Nico wypchnął mnie z pokoju, a ja wpadłem na ścianę. Oni tam to robili...
- D*bilu jak można pomylić dormitoria?!- krzyknąłem na niego- Zrobiłeś to specjalnie, prawda?! D*bil!- wybuchłem przerywanym płaczem- Nienawidzę! Nienawidzę cię za to, zrobiłeś to celowo!- wyminąłem go, zasłaniając twarz zgięciem w łokciu. Złapałem pierwszą lepszą, leżacą na kanapie poduszkę, wcisnąłem w nią twarz i zacząłem wrzeszczeć. Puch i materiał były jak izolacja, nie było mnie słychać. Może i lepiej, mój głos rozbrzmiał by pewnie po całym zamku, bo gdy naprawdę się wk*rwię, umiem ryknąć jak mandragora. Wykrzykiwałem wszystko, wszystkie emocje, cały ból który zbierał się we mnie od tygodni. Opadając bezwładnie na kolana, nie czułem się lepiej, tylko gorzej. Jakby ktoś przejechał po mnie walcem.
- Jonasz- chłodne palce Nico znalazły się na moich ramionach.
- Zzostaw mnie!- odsunąłem się od poduchy, by po chwili znowu przycisnąć ją to do twarzy. Obszedł mnie i stojąc przede mną złapał mnie pod pachami, aby podnieść jak dziecko. Przytulił mnie, ale ja prędko się wyrwałem czując nagły przypływ histerii. Załamany pobiegłem do swojego pokoju, aby spędzić tam najbliższe godziny... dni... tygodnie?
***
- Jonasz wychodź! Siedzisz już tam trzy dni! Dziś do szkoły- pukanie i głos Nicklasa próbowały wygonić mnie z pokoju od dwudziestu minut. Odpowiadał mu tylko głuchy jęk i dźwięk płaczu.
- Nie! Nie wyjdę! Nigdy! Niech mnie wyrzucą z tej szkoły, nie wyjdę!
- Alochomora- po chwili drzwi się otworzyły, a do środka wszedł czarnowłosy. Poddenerwowany wytargał mnie z łóżka, zabrał do łazienki i zaczął myć mi zęby. Uczesał mnie, ubrał i chwycił mocno za nadgarstek- od trzech dni nie jesz, tylko spijasz własne łzy, idziemy na śniadanie, a potem na lekcje.
- On tam będzie, ja nie chcę...
- Chcesz, idziemy!
Siłą wtargał mnie do wielkiej sali i posadził na ławce. Siedziałem i dłubałem widelcem w pustym talerzu.
- Jonasz, jedz- Lili poklepała mnie po plecach i pogłaskała po karku.
- Nie chcę...
- Nie jadłeś od dłuższego czasu, jesteś chudy, blady i smutny...
- Kogo to obchodzi... nie będę jeść- brzdęk widelca uderzającego o mój talerz rozbrzmiał po sali, niosąc ze sobą ciche echo. Wszyscy na mnie popatrzyli. Nagły przypływ fali słabości, opanował moje ciało i jak długi runąłem w tył.
- Jonasz!- dziewczyna zsunęła się z siedzenia i uklękła przy mnie.
- Słabbo mmi- wyszeptałem.
- Bo nie jadłeś... zabierzemy cię do skrzydła szpitalnego, chodź.
- Nnie. Nnie chcę.
- Nie ma nie chcę, idziemy- nagle jakiś chłopak mnie podniósł i zaczął zmierzać ku wyjściu. Nie widziałem jego twarzy, byłem tak wycieńczony, że zemdlałem.
<ewwwww... ononomnomnomnom>
- D*bilu jak można pomylić dormitoria?!- krzyknąłem na niego- Zrobiłeś to specjalnie, prawda?! D*bil!- wybuchłem przerywanym płaczem- Nienawidzę! Nienawidzę cię za to, zrobiłeś to celowo!- wyminąłem go, zasłaniając twarz zgięciem w łokciu. Złapałem pierwszą lepszą, leżacą na kanapie poduszkę, wcisnąłem w nią twarz i zacząłem wrzeszczeć. Puch i materiał były jak izolacja, nie było mnie słychać. Może i lepiej, mój głos rozbrzmiał by pewnie po całym zamku, bo gdy naprawdę się wk*rwię, umiem ryknąć jak mandragora. Wykrzykiwałem wszystko, wszystkie emocje, cały ból który zbierał się we mnie od tygodni. Opadając bezwładnie na kolana, nie czułem się lepiej, tylko gorzej. Jakby ktoś przejechał po mnie walcem.
- Jonasz- chłodne palce Nico znalazły się na moich ramionach.
- Zzostaw mnie!- odsunąłem się od poduchy, by po chwili znowu przycisnąć ją to do twarzy. Obszedł mnie i stojąc przede mną złapał mnie pod pachami, aby podnieść jak dziecko. Przytulił mnie, ale ja prędko się wyrwałem czując nagły przypływ histerii. Załamany pobiegłem do swojego pokoju, aby spędzić tam najbliższe godziny... dni... tygodnie?
***
- Jonasz wychodź! Siedzisz już tam trzy dni! Dziś do szkoły- pukanie i głos Nicklasa próbowały wygonić mnie z pokoju od dwudziestu minut. Odpowiadał mu tylko głuchy jęk i dźwięk płaczu.
- Nie! Nie wyjdę! Nigdy! Niech mnie wyrzucą z tej szkoły, nie wyjdę!
- Alochomora- po chwili drzwi się otworzyły, a do środka wszedł czarnowłosy. Poddenerwowany wytargał mnie z łóżka, zabrał do łazienki i zaczął myć mi zęby. Uczesał mnie, ubrał i chwycił mocno za nadgarstek- od trzech dni nie jesz, tylko spijasz własne łzy, idziemy na śniadanie, a potem na lekcje.
- On tam będzie, ja nie chcę...
- Chcesz, idziemy!
Siłą wtargał mnie do wielkiej sali i posadził na ławce. Siedziałem i dłubałem widelcem w pustym talerzu.
- Jonasz, jedz- Lili poklepała mnie po plecach i pogłaskała po karku.
- Nie chcę...
- Nie jadłeś od dłuższego czasu, jesteś chudy, blady i smutny...
- Kogo to obchodzi... nie będę jeść- brzdęk widelca uderzającego o mój talerz rozbrzmiał po sali, niosąc ze sobą ciche echo. Wszyscy na mnie popatrzyli. Nagły przypływ fali słabości, opanował moje ciało i jak długi runąłem w tył.
- Jonasz!- dziewczyna zsunęła się z siedzenia i uklękła przy mnie.
- Słabbo mmi- wyszeptałem.
- Bo nie jadłeś... zabierzemy cię do skrzydła szpitalnego, chodź.
- Nnie. Nnie chcę.
- Nie ma nie chcę, idziemy- nagle jakiś chłopak mnie podniósł i zaczął zmierzać ku wyjściu. Nie widziałem jego twarzy, byłem tak wycieńczony, że zemdlałem.
<ewwwww... ononomnomnomnom>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz