W końcu znalazłam się na placu Horkruksów! Razem z mamą, wujem i kuzynką chodziliśmy między sklepikami i z ciekawością przyglądaliśmy się nowościom. Wujo co jakiś czas zerkał na mnie, a w jego oczach widziałam ukrywaną pogardę. Byłam w końcu mieszańcem…
Doszliśmy do sklepu z miotłami itp. Susan rzuciła się na szybę, a ja prychnęłam znudzona. On tylko o tym.
- Mylene? Mogłabyś iść do Madame Malkin, by kupić sobie szaty? My w tym czasie zostaniemy z twoją kuzynką. – Powiedziałam moja mama. – Wiesz ona jest młodsza i w ogóle.
Poszłam więc, tanecznym krokiem, do owego miejsca. Przymiarki przebiegły szybko i sprawnie, a po kilkunastu minutach zmierzałam w stronę sklepu z różdżkami. Gdy tylko uchyliłam drzwi w pomieszczeniu rozległ się przeraźliwy pisk, a potem, w jednym z pudeł, coś zapukało. Zdziwiony sprzedawca, ostrożnym krokiem, podszedł do niego i zdjął pokrywkę. Wziął pudełko w ręce i przeniósł wzrok na mnie.
- Panienka niech podejdzie. – usłyszałam.
Ominęłam zdziwionych klientów, podbiegając do miejsca.
- Ta różdżka już sama panienkę wybrała. – rzekł z uśmiechem.
Wzięłam ją w ręce i w tym samym momencie z jej czubka wystrzeliły kolorowe iskry i, ku zaskoczeniu innych, motyle.
- Proszę uważać na nią. Myślę, że jest zdolna do samodzielnego działania. Do jej stworzenia użyto drzewa sosnowego i rogu jednorożca. Ma naprawdę wielkie możliwości.
Przy całej sytuacji w ogóle się nie odzywałam. Przytakiwałam tylko głową, zapłaciłam i skinieniem pożegnałam się.
Próbując ochłonąć po tych wrażeniach, uznałam, że przebiegnę się i poszukam rodziny. Wyskakując zza za krętu o mało co nie wpadłam na dwóch starszych chłopaków, zmierzających w przeciwnym kierunku. Ostro zahamowałam.
- Yyy… Przepraszam. – powiedziałam lekko zawstydzona.
(David, Adam?)
Doszliśmy do sklepu z miotłami itp. Susan rzuciła się na szybę, a ja prychnęłam znudzona. On tylko o tym.
- Mylene? Mogłabyś iść do Madame Malkin, by kupić sobie szaty? My w tym czasie zostaniemy z twoją kuzynką. – Powiedziałam moja mama. – Wiesz ona jest młodsza i w ogóle.
Poszłam więc, tanecznym krokiem, do owego miejsca. Przymiarki przebiegły szybko i sprawnie, a po kilkunastu minutach zmierzałam w stronę sklepu z różdżkami. Gdy tylko uchyliłam drzwi w pomieszczeniu rozległ się przeraźliwy pisk, a potem, w jednym z pudeł, coś zapukało. Zdziwiony sprzedawca, ostrożnym krokiem, podszedł do niego i zdjął pokrywkę. Wziął pudełko w ręce i przeniósł wzrok na mnie.
- Panienka niech podejdzie. – usłyszałam.
Ominęłam zdziwionych klientów, podbiegając do miejsca.
- Ta różdżka już sama panienkę wybrała. – rzekł z uśmiechem.
Wzięłam ją w ręce i w tym samym momencie z jej czubka wystrzeliły kolorowe iskry i, ku zaskoczeniu innych, motyle.
- Proszę uważać na nią. Myślę, że jest zdolna do samodzielnego działania. Do jej stworzenia użyto drzewa sosnowego i rogu jednorożca. Ma naprawdę wielkie możliwości.
Przy całej sytuacji w ogóle się nie odzywałam. Przytakiwałam tylko głową, zapłaciłam i skinieniem pożegnałam się.
Próbując ochłonąć po tych wrażeniach, uznałam, że przebiegnę się i poszukam rodziny. Wyskakując zza za krętu o mało co nie wpadłam na dwóch starszych chłopaków, zmierzających w przeciwnym kierunku. Ostro zahamowałam.
- Yyy… Przepraszam. – powiedziałam lekko zawstydzona.
(David, Adam?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz