiadania DO DOKOŃCZENIA!


Od Ell cd Rosalie - Czy Rosalie


Od Jonasza zrobić ... - Trzecioroczniaka Z Belle.
Od Lili cd. Jonasza - Do Jonasza
, Od Vinyli cd Lili - Czy Bianki i Lili



Od Avalone cd Daniela - CZY Daniela & Vako

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Ombrelune: Od Adama cd. Ell

Ledwie Ell opuściła moje dormitorium ze speszoną, nieco zatroskaną miną, do środka wszedł David. Wyglądało to tak, jakby koczował gdzieś za rogiem i po jej wyjściu policzył do stu, by nie podpadło, po czym wbił jak gdyby nigdy nic.
- No, Diabełku! I jak było? Będą dzieci?
- Będzie bolało?
- Ale co? - spytał zaskoczony.
- Jak ci przyłożę! - warknąłem.
- Daj spokój, Diable! Żartować nie można? Skąd to spięcie? - Spojrzał na mnie spod uniesionych brwi.
- Po prostu nie jestem z nią, okej? Wszedłeś w... niefortunnym momencie. A nawet jakbym był, to możesz sobie co najwyżej dupę tą informacją podetrzeć i niech cię nie obchodzi - uciąłem.
- Oho, przepraszam, panie królewiczu! Już będę cicho, jak sobie jaśnie pan życzy! - Kumpel zrobił obrażoną minę i wymaszerował z dormitorium.
Prawdopodobnie poszedł do swojego najdroższego przyjaciela Aidena. Niech sobie idzie! Proszę bardzo! Włazi toto bez pukania, ciśnie z tego, że leży sobie na mnie zwyczajnie przyjaciółka (co, zazdrosny hę?), i jeszcze śmie się obrażać kiedy każę mu, kolokwialnie mówiąc, się odwalić. Westchnąłem. Otworzyłem nocną szafkę. Pośród sterty pergaminu, pustych opakowań i zużytych chusteczek znalazłem czekoladową żabę. Pochłonąłem ją dwoma gryzami, kartę wyrzuciwszy za łóżko Davida. Nie bawię się w takie rzeczy.
Strasznie mi się nudziło. Miotałem się po pokoju jak Szatan. Egzamin z eliksirów w przyszły poniedziałek nie stanowił dla mnie najmniejszej obligacji do nauki. Postanowiłem, że pójdę jednak do sypialni Ell. Wyszła strasznie podenerwowana. Chciałem ją upewnić, że David nie puści pary z ust lub przynajmniej nieźle za to oberwie. Ale... moment! Czy ona się mnie wstydzi? Czy nie jest dla niej zaszczytnym być obmawianą jako - mocno naciągnięta, ale jednak - partnerka seksualna Adama Brooksa?! Ooo... tak być nie może. Jeszcze jej się zachce, a wtedy ja nie będę taki miły.
Kiedy stanąłem pod dormitorium Ell i Clary, usłyszałem zza drzwi krzyki dwóch kłócących się dziewcząt. Uświadomiłem sobie, że dobrowolnie wskoczyłem do wulkanu podczas erupcji, gdy drzwi nagle otworzyły się z rozmachem i różowowłosa wypchnęła z nich Victoire - swoją nie do końca poczytalną kuzynkę, która jest we mnie śmiertelnie zakochana.
- O! Nie jesteś z nim, tak?! To po co on tu przylazł?! - wykrzyknęła Vic, machając ręką w moją stronę.
- Ee... pożyczyć szklankę cukru? - wydukałem.
- Dosyć tego! Vicky, wypierdalaj! Nie chcę cię tu widzieć! - Ell wciągnęła mnie do pokoju, który nawiasem mówiąc zawsze wydawał mi się większy niż nasz bez tej otoczki bajzlu na każdej powierzchni płaskiej, i zatrzasnęła drzwi. Oparła się o ścianę i głośno wypuściła powietrze.
- Na coś tu przylazł? - spytała z wyrzutem, gdy nieco się uspokoiła.
- A co, nie mogę do cholery?
- Możesz - szepnęła. Wyglądała naprawdę żałośnie. Serio się martwiła. Stanąłem przed nią i pogładziłem ją po włosach.
- Mam komuś coś przetłumaczyć?
- Nie, jest ok - powiedziała cicho.
- Ellie...
- Po prostu uważam, że powinniśmy przystopować. Nie jesteśmy razem - przypomniała bezlitośnie. Dam sobie rękę uciąć, że usłyszałem, jak pod nosem mówi "jeszcze". Choć to mogła być tylko moja wyobraźnia.
- No spoko. Nie jesteśmy - przytaknąłem.
- I uważam, że nie powinieneś... nie powinniśmy się... dotykać?
- Nie mam cię dotykać? Nie-mam-dotykać? - Zastanowiłem się chwilę. - A jeśli zrobię ci... tak? - Dźgnąłem ją palcem w ramię i zabrałem go, jakby miała kłapnąć na mnie zębami.
- Przestań, mówię poważnie - jęknęła. - Vic przed sekundą nazwała mnie dziwką.
- Zdradziłaś mnie? - udałem oburzonego. - Jak mogłaś mnie zranić?! Kim jest ten mężczyzna?!
- Adam, proszę...
- Dobra, dobra. Sorry.
- Chciałabym, żebyś wyszedł - powiedziała cicho.
Wyszedł? Ale jak "wyszedł"? Zdawało mi się, że zaczyna wreszcie pojmować, że mnie pożąda, a nagle każe mi spadać. Ell zupełnie nie pasowała do ogólnie przyjętego, klasycznego modelu statystycznej dziewczyny, co mnie kołowało. Mimo wszystko nie takie się rozwiązywało problemy. Skoro dotrwałem do czwartej klasy, poderwanie kogoś takiego jak Ell będzie bułką z masłem. Albo raczej croissantem z brzoskwiniowym dżemem.
- Okej, lecę - przystałem na jej prośbę. Rozczochrałem jej włosy i zniknąłem za drzwiami.
Bez uścisku? Bez całusa? O tak. To była część strategii. Docenisz, jak stracisz, jak to mówią. Czy coś.

Poniedziałki są do bani. To jest globalny fakt. Nie jesteście w stanie podać mi nawet jednej osoby, która żywiłaby do tego dnia jakieś pozytywne uczucia. Jeszcze ten egzamin z eliksirów z samego rana... Brr. Kto by pomyślał, że łzy feniksa mają właściwości lecznicze? W moich niepozornych, tylnych zwojach na końcu mózgu zakodowała się informacja, że są dobre na potencję. Ale kwas, Craxi pomyśli, że jestem niewyżyty. A przecież ten fakt wydawał się mieć całkiem pewne źródło... Zaraz, zaraz... Czy to nie... David!  Tak, teraz byłem pewien, że usłyszałem to od niego. Ten szarlatan zrobił ze mnie totalnego głupka. Co za gnojek!
Tyle dobrego, że teraz miało być OPCM. Jeden z nielicznych przedmiotów, na które chce mi się uczęszczać. Lekcję czysto praktyczną wyczułem po samym wejściu do klasy, gdy spostrzegłem ogromny kufer na środku sali.
- Hej, psorze! Naczy... dobry. - Powitałem od wejścia pana Martíneza, który skinął na mnie z uśmiechem. - Co robimy?
- Przypomnimy sobie boginy, które przerabialiśmy zeszłego roku - oznajmił.
- O, super! - Rzuciłem torbę w kąt. Uwielbiam ten przedmiot. Nauczyciel zajebisty, a ciskanie zaklęciami o nieco większym stopniu uszkadzania niż Chłoszczyść też niezgorsze.
Powoli sala napełniła się uczniami. Ledwo zabrzmiał dzwonek, profesor stanął pośrodku klasy, powitał wszystkich i przedstawił pokrótce, czym się dziś zajmiemy. Klasa przyjęła starcie z boginem z wielkim entuzjazmem. W końcu kto nie lubi obrony przed czarną magią? Bez zbędnych wstępów profesor nakazał wyciągnąć różdżki i, spojrzawszy na mnie znacząco, poprosił mnie o demonstrację. Facet nawet mnie lubił. Szkoda, że nie mogę powiedzieć tego o babce od zaklęć...
Stanąłem naprzeciw kufra z wyciągniętą różdżką, gotowy do działania.
- Możemy?
Kiwnąłem głową. Belfer uchylił wieko. Po chwili napiętego oczekiwania z kufra wygramoliła się... Ell, a przynajmniej jej idealny sobowtór. Poprawiła spódniczkę od mundurka i uniosła na mnie swoje ogromne, błękitne oczy. Co jest, kurwa? Zacisnąłem dłoń na różdżce. W tym momencie bogin przemówił wysokim głosem dziewczyny.
- Adam, zostaw mnie. - Spojrzała na mnie z bólem, krocząc w moją stronę. Osłupiałem. - Nigdy z tobą nie będę, słyszysz? Nie chcę cię. Jesteś idiotą. Durniem. Szmatą. Dziwkarzem. Pustakiem. Wypierdalaj!
Spaliłem buraka ze wstydu. Co do diaska?! Za plecami słyszałem chichoty kolegów i koleżanek. Spiąłem się w sobie.
- Riddiculus! - wrzasnąłem tak, że było mnie pewnie słychać w całym skrzydle. Fałszywa Ellie nagle jakby zaplątała się we własnych nogach i wywinęła koziołka. Nieporadnie wstając, podpierała się rękoma o podłogę. Dało się słyszeć dźwięk puszczającego w spódniczce szwu. Dziewczyna odwróciła się w panice, ukazując wszystkim swoje białe majty w serduszka przebite strzałą.
- Ok, Adam. Czy każdy rozumie, co się właśnie stało? W takim razie następny!
Zwolniony przez nauczyciela z obowiązku walki usiadłem pod ścianą na zimnej podłodze. Co się przed chwilą stało?! Ja się boję... Ell? Boję się, że co? Że mnie zwyzywa? Że mnie nie zechce? Pff! Oczywiście, że zechce. To ja w końcu.
- Elliezabeth, zapraszamy - usłyszałem chwilę później.
Uniosłem głowę i z zaciekawieniem obserwowałem, jak dziewczyna podbiega do bogina przyjmującego w tym momencie postać olbrzymiej skolopendry i wyciąga różdżkę przed siebie. Bogin zaczął się transformować. Po chwili w miejscu, gdzie przed momentem wił się olbrzymi bezkręgowiec, leżał... David bez tchu. Ell zasłoniła usta dłonią. Zmarszczyłem czoło. Więc to tak, ta? Tacy wielce zakochani? Davidek, ten szmaciarz, cały czas z nią kręcił, a debila kurna udawał...
Byłem zazdrosny? O Heap?! Nigdy! Po prostu czułem niesmak w ustach na myśl, że mój "przyjaciel" tak perfidnie kombinował coś z lasencją, którą miałem zaklepaną od kilku miesięcy. Proste? Proste.
Dziewczyna wypowiedziała zaklęcie, a z leżącym zaczęło się coś dziać. Dostał drgawek, a za chwilę ze wszystkich jego otworów zaczęły sypać się różnokolorowe cukierki. Po chwili profesor uznał zadanie za wykonane i poprosił kolejną osobę.
- Fajny bogin - mruknąłem, podchodząc do dziewczyny, która oddaliła się od kufra.

Ell?
Yep. I still alive.
Nawet napisałam jedno opowiadanie. Jedno przez ile? Dwa tygodnie?
Ta, więcej. Plik utworzony 11 kwietnia.
Przepraszam.
Nie znam fabuły bloga, przestałam ją czytać. Nie wiem, czy Jonasz przeruchał Ara ani co David ma w planach odnośnie Les. Po prostu staram się wywiązać przed Gwiazdką.

1 komentarz: