Obudził mnie chłód i smród. Otworzyłam oczy, starłam ptasią kupkę z policzka i usiadłam. Całą dzisiejszą noc spędziłam w jakimś leśnym rowie. Wstałam szybko na nogi, otrzepałam mokry tyłek, aż poczułam w nim dziwne mrowienie. To był mój Jeż Jerzy, któremu najwyraźniej było zimno. Biedaczek. Obejrzałam się wokół i zobaczyłam w krzakach niedaleko jakieś zdjęcie i miotłę. Fotografia przedstawiała Czarną twarz. Zrobiłam w papierze dwie dziurki na oczy, przylepiłam go do twarzy i zaczęłam biec razem z miotłą przez las, aż do Akademii. W końcu zobaczyłam twarzyczkę mojego najdroższego przyjaciela Gapcia, który stał sobie przy pewnej pięknej sośnie. Wyglądał jakby stał na czatach, wypatrywał czegoś.
Zaszłam go od tylca i wystraszyłam go swoim "BU"
Wtedy zdjęłam moją maskę i przywitałam się z nim jak należy.
- Hej!
<<Gapciu?>>
Zaszłam go od tylca i wystraszyłam go swoim "BU"
Wtedy zdjęłam moją maskę i przywitałam się z nim jak należy.
- Hej!
<<Gapciu?>>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz