Zmierzyłam chłopaka wzrokiem. Niski. Rok młodszy. Niebieskie oczy i włosy. Chudy jak szczapa. Wrażliwy. Łagodne usposobienie. Brak możliwości zakochania. Spacer z nim nie będzie zdradą wobec Luke'a. Boże, Luke...
-OK-zgodziłam się-Ale módl się, żebyśmy nie natrafili na moje przyjaciółki. Są sceptycznie nastawione do moich kontaktów z płcią przeciwną.
-Ah.
Pokiwałam głową i wstałam. On za mną. Wyszłam z pokoju szybkim krokiem, cały czas słysząc za sobą Jonasza.
-Czemu sceptycznie?-spytał, a ja westchnęłam. Bałam sie, że spyta, ale nie odpowiadałam.-Ktoś ci złamał serce? Rzucił cię? Uciekł? Zdradził? Okazał sie krewnym? A może kosmitą?
Odwrociłam sie gwałtownie, aż chłopak na mnie wpadł. Odbił sie od mojej piersi i spojrzał na mnie zdziwiony. Zmroziłam go wzrokiem.
-Nie rzucił. Nie uciekł. Nie zdradził. Nie okazał sie ani kosmitą, ani krewnym. Zniknął. Po feriach świątecznych już nie wrócił. Nie wiem, co sie z nim stało, gdzie jest. Ale nie UCIEKŁ.
Łzy w oczach chłopaka (tudzież raczej chłopca) wyhamowały nieco moją złość. Zimno w mojej piersi sie roztopiło. Tak właśnie działają na mnie łzy. Chole*a.
-Przepraszam-westchnęłam i nagle poczułam, że piecze mnie pod powiekami, a w piersiach zbiera sie szloch.-Po prostu... Po prostu strasznie za nim tęsknię.
Głos mi się załamał. Zacisnęłam wargi i mruganiem
odgoniłam łzy. Żebym nigdy nie musiała powiedzieć, że chłopak doprowadził mnie do płaczu. Nie Luke.
Jonasz pokiwał głową i spojrzał na mnie współczująco.
-To ja przepraszam. Nie powienienem drążyć-spuścił wzrok.
-Ustalmy na razie, że żadne z nas sie nie gniewa, OK?
-OK-zgodził się.
Błonia jesienią to piękne miejsce. Troche tylko zimne. Jonasz trząsł się, a ja powstrzymywałam chęć, by go przytulić i ogrzać własnym ciepłem. Dla jasności: NIE, nie podobał mi się. Budził we mnie jedynie zdrowe, kobiece instynkty, by opiekować się słabszymi.
-Zimno trochę-zauważyłam odkrywczo, gdy szliśmy tunelem.
-A-Aha-zaszczękał zębami.
-Może chcesz wracać?
-N-nie, jest OK.
Spojrzałam na niego z powątpiewaniem. Kolor jego twarzy świadczył wbrew jego słowom. Można powiedzieć, że wargi dopasowały mu sie kolorem do włosów. A co dopiero będzie zimą...
-Wracamy-stwierdziłam kategorycznie. Próbował walczyć mówiąc, że jest mu ciepło, jednak widziałam wdzięczność w jego oczach. Objęłam go za ramiona(były tak wąskie, że wystarczyło mi do tego przedramię i dłoń) i poprowadziłam w stronę zamku.
Jonasz? On jest taki słodki :3
-OK-zgodziłam się-Ale módl się, żebyśmy nie natrafili na moje przyjaciółki. Są sceptycznie nastawione do moich kontaktów z płcią przeciwną.
-Ah.
Pokiwałam głową i wstałam. On za mną. Wyszłam z pokoju szybkim krokiem, cały czas słysząc za sobą Jonasza.
-Czemu sceptycznie?-spytał, a ja westchnęłam. Bałam sie, że spyta, ale nie odpowiadałam.-Ktoś ci złamał serce? Rzucił cię? Uciekł? Zdradził? Okazał sie krewnym? A może kosmitą?
Odwrociłam sie gwałtownie, aż chłopak na mnie wpadł. Odbił sie od mojej piersi i spojrzał na mnie zdziwiony. Zmroziłam go wzrokiem.
-Nie rzucił. Nie uciekł. Nie zdradził. Nie okazał sie ani kosmitą, ani krewnym. Zniknął. Po feriach świątecznych już nie wrócił. Nie wiem, co sie z nim stało, gdzie jest. Ale nie UCIEKŁ.
Łzy w oczach chłopaka (tudzież raczej chłopca) wyhamowały nieco moją złość. Zimno w mojej piersi sie roztopiło. Tak właśnie działają na mnie łzy. Chole*a.
-Przepraszam-westchnęłam i nagle poczułam, że piecze mnie pod powiekami, a w piersiach zbiera sie szloch.-Po prostu... Po prostu strasznie za nim tęsknię.
Głos mi się załamał. Zacisnęłam wargi i mruganiem
odgoniłam łzy. Żebym nigdy nie musiała powiedzieć, że chłopak doprowadził mnie do płaczu. Nie Luke.
Jonasz pokiwał głową i spojrzał na mnie współczująco.
-To ja przepraszam. Nie powienienem drążyć-spuścił wzrok.
-Ustalmy na razie, że żadne z nas sie nie gniewa, OK?
-OK-zgodził się.
Błonia jesienią to piękne miejsce. Troche tylko zimne. Jonasz trząsł się, a ja powstrzymywałam chęć, by go przytulić i ogrzać własnym ciepłem. Dla jasności: NIE, nie podobał mi się. Budził we mnie jedynie zdrowe, kobiece instynkty, by opiekować się słabszymi.
-Zimno trochę-zauważyłam odkrywczo, gdy szliśmy tunelem.
-A-Aha-zaszczękał zębami.
-Może chcesz wracać?
-N-nie, jest OK.
Spojrzałam na niego z powątpiewaniem. Kolor jego twarzy świadczył wbrew jego słowom. Można powiedzieć, że wargi dopasowały mu sie kolorem do włosów. A co dopiero będzie zimą...
-Wracamy-stwierdziłam kategorycznie. Próbował walczyć mówiąc, że jest mu ciepło, jednak widziałam wdzięczność w jego oczach. Objęłam go za ramiona(były tak wąskie, że wystarczyło mi do tego przedramię i dłoń) i poprowadziłam w stronę zamku.
Jonasz? On jest taki słodki :3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz