Jak ja nienawidzę Mandragor! Czemu one się tak drą?! Ogólnie nienawidzę zielarstwa. Na co mi wiedza co mogę zrobić z Bzu, lub jak przesadzić te wrzeszczące korzenie. Niech ta lekcja się skończy, to ostatnie zajęcia, chcę wrócić do dormitorium, położyć się do łóżka i się zdrzemnąć. Nagle rozbrzmiał głos oznajmiający, że na dziś koniec. Jak torpeda wypadłem z sali i biegiem godnym młodej sarenki. Jeszcze ta zagadka. Kto to wymyśla?! Bogu dzięki jakiś chłopak, około rok starszy, wpuścił mnie.
- Potrzeba cię goni?- prychnął nagle. Wbiegłem do pokoju i rzucając książki na stolik, skoczyłem na łóżko. Oczywiście ledwo zmrużyłem oko, a ktoś tyknął mnie w udo.
- Czego?- wyburczałem w poduszkę.
- Widziałeś gdzieś nasze karty z czekoladowych żab?- spytał mnie jakiś okularnik.
- Nie... nie widziałem i możesz przestać mnie non-stop o to pytać? Chciałbym POSPAĆ- fuknąłem, a on chrząknął poprawiając swoje grube szkła. Wyszedł w poszukiwaniu swoich "drogocennych" kart z różnymi osobistościami. W głowie dalej słyszałem krzyk Mandragor mimo iż miałem słuchawki i dodatkowo nie słyszę na lewe ucho. Już odpływałem w świat snów i fantazji, gdy nagle... pukanie. Poirytowany podszedłem do drzwi, otworzyłem je.
- Ale na pewno ich nie...
- NIE, NIE WIDZIAŁEM TWOICH KART, NIE WIDZIAŁEM TEŻ TWOICH SZACHÓW CZARODZIEI, ANI PODRĘCZNIKA TRANSMUTACJI!- wydarłem mu się w twarz.
- Dobra...
- Ej, ale nie drzyj się tak na niego- dopiero teraz zauważyłem stojącego koło niego trzecioklasistę, który mnie wpuścił. Był wyższy ode mnie, co nie było trudne. Podejrzewam, że jestem najniższym drugo roczniakiem. Mama chciała mi nawet dawać hormon wzrostu, ale nie zgodziłem się. A propos wyglądu, dziwne, że nie kazali mi się przefarbować.
- Pyta mnie o to ósmy raz- podniosłem wysoko brew i zacisnąłem szczęki.
- Może ma amnezję?- prychnął śmiejąc się.
- A może jest upierdliwy? Chciałbym pospać- westchnąłem ciężko- miałem dziś zielarstwo.
- Znam ten ból... ale to nie powód, żeby się tak na niego drzeć.
- Przesadzaliśmy Mandragory...
- Ouch... to zmienia punkt widzenia- podrapał się po karku. Każdy jego ruch był dopracowany w każdym szczególe, nie wykonywał niepotrzebnych machnięć. Zadziwiał mnie, a dodatkowo jego idealne rysy twarzy i onieśmielający mnie uśmiech, przez który cały się rumieniłem. Odgarnąłem kosmyk niebieskich kłaków spadających mi na twarz i poprawiłem mundurek. Kaszlnąłem cicho i spuściłem wzrok. Nie patrzyć na jego usta, nie patrzyć na usta, no nie patrz się na usta! Ale takie ładne są...
- Ummm... Jonasz jestem, Jonasz Milar- podałem mu dłoń i skierowałem wzrok w jego oczy.
- Jonasz?
- Tak, Jonasz, dziwne imię, prawda? Ale słodkie- zaśmiałem się gardłowo i znów kaszlnąłem- a ty?
(Jakiś trzecio roczniak z Bellefeuille?)
- Potrzeba cię goni?- prychnął nagle. Wbiegłem do pokoju i rzucając książki na stolik, skoczyłem na łóżko. Oczywiście ledwo zmrużyłem oko, a ktoś tyknął mnie w udo.
- Czego?- wyburczałem w poduszkę.
- Widziałeś gdzieś nasze karty z czekoladowych żab?- spytał mnie jakiś okularnik.
- Nie... nie widziałem i możesz przestać mnie non-stop o to pytać? Chciałbym POSPAĆ- fuknąłem, a on chrząknął poprawiając swoje grube szkła. Wyszedł w poszukiwaniu swoich "drogocennych" kart z różnymi osobistościami. W głowie dalej słyszałem krzyk Mandragor mimo iż miałem słuchawki i dodatkowo nie słyszę na lewe ucho. Już odpływałem w świat snów i fantazji, gdy nagle... pukanie. Poirytowany podszedłem do drzwi, otworzyłem je.
- Ale na pewno ich nie...
- NIE, NIE WIDZIAŁEM TWOICH KART, NIE WIDZIAŁEM TEŻ TWOICH SZACHÓW CZARODZIEI, ANI PODRĘCZNIKA TRANSMUTACJI!- wydarłem mu się w twarz.
- Dobra...
- Ej, ale nie drzyj się tak na niego- dopiero teraz zauważyłem stojącego koło niego trzecioklasistę, który mnie wpuścił. Był wyższy ode mnie, co nie było trudne. Podejrzewam, że jestem najniższym drugo roczniakiem. Mama chciała mi nawet dawać hormon wzrostu, ale nie zgodziłem się. A propos wyglądu, dziwne, że nie kazali mi się przefarbować.
- Pyta mnie o to ósmy raz- podniosłem wysoko brew i zacisnąłem szczęki.
- Może ma amnezję?- prychnął śmiejąc się.
- A może jest upierdliwy? Chciałbym pospać- westchnąłem ciężko- miałem dziś zielarstwo.
- Znam ten ból... ale to nie powód, żeby się tak na niego drzeć.
- Przesadzaliśmy Mandragory...
- Ouch... to zmienia punkt widzenia- podrapał się po karku. Każdy jego ruch był dopracowany w każdym szczególe, nie wykonywał niepotrzebnych machnięć. Zadziwiał mnie, a dodatkowo jego idealne rysy twarzy i onieśmielający mnie uśmiech, przez który cały się rumieniłem. Odgarnąłem kosmyk niebieskich kłaków spadających mi na twarz i poprawiłem mundurek. Kaszlnąłem cicho i spuściłem wzrok. Nie patrzyć na jego usta, nie patrzyć na usta, no nie patrz się na usta! Ale takie ładne są...
- Ummm... Jonasz jestem, Jonasz Milar- podałem mu dłoń i skierowałem wzrok w jego oczy.
- Jonasz?
- Tak, Jonasz, dziwne imię, prawda? Ale słodkie- zaśmiałem się gardłowo i znów kaszlnąłem- a ty?
(Jakiś trzecio roczniak z Bellefeuille?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz