Szedłem szybko korytarzem, nie bacząc na nikogo, potrącając czasem kogoś.
W pewnym momencie tak, uderzyłem o kogoś, że wylądowałem na ścianie zaś
tamta osoba o mało nie upadła.
- Cholera - Syknąłem, rozmasowując sobie bolące ramię. Podniosłem wzrok na 'tego kogoś'
i od razu tego pożałowałem... Ponieważ spojrzałem w oczy najgorszej jędzowatej, krowy
na świecie. Dokładnie mówiąc Pannie Clarisse La Rue, dla której jestem tylko, łagodnie
mówiąc, Szlamowatym Futrzakiem.
Do dziś żałuję, że była jedną z osób, którym powiedziałem o swojej likantropii.
Niestety ale jak powiedziałem wszystkim z paczki kuzyna i wiewióreczce to i ona do tej
paczki należy, chodź jak nie miałem nic by wiedzieli Percy, Adam, Ell.. To cóż jej bym
najchętniej nie mówił.. Lecz cóż nie wszystko można mieć...
- Pacz jak chodzisz, Szlamo! - Krzyknęła zła.
Ja tylko westchnąłem i chciałem iść, gdy nagle... Usłyszałem to.
''- Chyba nie dasz jej się tak poniżać młody!? - Zabrzmiał mi w głowie, oburzony
głos Szachara. - Nie możesz dawać jej sobą tak pomiatać! Co ty Ciota czy facet?
- Zapytał kpiąco.
- Nie twoja sprawa! - Ofuknąłem go.
- A właśnie, że moja! Jakbyś nie pamiętam ja jestem..
- Mną a ja tobą, tam gdzie ja tam i ty. - Mruknąłem dokończając jego ulubiony tekst.
- Oh jak miło, że pamiętasz. - Powiedział przemiłym głosem.
- Powtarzasz mi to za każdym razem, gdy chcę byś się nie wtrącał, więc to chyba
oczywiste, że umiem to już na pamięć!
- O Jezu, nie bulwersuj się tak. Po prostu wygarnij jej co o niej myślisz i będzie spokój.''
- Wybacz, jędzo lecz nie zwracam uwagi na takie, durne Krowy jak ty! - Zawołałem zły.
Nie na nią. Byłem po prostu zły na Szachara. Cóż czasem trzeba się na kimś wyżyć.
A kłótnia z La Rue jest na to najlepszą opcją.
< Clar? :D>
W pewnym momencie tak, uderzyłem o kogoś, że wylądowałem na ścianie zaś
tamta osoba o mało nie upadła.
- Cholera - Syknąłem, rozmasowując sobie bolące ramię. Podniosłem wzrok na 'tego kogoś'
i od razu tego pożałowałem... Ponieważ spojrzałem w oczy najgorszej jędzowatej, krowy
na świecie. Dokładnie mówiąc Pannie Clarisse La Rue, dla której jestem tylko, łagodnie
mówiąc, Szlamowatym Futrzakiem.
Do dziś żałuję, że była jedną z osób, którym powiedziałem o swojej likantropii.
Niestety ale jak powiedziałem wszystkim z paczki kuzyna i wiewióreczce to i ona do tej
paczki należy, chodź jak nie miałem nic by wiedzieli Percy, Adam, Ell.. To cóż jej bym
najchętniej nie mówił.. Lecz cóż nie wszystko można mieć...
- Pacz jak chodzisz, Szlamo! - Krzyknęła zła.
Ja tylko westchnąłem i chciałem iść, gdy nagle... Usłyszałem to.
''- Chyba nie dasz jej się tak poniżać młody!? - Zabrzmiał mi w głowie, oburzony
głos Szachara. - Nie możesz dawać jej sobą tak pomiatać! Co ty Ciota czy facet?
- Zapytał kpiąco.
- Nie twoja sprawa! - Ofuknąłem go.
- A właśnie, że moja! Jakbyś nie pamiętam ja jestem..
- Mną a ja tobą, tam gdzie ja tam i ty. - Mruknąłem dokończając jego ulubiony tekst.
- Oh jak miło, że pamiętasz. - Powiedział przemiłym głosem.
- Powtarzasz mi to za każdym razem, gdy chcę byś się nie wtrącał, więc to chyba
oczywiste, że umiem to już na pamięć!
- O Jezu, nie bulwersuj się tak. Po prostu wygarnij jej co o niej myślisz i będzie spokój.''
- Wybacz, jędzo lecz nie zwracam uwagi na takie, durne Krowy jak ty! - Zawołałem zły.
Nie na nią. Byłem po prostu zły na Szachara. Cóż czasem trzeba się na kimś wyżyć.
A kłótnia z La Rue jest na to najlepszą opcją.
< Clar? :D>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz