Miałam nadzieję, że po tym tekście chłopak się ode mnie odczepi, ale no cóż...
Wróciliśmy z powrotem do zamku, a ja udałam się do dormitorium. Cały czas szedł obok mnie. W PW orlaków usiadłam na wielkiej kanapie i zaczęłam bacznie przyglądać się nieznajomemu. Usiadł na fotelu koło mnie, nieco się garbiąc. Patrzył na mnie przez krótką chwilę, aż w końcu postanowiłam się odezwać.
- No więc... o czym chciałeś pogadać?
- Dzięki za uratowanie dupy.
- Spoko.
Nie miałam ochoty rozmawiać. Przez cały dzień miałam większego pecha niż chyba kiedykolwiek w życiu... Z samego rana oczywiście musiałam spóźnić się na wróżbiarstwo. Bo jakby inaczej?! Zacna dama Delacour nie rozumie, że niejaka Bianna musiała przez CAŁĄ godzinę siedzieć pod prysznicem i śpiewać sobie ruskie piosenki, a ja musiałam czekać na wolną łazienkę! Kiedy już szanowna wróżbitka opanowała emocje kazała wszystkim oddać prace domowe jakie zadała lekcję wcześniej. Wszystko poszło wyśmienicie, dopóki na sam koniec ich nie oddała... Praktycznie każdy dostał najlepszą z możliwych ocen, a ja?
"Panno Savior, pisze pani na poziomie kilkulatka, a nie porządnej uczennicy Beauxbatons. Musi się panienka bardziej postarać, a na razie dostała panna ocenę na jaką zasłużyła."
No heej, jestem w Belle! No ja przecież już tam nerwicy dostawałam... Pisałam tą pracę domową przez pół nocy, starałam się jak tylko mogłam, żeby napisać ją jak najlepiej, siedziałam przez kilka godzin w bibliotece szukając pomocy w książkach, a ta co?! Pała! Bo jakby ku*wa inaczej?! Ale uwaga uwaga, to jeszcze nic! Na ostatniej lekcji, czyli historii magii ta wredna Kalliope Papandreu uznała, że zapyta mnie z kilku ostatnich lekcji... Bo czemu nie?! Pała. Na sam koniec tegoż opowiadania pragnę wspomnieć iż po powrocie do dormitorium pokłóciłam się z Lilianne... Zaj*biście...
Chłopak wpatrywał się we mnie, jakby chciał o coś jeszcze zapytać. Machnęłam dłonią i zapytałam:
- Coś jeszcze?
< Amirgu? XD >
Wróciliśmy z powrotem do zamku, a ja udałam się do dormitorium. Cały czas szedł obok mnie. W PW orlaków usiadłam na wielkiej kanapie i zaczęłam bacznie przyglądać się nieznajomemu. Usiadł na fotelu koło mnie, nieco się garbiąc. Patrzył na mnie przez krótką chwilę, aż w końcu postanowiłam się odezwać.
- No więc... o czym chciałeś pogadać?
- Dzięki za uratowanie dupy.
- Spoko.
Nie miałam ochoty rozmawiać. Przez cały dzień miałam większego pecha niż chyba kiedykolwiek w życiu... Z samego rana oczywiście musiałam spóźnić się na wróżbiarstwo. Bo jakby inaczej?! Zacna dama Delacour nie rozumie, że niejaka Bianna musiała przez CAŁĄ godzinę siedzieć pod prysznicem i śpiewać sobie ruskie piosenki, a ja musiałam czekać na wolną łazienkę! Kiedy już szanowna wróżbitka opanowała emocje kazała wszystkim oddać prace domowe jakie zadała lekcję wcześniej. Wszystko poszło wyśmienicie, dopóki na sam koniec ich nie oddała... Praktycznie każdy dostał najlepszą z możliwych ocen, a ja?
"Panno Savior, pisze pani na poziomie kilkulatka, a nie porządnej uczennicy Beauxbatons. Musi się panienka bardziej postarać, a na razie dostała panna ocenę na jaką zasłużyła."
No heej, jestem w Belle! No ja przecież już tam nerwicy dostawałam... Pisałam tą pracę domową przez pół nocy, starałam się jak tylko mogłam, żeby napisać ją jak najlepiej, siedziałam przez kilka godzin w bibliotece szukając pomocy w książkach, a ta co?! Pała! Bo jakby ku*wa inaczej?! Ale uwaga uwaga, to jeszcze nic! Na ostatniej lekcji, czyli historii magii ta wredna Kalliope Papandreu uznała, że zapyta mnie z kilku ostatnich lekcji... Bo czemu nie?! Pała. Na sam koniec tegoż opowiadania pragnę wspomnieć iż po powrocie do dormitorium pokłóciłam się z Lilianne... Zaj*biście...
Chłopak wpatrywał się we mnie, jakby chciał o coś jeszcze zapytać. Machnęłam dłonią i zapytałam:
- Coś jeszcze?
< Amirgu? XD >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz