Obudziłem się wraz z budzikiem, który niechętnie rozbrzmiał znaną już przez nas melodyjkę. Pod ręką miałem mniejsze ciało, które przylegało do mnie w pełni uspokojone, pewne, że w razie niebezpieczeństwa uchronię je. Uśmiechnąłem się pod nosem, wepchałem nos w jego włosy i wciągnąłem zapach, który nagle zrobił się inny. Powoli unosiłem powieki, zauważając nie niebieskie, a różowe, pomiędzy fioletowym-włosy. Zmarszczyłem brwi i nagle przypomniałem sobie, co wczoraj ogłosił dyrektor podczas kolacji. Cas wyjechał.. Opuścił szkołę. I to tak nagle, nawet się nie pożegnał.. Wziąłem uspokajający oddech, po czym lekko potrząsnąłem chłopakiem by otworzył oczy. Oczywiście zrobił to, chyba od nocy czekając, aż będzie mógł pochwalić się nowym wyglądem. Uniósł twarz wraz z nowymi kolczykami ziewając.
- Nah buoy.. - wymruczałem. - Coś ty zrobił?
- Cio? - zapytał niewinnie, gdy objąłem go tak, by zaraz usiadł mi na kolanach. Pocałowałem jego szyję, potem bródkę a na końcu cmoknąłem wargi.
- Powiedziałem, że cie akceptuje, a ty od razu robisz sześć kolczyków. - zrobił kocie oczka, przytulił się i otarł policzkiem, drapiąc pazurkami moje plecy. Przez chwilę było miło, aż obraz dobitego blondyna wyskoczył mi przed twarz. Syknąłem głośno, wstałem i poszedłem do łazienki, gdzie oparłem się o zlew powstrzymując gniew i rozpacz. Zdradzieckie łzy spłynęły po moich policzkach, a ja szybko je wytarłem, bojąc się przyznać, że mimo wszystko tak cho*ernie za nim tęsknie. Odgłosy gołych stóp rozbrzmiały, przyprowadzając do środka teraz już fuksjowo-włosego. Widział, widział wszystkie te emocje, ale dalej nie był świadom, dla czego tak reaguje. Zbliżył się, przytulił me plecy i zapytał, co jest. Trochę się zbierałem do odpowiedzi. - Boże, on wyjechał..
- Kto? - zdezorientowanie wręcz promieniało od niego. Opadłem na oparcie wanny i pociągnąłem nosem. Powoli wyjaśniłem sytuację, przeklinając co drugie słowo, gestykulując i na zmianę zmieniając ton z wysokiego na niski. Usiadł, nie dotknął mnie, tylko pocieszył, mówiąc, że wróci, że tu ma przyszłość, pewnie zrobił sobie wakacje, a wtedy powiedziałem coś, co go zmroziło. Coś, czego nie powinienem i nie powtórzę. Zadygotał, wstał i wyszedł, nic więcej nie mówiąc. Biłem się z myślami; jak mogłem, kiedy wczoraj mówiłem o tych uczuciach do niego, a dziś.. Ale nie chodziło mi o taką ,,miłość". Nie kocham Cas'a jak mężczyzny, lecz jak brata, a tego już nie dodałem. Jestem głupi, idiota i zwykły niedoj*b.
Chcąc nie-chcąc poszedłem sam na zajęcia, męcząc się i główkując jak udobruchać swojego chłopaka. Milion myśli wskakiwało na swoje miejsce, zastąpione następnymi. Gorzej było z wykonaniem tych wszystkich rzeczy, kiedy nie zaciągnę go tu, czy tam~. Postanowiłem dać mu czas do wieczora, by przyszedł, by pogadał. Ale nie przyszedł. Olewał mnie cały dzień, znikał jak mnie widział, a Nicklase o mało w szał nie wpadł, kiedy widocznie mu się poskarżył. Nauczyłem się unikać ciosów, ale gdybym ich nie opanował, pewnie miałbym obitą mordę.
Następnego dnia wieczorem, bo nic w tym czasie się nie zmieniło, wkradłem się do ich dormitorium i schowałem pod stół w kociej formie, chcąc wziąć go jakoś z zaskoczenia. Wszedł jednak do środka z kolegą-do-bicia, siadając na kanapie bez zapalania światła. Oświetlała ich mała lampka, która mi potrzebna nie była, bo widziałem w ciemności o wiele lepiej. Nagle zaczeli rozmawiać..
- Ja już nie wiem, co mam robić. - powiedział w pewnym momencie, spuszczając głowę. Zrobiło mi się duszno; cierpi przeze mnie. Ale gdyby został i wysłuchał, byłoby mu łatwiej, a tak robi dziwne domysły. Wyostrzyłem wzrok i słuch wraz z klękającym na jedno kolano Nicklase. Zaczął mówić, że nie jestem wart i inne pierdoły. Atmosfera się zagęściła, wtem ten sam osobnik położył ręce Jonasza na swojej piersi, pokazując, jak mu trzepocze serce. Ledwo skryłem prychnięcie. Niespodziewanie, młodszy wjechał dłońmi do góry na jego policzki i wtedy zaczęli zbliżać swoje twarze do siebie.
Nie mogłem na to patrzeć, wiedziony naturalnym zdenerwowaniem i chęcią odebrania swojej własności; wyszedłem z ukrycia, wskoczyłem na stół i miauknąłem głośno. Tylko Jonasz spojrzał w moim kierunku, Nick tylko zmarszczył brwi.
- A-a.. - wybąkał i odsunął od siebie przyjaciela. Odwróciłem mordką wzrok w bok, przymknąłem oczy i znów wpatrzyłem się wyzywająco w jego własne. Przemieniłem się, usiadłem na stole i kontynuowałem obserwowanie.
- Teraz się włamujesz? - rzucił drugi, ale fuksjowo-włosy mu przerwał.
- To nie tak.. - był załamany i przestraszony.
- Ale właśnie, że ,,tak"! - odparł Nicklase. Nareszcie się odwrócił, za co można dawać mu brawa. Taki leń.
- Chce usłyszeć te słowa od ,,mojego chłopaka". - podkreśliłem ostatnie dwa słowa ze spokojem.
< akurat do sytuacji... >
- Nah buoy.. - wymruczałem. - Coś ty zrobił?
- Cio? - zapytał niewinnie, gdy objąłem go tak, by zaraz usiadł mi na kolanach. Pocałowałem jego szyję, potem bródkę a na końcu cmoknąłem wargi.
- Powiedziałem, że cie akceptuje, a ty od razu robisz sześć kolczyków. - zrobił kocie oczka, przytulił się i otarł policzkiem, drapiąc pazurkami moje plecy. Przez chwilę było miło, aż obraz dobitego blondyna wyskoczył mi przed twarz. Syknąłem głośno, wstałem i poszedłem do łazienki, gdzie oparłem się o zlew powstrzymując gniew i rozpacz. Zdradzieckie łzy spłynęły po moich policzkach, a ja szybko je wytarłem, bojąc się przyznać, że mimo wszystko tak cho*ernie za nim tęsknie. Odgłosy gołych stóp rozbrzmiały, przyprowadzając do środka teraz już fuksjowo-włosego. Widział, widział wszystkie te emocje, ale dalej nie był świadom, dla czego tak reaguje. Zbliżył się, przytulił me plecy i zapytał, co jest. Trochę się zbierałem do odpowiedzi. - Boże, on wyjechał..
- Kto? - zdezorientowanie wręcz promieniało od niego. Opadłem na oparcie wanny i pociągnąłem nosem. Powoli wyjaśniłem sytuację, przeklinając co drugie słowo, gestykulując i na zmianę zmieniając ton z wysokiego na niski. Usiadł, nie dotknął mnie, tylko pocieszył, mówiąc, że wróci, że tu ma przyszłość, pewnie zrobił sobie wakacje, a wtedy powiedziałem coś, co go zmroziło. Coś, czego nie powinienem i nie powtórzę. Zadygotał, wstał i wyszedł, nic więcej nie mówiąc. Biłem się z myślami; jak mogłem, kiedy wczoraj mówiłem o tych uczuciach do niego, a dziś.. Ale nie chodziło mi o taką ,,miłość". Nie kocham Cas'a jak mężczyzny, lecz jak brata, a tego już nie dodałem. Jestem głupi, idiota i zwykły niedoj*b.
Chcąc nie-chcąc poszedłem sam na zajęcia, męcząc się i główkując jak udobruchać swojego chłopaka. Milion myśli wskakiwało na swoje miejsce, zastąpione następnymi. Gorzej było z wykonaniem tych wszystkich rzeczy, kiedy nie zaciągnę go tu, czy tam~. Postanowiłem dać mu czas do wieczora, by przyszedł, by pogadał. Ale nie przyszedł. Olewał mnie cały dzień, znikał jak mnie widział, a Nicklase o mało w szał nie wpadł, kiedy widocznie mu się poskarżył. Nauczyłem się unikać ciosów, ale gdybym ich nie opanował, pewnie miałbym obitą mordę.
Następnego dnia wieczorem, bo nic w tym czasie się nie zmieniło, wkradłem się do ich dormitorium i schowałem pod stół w kociej formie, chcąc wziąć go jakoś z zaskoczenia. Wszedł jednak do środka z kolegą-do-bicia, siadając na kanapie bez zapalania światła. Oświetlała ich mała lampka, która mi potrzebna nie była, bo widziałem w ciemności o wiele lepiej. Nagle zaczeli rozmawiać..
- Ja już nie wiem, co mam robić. - powiedział w pewnym momencie, spuszczając głowę. Zrobiło mi się duszno; cierpi przeze mnie. Ale gdyby został i wysłuchał, byłoby mu łatwiej, a tak robi dziwne domysły. Wyostrzyłem wzrok i słuch wraz z klękającym na jedno kolano Nicklase. Zaczął mówić, że nie jestem wart i inne pierdoły. Atmosfera się zagęściła, wtem ten sam osobnik położył ręce Jonasza na swojej piersi, pokazując, jak mu trzepocze serce. Ledwo skryłem prychnięcie. Niespodziewanie, młodszy wjechał dłońmi do góry na jego policzki i wtedy zaczęli zbliżać swoje twarze do siebie.
Nie mogłem na to patrzeć, wiedziony naturalnym zdenerwowaniem i chęcią odebrania swojej własności; wyszedłem z ukrycia, wskoczyłem na stół i miauknąłem głośno. Tylko Jonasz spojrzał w moim kierunku, Nick tylko zmarszczył brwi.
- A-a.. - wybąkał i odsunął od siebie przyjaciela. Odwróciłem mordką wzrok w bok, przymknąłem oczy i znów wpatrzyłem się wyzywająco w jego własne. Przemieniłem się, usiadłem na stole i kontynuowałem obserwowanie.
- Teraz się włamujesz? - rzucił drugi, ale fuksjowo-włosy mu przerwał.
- To nie tak.. - był załamany i przestraszony.
- Ale właśnie, że ,,tak"! - odparł Nicklase. Nareszcie się odwrócił, za co można dawać mu brawa. Taki leń.
- Chce usłyszeć te słowa od ,,mojego chłopaka". - podkreśliłem ostatnie dwa słowa ze spokojem.
< akurat do sytuacji... >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz