Podskoczyłem jak piłeczka odbita pałą i odwróciłem się z miną godną polityka
głodzonego przez żonę masochistkę.
Zabrałem z jej ręki kleksa, który miał być prawdopodobnie maską przedstawiającą
Obamę-angielskiego mugola za którym przepadają rzesze fanek i fanów wieku dorastania płciowego.
-Cześć.. nie ładnie tak jędzo.-rzuciłem w nią szyszką, na co zareagowała skrzywieniem
kościa policzkowego lewego.-Miałaś być w dormitorium przed dwudziestą trzecią.
-A która jest?-spojrzała na moją rękę z zegarkiem. Pokazałem jej go, bo sam wiedziałem
już jaka jest godzina. Dobre dwadzieścia po drugiej.-Ups..
-Nie ups, tylko wracamy.-mruknąłem. Że to na mnie przypada martwienie się czy ten
kobiecy kawałek magicznego człowieka przeżyje następny dzień, czy też wyrzucą go
na zbity pysk za chodzenie po nocy.
-No alee..~
-Ale to w przedszkolu zwałem.-przerwałem, szczerząc się i ciągnąc ją za rękę ku zamku.
Ciągała nogami ale jakoś szła, niechętnie. Udało jej się wyciągnąć jej jeża Jerzego
z kieszeni i pogłaskać go, wyrywając swoją dłoń.-Pewnie go zgniotłaś.
-Nie.-zaprzeczyła otulając zwierze małym kocyczkiem. Dałem jej jeszcze swoją czapkę
by malucha przykryła.-Ty masz gorzej.
-Nie moja wina, że Lucyfereest* zapomniał wyhodować sierści.
<Sumko?>
*-czy. Lusifere z akcentem na gardłowe ,,r" i ostatnie ,,e" miękko na literę ,,y"
głodzonego przez żonę masochistkę.
Zabrałem z jej ręki kleksa, który miał być prawdopodobnie maską przedstawiającą
Obamę-angielskiego mugola za którym przepadają rzesze fanek i fanów wieku dorastania płciowego.
-Cześć.. nie ładnie tak jędzo.-rzuciłem w nią szyszką, na co zareagowała skrzywieniem
kościa policzkowego lewego.-Miałaś być w dormitorium przed dwudziestą trzecią.
-A która jest?-spojrzała na moją rękę z zegarkiem. Pokazałem jej go, bo sam wiedziałem
już jaka jest godzina. Dobre dwadzieścia po drugiej.-Ups..
-Nie ups, tylko wracamy.-mruknąłem. Że to na mnie przypada martwienie się czy ten
kobiecy kawałek magicznego człowieka przeżyje następny dzień, czy też wyrzucą go
na zbity pysk za chodzenie po nocy.
-No alee..~
-Ale to w przedszkolu zwałem.-przerwałem, szczerząc się i ciągnąc ją za rękę ku zamku.
Ciągała nogami ale jakoś szła, niechętnie. Udało jej się wyciągnąć jej jeża Jerzego
z kieszeni i pogłaskać go, wyrywając swoją dłoń.-Pewnie go zgniotłaś.
-Nie.-zaprzeczyła otulając zwierze małym kocyczkiem. Dałem jej jeszcze swoją czapkę
by malucha przykryła.-Ty masz gorzej.
-Nie moja wina, że Lucyfereest* zapomniał wyhodować sierści.
<Sumko?>
*-czy. Lusifere z akcentem na gardłowe ,,r" i ostatnie ,,e" miękko na literę ,,y"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz