Ból...
Biłem się z myślami... tutaj osoba, która była przy mnie... no częściej od Amir'a, ale nic do niej nie czułem prócz przyjacielskiej sympatii. Obok chłopak, na którym zależy mi najbardziej z wszystkich, a mimo to, zraniłem go. To znaczy, chyba go zraniłem, bo jego twarz nie wyrażała nic prócz najzwyklejszego oburzenia. Zrezygnowany zapaliłem światło. Rozmowy w ciemnościach są dobre dla par, które mają sobie do powiedzenia coś romantycznego, a to romantyczne nie było.
Długo myślałem co powiedzieć. Początkowo miałem się tłumaczyć, ale żadnych argumentów nie miałem. Zaprzeczenie też na nic się nie zda. Powinienem powiedzieć prawdę. Postanowiłem tak zrobić, wiedziałem jednak, że to będzie dla mnie prawdziwy wyczyn psychiczny, po którym, najpewniej, dostanę ataku histerii i zamknę się w pokoju na kolejne trzy dni, zalewając się łzami i siedząc po kątach. Zbierałem się na to dość długo, otwierając przy tym i zamykając usta co jakiś czas, próbując coś z siebie wydusić. Wzrok ukochanego przewiercał mnie na wylot.
- Tttutaj nnie ma cco wyja-wyjaśniać...- wyszeptałem spuszczając głowę. Czułem jakby ktoś rozrywał moje małe, ledwo bijące serduszko- Gdybyś się nie zjawił, doszłoby do tej zdrady...- podniosłem na niego wzrok. Miał zaszklone oczy. To mnie dobiło. Płacze... przeze mnie...- Nie zdziwię się jeżeli teraz mnie rzucisz... nie zasługuję na ciebie, tylko jakaś k*rwa może zdradzać...- wpatrywałem się w francuza- Nico, wyjdź...- skierowałem wzrok na czarno włosego, który po kilku minutach i rzuceniu ku Amir'owi wrogiego spojrzenia, posłusznie wyszedł prychając. Staliśmy tak. Naprzeciwko siebie. Obaj mieliśmy łzy w oczach, które chłopak próbował maskować.
Strach...
Serce biło mi jak oszalałe. Mój oddech był ciężki i głęboki. Przerażenie przeszywało moje ciało. Nie wiedziałem co powiedzieć. Cisza zawładnęła wszystkim dookoła. Sprawiała, że atmosfera robiła się coraz gorsza i obaj czuliśmy się nieswojo.
- Kochałem go jak brata... rodzinę, nic więcej- wychrypiał nagle. Casper był dla niego jak brat. Znowu cisza. Był blady, smutny i wymęczony. Kto by nie był? Najpierw spięcie z chłopakiem w sprawie innego, potem wyjazd najlepszego przylaciela, a teraz to... zacząłem podejrzewać, że wyniszczam go psychicznie.
- Powinniśmy to wtedy wyjaśnić... ale nie, moje ego kazało mi spi*przyć stamtąd będąc wielce obrażonym. Jestem d*bilem, gdybym wtedy się o to dopytał nie doszło by do tego...- uroniłem jedną łzę, którą natychmiast wytarłem- Przepraszam...- wyszeptałem resztkami sił- jestem ch*jem.
Załamany wyminąłem go, próbując się uspokoić, ale mimo to w połowie schodów wybuchłem płaczem. Czym prędzej wbiegłem do dormitorium i zamknąłem się w nim na cztery spusty, do czego dodałem również różne zaklęcia. Współlokatora nie było od kilku dni i dobrze.
Zdradziłem go. Zniszczyłem to co było, co iskrzyło, co dawało mi siłę i sprawiało, że byłem szczęśliwy. Co sprawiało, że obaj byliśmy w jakiś sposób szczęśliwi. Bo byliśmy razem, wspieraliśmy się...
Zniszczyłem to...
Wszystko...
Padłem na łóżko zalewając się łzami. Ból spowodowany własną głupotą rozsadzał moje ciało. Miałem ochotę wykrzyczeć to wszystko, wydrzeć się i nabluzgać Bogu, że stworzył istotę tak durną. Lecz nie Bóg tu winny, lecz ja. Sam sobie na to zapracowałem.
Po godzinie ciężkiego płaczu, wypominaniu sobie błędów i karania siebie za swoje zachowanie, wstałem. Skrzypce. Moje ukochane skrzypce. Leżały pod łóżkiem czekając, aż pewnego pięknego dnia ponownie na nich zagram. Nikt nie znał mnie od tej strony, dla wszystkich byłem wyluzowanym chłopaczkiem, który zawsze się śmieje i gustuje w ostrych brzmieniach. A prawdą było, że jestem nieśmiały, wrażliwy i zazwyczaj smutny. Gram na skrzypcach, kocham to. Wtedy pokazuję swoje prawdziwe oblicze.
To ukryte gdzieś głęboko we mnie.
Każdy zakłada maskę, która kryje go przed światem. To jego tarcza. Wszyscy jesteśmy kłamcami, zasra.nymi kłamcami, którzy wiodą innych ku nieprawdziwym stwierdzeniom. Uniosłem je ostrożnie. Były moim skarbem, którego strzegłem tak jak tylko mogłem. Stanąłem przed wielkim oknem, z którego był widok na błonie. Blask księżyca oświetlał je srebrną smugą, nadając im tajemniczości, a tym samym sprawiając, że stawały się przepiękne. Włączyłem podkład, którym była melodia pianina i częściowo fletu, przyłożyłem skrzypce pod brodę i zacząłem grać.
Rozryczałem się na dobre. Mój lament rozbrzmiewał po pokoju, towarzysząc dźwięku instrumentu. Nie przestałem grać. Nigdy nie kończyłem w połowie, zawsze dogrywałem do końca. Podczas grania uciekałem od rzeczywistości, zamykałem się we własnym świecie. Nie istnieli inni, nie istniały żale, smutki, sprawy, które męczyły mnie na co dzień. Byłem ja... i one...
Skończyłem...
I dopiero wtedy zorientowałem się, że ktoś za mną stoi.
On...
Odłożyłem instrument na parapet tak delikatnie jak tylko umiałem. Odwróciłem się do niego ze łzami w oczach. On też płakał, było widać ślady na jego policzkach. Zasłoniłem usta dłonią i zacisnąłem powieki.
- Przepraszam... tak bardzo przepraszam... wiem, wiem, że tego nie da się wybaczyć, ale i tak przepraszam! Serce mi się łamie, gdy pomyślę o tym, że to zrobiłem, że cię zdradziłem, że śmiałem próbować pocałować się z innym! Wstyd mi za to! Przepraszam, ch*lera jasna, przepraszam!
<om... nom... nom... :c >
Biłem się z myślami... tutaj osoba, która była przy mnie... no częściej od Amir'a, ale nic do niej nie czułem prócz przyjacielskiej sympatii. Obok chłopak, na którym zależy mi najbardziej z wszystkich, a mimo to, zraniłem go. To znaczy, chyba go zraniłem, bo jego twarz nie wyrażała nic prócz najzwyklejszego oburzenia. Zrezygnowany zapaliłem światło. Rozmowy w ciemnościach są dobre dla par, które mają sobie do powiedzenia coś romantycznego, a to romantyczne nie było.
Długo myślałem co powiedzieć. Początkowo miałem się tłumaczyć, ale żadnych argumentów nie miałem. Zaprzeczenie też na nic się nie zda. Powinienem powiedzieć prawdę. Postanowiłem tak zrobić, wiedziałem jednak, że to będzie dla mnie prawdziwy wyczyn psychiczny, po którym, najpewniej, dostanę ataku histerii i zamknę się w pokoju na kolejne trzy dni, zalewając się łzami i siedząc po kątach. Zbierałem się na to dość długo, otwierając przy tym i zamykając usta co jakiś czas, próbując coś z siebie wydusić. Wzrok ukochanego przewiercał mnie na wylot.
- Tttutaj nnie ma cco wyja-wyjaśniać...- wyszeptałem spuszczając głowę. Czułem jakby ktoś rozrywał moje małe, ledwo bijące serduszko- Gdybyś się nie zjawił, doszłoby do tej zdrady...- podniosłem na niego wzrok. Miał zaszklone oczy. To mnie dobiło. Płacze... przeze mnie...- Nie zdziwię się jeżeli teraz mnie rzucisz... nie zasługuję na ciebie, tylko jakaś k*rwa może zdradzać...- wpatrywałem się w francuza- Nico, wyjdź...- skierowałem wzrok na czarno włosego, który po kilku minutach i rzuceniu ku Amir'owi wrogiego spojrzenia, posłusznie wyszedł prychając. Staliśmy tak. Naprzeciwko siebie. Obaj mieliśmy łzy w oczach, które chłopak próbował maskować.
Strach...
Serce biło mi jak oszalałe. Mój oddech był ciężki i głęboki. Przerażenie przeszywało moje ciało. Nie wiedziałem co powiedzieć. Cisza zawładnęła wszystkim dookoła. Sprawiała, że atmosfera robiła się coraz gorsza i obaj czuliśmy się nieswojo.
- Kochałem go jak brata... rodzinę, nic więcej- wychrypiał nagle. Casper był dla niego jak brat. Znowu cisza. Był blady, smutny i wymęczony. Kto by nie był? Najpierw spięcie z chłopakiem w sprawie innego, potem wyjazd najlepszego przylaciela, a teraz to... zacząłem podejrzewać, że wyniszczam go psychicznie.
- Powinniśmy to wtedy wyjaśnić... ale nie, moje ego kazało mi spi*przyć stamtąd będąc wielce obrażonym. Jestem d*bilem, gdybym wtedy się o to dopytał nie doszło by do tego...- uroniłem jedną łzę, którą natychmiast wytarłem- Przepraszam...- wyszeptałem resztkami sił- jestem ch*jem.
Załamany wyminąłem go, próbując się uspokoić, ale mimo to w połowie schodów wybuchłem płaczem. Czym prędzej wbiegłem do dormitorium i zamknąłem się w nim na cztery spusty, do czego dodałem również różne zaklęcia. Współlokatora nie było od kilku dni i dobrze.
Zdradziłem go. Zniszczyłem to co było, co iskrzyło, co dawało mi siłę i sprawiało, że byłem szczęśliwy. Co sprawiało, że obaj byliśmy w jakiś sposób szczęśliwi. Bo byliśmy razem, wspieraliśmy się...
Zniszczyłem to...
Wszystko...
Padłem na łóżko zalewając się łzami. Ból spowodowany własną głupotą rozsadzał moje ciało. Miałem ochotę wykrzyczeć to wszystko, wydrzeć się i nabluzgać Bogu, że stworzył istotę tak durną. Lecz nie Bóg tu winny, lecz ja. Sam sobie na to zapracowałem.
Po godzinie ciężkiego płaczu, wypominaniu sobie błędów i karania siebie za swoje zachowanie, wstałem. Skrzypce. Moje ukochane skrzypce. Leżały pod łóżkiem czekając, aż pewnego pięknego dnia ponownie na nich zagram. Nikt nie znał mnie od tej strony, dla wszystkich byłem wyluzowanym chłopaczkiem, który zawsze się śmieje i gustuje w ostrych brzmieniach. A prawdą było, że jestem nieśmiały, wrażliwy i zazwyczaj smutny. Gram na skrzypcach, kocham to. Wtedy pokazuję swoje prawdziwe oblicze.
To ukryte gdzieś głęboko we mnie.
Każdy zakłada maskę, która kryje go przed światem. To jego tarcza. Wszyscy jesteśmy kłamcami, zasra.nymi kłamcami, którzy wiodą innych ku nieprawdziwym stwierdzeniom. Uniosłem je ostrożnie. Były moim skarbem, którego strzegłem tak jak tylko mogłem. Stanąłem przed wielkim oknem, z którego był widok na błonie. Blask księżyca oświetlał je srebrną smugą, nadając im tajemniczości, a tym samym sprawiając, że stawały się przepiękne. Włączyłem podkład, którym była melodia pianina i częściowo fletu, przyłożyłem skrzypce pod brodę i zacząłem grać.
Rozryczałem się na dobre. Mój lament rozbrzmiewał po pokoju, towarzysząc dźwięku instrumentu. Nie przestałem grać. Nigdy nie kończyłem w połowie, zawsze dogrywałem do końca. Podczas grania uciekałem od rzeczywistości, zamykałem się we własnym świecie. Nie istnieli inni, nie istniały żale, smutki, sprawy, które męczyły mnie na co dzień. Byłem ja... i one...
Skończyłem...
I dopiero wtedy zorientowałem się, że ktoś za mną stoi.
On...
Odłożyłem instrument na parapet tak delikatnie jak tylko umiałem. Odwróciłem się do niego ze łzami w oczach. On też płakał, było widać ślady na jego policzkach. Zasłoniłem usta dłonią i zacisnąłem powieki.
- Przepraszam... tak bardzo przepraszam... wiem, wiem, że tego nie da się wybaczyć, ale i tak przepraszam! Serce mi się łamie, gdy pomyślę o tym, że to zrobiłem, że cię zdradziłem, że śmiałem próbować pocałować się z innym! Wstyd mi za to! Przepraszam, ch*lera jasna, przepraszam!
<om... nom... nom... :c >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz