Plac Horkruksów zawsze wydawał mi się wspaniałym miejscem.
Jednak jego piękno było przyćmione przez moją 11-letnią siostrzyczkę Paulę.
Pomimo oczywistego uroku i urody małej Pauline (jest podobna do mnie, więc
musi być śliczna, nie?) nadal była irytującym dzieckiem, które po prostu paliło
się do Akademii. Taki już mój los, że nasza praprapraprababcia była czarownicą,
wyszła za mugola, a czarodziej w rodzinie zdarza się co któreś tam pokolenie.
Jesteśmy pierwszymi czarodziejami od czasów chwalebnej naszej 4xpra babki
Edelisse Coaspartoux z domu Evrentsen. Myślałem, że czarodziejem będę tylko
ja, a tutaj moja maleńka siostrusia wykazała umiejętności czarodziejskie
objawiające się w regularnym kichaniu płatkami złota i róż. Takie to, dziecko piękna.
Paula ma też dziwny zwyczaj noszenia ciężkich, wełnianych czapek nawet w lecie.
Oprócz nich jest zawsze doskonale i elegancko ubrana, o czym nie omieszkają
się wspominać rodzice.
-Paula! Gdzie ty lecisz, gó... góro złota moja?
-Och, Daniel, Daniel, patrz jakie słodziaki!
Mała podbiegła do witryny magicznej menażerii. Na wystawie było kilka
puchatych zwierzątek we wszystkich odcieniach różu, fioletu i beżu.
-No co? Pufki pigmejskie.
-Och, kup mi takiego, Danielku! Proszę cię, braciszku!
Spojrzała na mnie błagalnym spojrzeniem a'la zbity pies. Mama kazała mi kupić
małej jakieś niezbyt kosztowne zwierzątko i pokazać jej świat, do którego za rok dołączy.
-Ech... OK, ale tylko jednego.-zastrzegłem, bo widziałem bo wyrazie jej twarzy,
że chętnie wybiłaby szybę, wskoczyła tam i przytuliła je wszystkie.
-Ojeju, Danieluś, jesteś najlepszym braciszkiem na świecie!
Maluszek podbiegł do mnie. Ja się schyliłem, a Paula wycałowała oba moje policzki.
-Chodź, chodź, ja sobie kupię takiego kremowego, one są śliczne!
Moja siostrzyczka kocha kremowy i beżowy.
Wszedłem za dziewczynką do sklepu. Nie mogła wybrać zwierzątka, albo po prostu
chciała przedłużyć czas zabawy z nimi, bo cały czas je tuliła, całowała i głaskała,
a kiedy ją poganiałem, odpowiadała, że nie może się zdecydować. W końcu wybrała
kremowego potworka i podeszła z nim do lady.
-To chłopiec czy dziewczynka?-zapytała.
-To chłopczyk, kochanie.-odpowiedziała rozczulona sprzedawczyni.
-Danielku, możesz płacić.-przyzwoliła z miną wielkiej pani. Grr...
Dałem należność za pufka (10 galeonów za takiego farfocla!?) i wyszliśmy z menażerii.,
-Chcesz wiedzieć jak go nazwę?-spytała Paula.
-Jakoś nie bardzo.
-Pasowałoby mu Stefan...
-ANI MI SIĘ WAŻ!-obudziłem się nagle-Stefan jest jedyny w swoim rodzaju,
prawda mordko?-zwróciłem się do żółtego gekona w mojej kieszeni.
W odpowiedzi wystawił Łebek i polizał się po oku.
-Czyż nie rozkoszny?-rzuciłem pytanie retoryczne.
-Nie bardzo... błyy...
-To jak nazwiesz tego potwora?-zniecierpliwiłem się.
-Odezwał się miłośnik jaszczurek-mruknęła, ale zaraz ją jakby oświeciło.- IGNACY!
Ignacy Coaspartoux.
-Puknij się! Jedynym zwierzakiem, który ma prawo nosić nasze nazwisko jest Stefcio!
Nagle zauważyłem, że jakiś chłopak patrzy na nas i zwija się ze śmiechu. Kiedy się
wyprostował, było wiadomo, że to mój kolega z dormitorium- Vako.
-Co cię tak bawi, DeMackor?-spytałem, choć sam się uśmiechałem od ucha
do ucha, bo stwierdziłem, jak nasza kłótnia musi głupio wyglądać.
-Bawi mnie twoja jaszczurka, Coaspartoux. Mój młodszy brat też ma jaszczurkowego hysia.
-Ależ, ja nie mam hysia. Ja tylko bronię interesów pupila przed postronnymi.-tu
znacząco spojrzałem na Paulę.
-Co to znaczy "postronnymi"?-zmarszczyła groźnie śliczną twarzyczkę.
Trza przyznać, dziecko jak z obrazka.-Własną siostrę za "postronną" uznajesz?
Vako znów się śmiał.
-Noo, idź ty z tym swoim Ignasiem coś zjedz, a ja i Vako poszwędamy się.
-Mama będzie zła.-zagroziła mi.
-Dan, weź ją. Nie będzie przeszkadzać, bo będzie zajęta Ignacym.
-Zaraz.-zaniepokoiłem się- A gdzie twoja małpa?
-Kto, Gaamaru?-zaśmiał się-Boisz się demimoza?
-Wiesz, od incydentu z jajami...
Vako zakrztusił się śmiechem, na wspomnienie chwili, kiedy jego małpa rozbiła
mi na głowie 10 jaj.
-Chodźże coś zjemy. A mała zaraza też może iść. Paula, chodź... Paula... Paula?
Małej ślicznotki przy mnie nie było.
-Vako, MUSIMY ją znaleźć.-powiedziałem załamany. Może i była upierdliwa,
złośliwa, irytująca, wredna, ciekawska etc. ale to była moja siostra. MUSIAŁA
się znaleźć.
*****oczami Pauli*****
Czemu ten Daniel jest taki okropny!? Kiedy zaczęli gadać o tej małpie
wymknęliśmy się cichaczem, ja i Ignaś. Biegłam ze łzami w oczach. Zauważyłam
jakąś zapyziałą uliczkę. Świetne miejsce, żeby się wypłakać. Przeczytałam napis
"Ulica Ślepej Jędzy". Średnio zachęcające, ale właśnie o to chodzi. Daniel pomyśli,
że bałabym się tam wejść i tam mnie nie będzie szukał. Zresztą... pewnie kiedy tylko
zobaczy, że mnie nie ma, ucieszy się i pójdzie z tym swoim kumplem...
Wbiegłam w uliczkę, siadłam za węgłem i zaczęłam płakać. Ignaś pisnął zatroskany
i zaczął się tulić do mojego policzka.
-Ojejku, Ignasiu... czemu ten Daniel tak nas nie lubi.
-A CO tu robi taka słodka dziewczynka jak ty?-zza zakrętu wyłoniła się wstrętna
wiedźma o szarek skórze i ogromnej, włochatej brodawce na równie pokaźnym nosie.
-Ach!-pisnęłam.
-Noo, Urszulo, zaopiekujmy się nią.-zawtórował jej chrapliwy, męski głos.
-Danieeeeel!-krzyknęłam.-Danieeeeelkuuuuu!
*****oczami Daniela*****
Nagle usłyszałem krzyk Pauli, którego nie da się pomylić z niczym innym.
-O nie...-powiedziałem cicho-To od Ulicy Ślepej Jędzy!-zwróciłem się do
Vako i pobiegliśmy do strefy zakazanej. Na szczęście, nie zabrnęła za daleko.
Paula była tuż przy wejściu.
-Daaaanieeeel!-krzyczała cieniutko. Nie widziałem jej z powodu małego tłumu,
który się nad nią pochylał.
-Cofnąć się!-ostrzegłem, wyciągając różdżkę. Spojrzeli na mnie niechętnie i się
rozeszli. Nie byli chyba szczególnie biegli w czarowaniu.
-Daniel! Danielek!-chlipała.
-Już dobrze, Pauluś, już dobrze. Podbiegłem do niej i przytuliłem ją.
-Ja nie chciałam... bo ty na mnie krzyczałeś i... nie chciałam...
-Ćśś... to moja wina, nie płacz.
-Ej, Daniel? Może już chodźmy.-powiedział Vako niepwenie.
-Racja. Chodź, kaczątko, pójdziemy na lody.-otarłem łzy z jej zapuchniętej buzi.
Mówiłem do niej kaczątko tylko w wyjątkowych sytuacjach.
Vako?
Jednak jego piękno było przyćmione przez moją 11-letnią siostrzyczkę Paulę.
Pomimo oczywistego uroku i urody małej Pauline (jest podobna do mnie, więc
musi być śliczna, nie?) nadal była irytującym dzieckiem, które po prostu paliło
się do Akademii. Taki już mój los, że nasza praprapraprababcia była czarownicą,
wyszła za mugola, a czarodziej w rodzinie zdarza się co któreś tam pokolenie.
Jesteśmy pierwszymi czarodziejami od czasów chwalebnej naszej 4xpra babki
Edelisse Coaspartoux z domu Evrentsen. Myślałem, że czarodziejem będę tylko
ja, a tutaj moja maleńka siostrusia wykazała umiejętności czarodziejskie
objawiające się w regularnym kichaniu płatkami złota i róż. Takie to, dziecko piękna.
Paula ma też dziwny zwyczaj noszenia ciężkich, wełnianych czapek nawet w lecie.
Oprócz nich jest zawsze doskonale i elegancko ubrana, o czym nie omieszkają
się wspominać rodzice.
-Paula! Gdzie ty lecisz, gó... góro złota moja?
-Och, Daniel, Daniel, patrz jakie słodziaki!
Mała podbiegła do witryny magicznej menażerii. Na wystawie było kilka
puchatych zwierzątek we wszystkich odcieniach różu, fioletu i beżu.
-No co? Pufki pigmejskie.
-Och, kup mi takiego, Danielku! Proszę cię, braciszku!
Spojrzała na mnie błagalnym spojrzeniem a'la zbity pies. Mama kazała mi kupić
małej jakieś niezbyt kosztowne zwierzątko i pokazać jej świat, do którego za rok dołączy.
-Ech... OK, ale tylko jednego.-zastrzegłem, bo widziałem bo wyrazie jej twarzy,
że chętnie wybiłaby szybę, wskoczyła tam i przytuliła je wszystkie.
-Ojeju, Danieluś, jesteś najlepszym braciszkiem na świecie!
Maluszek podbiegł do mnie. Ja się schyliłem, a Paula wycałowała oba moje policzki.
-Chodź, chodź, ja sobie kupię takiego kremowego, one są śliczne!
Moja siostrzyczka kocha kremowy i beżowy.
Wszedłem za dziewczynką do sklepu. Nie mogła wybrać zwierzątka, albo po prostu
chciała przedłużyć czas zabawy z nimi, bo cały czas je tuliła, całowała i głaskała,
a kiedy ją poganiałem, odpowiadała, że nie może się zdecydować. W końcu wybrała
kremowego potworka i podeszła z nim do lady.
-To chłopiec czy dziewczynka?-zapytała.
-To chłopczyk, kochanie.-odpowiedziała rozczulona sprzedawczyni.
-Danielku, możesz płacić.-przyzwoliła z miną wielkiej pani. Grr...
Dałem należność za pufka (10 galeonów za takiego farfocla!?) i wyszliśmy z menażerii.,
-Chcesz wiedzieć jak go nazwę?-spytała Paula.
-Jakoś nie bardzo.
-Pasowałoby mu Stefan...
-ANI MI SIĘ WAŻ!-obudziłem się nagle-Stefan jest jedyny w swoim rodzaju,
prawda mordko?-zwróciłem się do żółtego gekona w mojej kieszeni.
W odpowiedzi wystawił Łebek i polizał się po oku.
-Czyż nie rozkoszny?-rzuciłem pytanie retoryczne.
-Nie bardzo... błyy...
-To jak nazwiesz tego potwora?-zniecierpliwiłem się.
-Odezwał się miłośnik jaszczurek-mruknęła, ale zaraz ją jakby oświeciło.- IGNACY!
Ignacy Coaspartoux.
-Puknij się! Jedynym zwierzakiem, który ma prawo nosić nasze nazwisko jest Stefcio!
Nagle zauważyłem, że jakiś chłopak patrzy na nas i zwija się ze śmiechu. Kiedy się
wyprostował, było wiadomo, że to mój kolega z dormitorium- Vako.
-Co cię tak bawi, DeMackor?-spytałem, choć sam się uśmiechałem od ucha
do ucha, bo stwierdziłem, jak nasza kłótnia musi głupio wyglądać.
-Bawi mnie twoja jaszczurka, Coaspartoux. Mój młodszy brat też ma jaszczurkowego hysia.
-Ależ, ja nie mam hysia. Ja tylko bronię interesów pupila przed postronnymi.-tu
znacząco spojrzałem na Paulę.
-Co to znaczy "postronnymi"?-zmarszczyła groźnie śliczną twarzyczkę.
Trza przyznać, dziecko jak z obrazka.-Własną siostrę za "postronną" uznajesz?
Vako znów się śmiał.
-Noo, idź ty z tym swoim Ignasiem coś zjedz, a ja i Vako poszwędamy się.
-Mama będzie zła.-zagroziła mi.
-Dan, weź ją. Nie będzie przeszkadzać, bo będzie zajęta Ignacym.
-Zaraz.-zaniepokoiłem się- A gdzie twoja małpa?
-Kto, Gaamaru?-zaśmiał się-Boisz się demimoza?
-Wiesz, od incydentu z jajami...
Vako zakrztusił się śmiechem, na wspomnienie chwili, kiedy jego małpa rozbiła
mi na głowie 10 jaj.
-Chodźże coś zjemy. A mała zaraza też może iść. Paula, chodź... Paula... Paula?
Małej ślicznotki przy mnie nie było.
-Vako, MUSIMY ją znaleźć.-powiedziałem załamany. Może i była upierdliwa,
złośliwa, irytująca, wredna, ciekawska etc. ale to była moja siostra. MUSIAŁA
się znaleźć.
*****oczami Pauli*****
Czemu ten Daniel jest taki okropny!? Kiedy zaczęli gadać o tej małpie
wymknęliśmy się cichaczem, ja i Ignaś. Biegłam ze łzami w oczach. Zauważyłam
jakąś zapyziałą uliczkę. Świetne miejsce, żeby się wypłakać. Przeczytałam napis
"Ulica Ślepej Jędzy". Średnio zachęcające, ale właśnie o to chodzi. Daniel pomyśli,
że bałabym się tam wejść i tam mnie nie będzie szukał. Zresztą... pewnie kiedy tylko
zobaczy, że mnie nie ma, ucieszy się i pójdzie z tym swoim kumplem...
Wbiegłam w uliczkę, siadłam za węgłem i zaczęłam płakać. Ignaś pisnął zatroskany
i zaczął się tulić do mojego policzka.
-Ojejku, Ignasiu... czemu ten Daniel tak nas nie lubi.
-A CO tu robi taka słodka dziewczynka jak ty?-zza zakrętu wyłoniła się wstrętna
wiedźma o szarek skórze i ogromnej, włochatej brodawce na równie pokaźnym nosie.
-Ach!-pisnęłam.
-Noo, Urszulo, zaopiekujmy się nią.-zawtórował jej chrapliwy, męski głos.
-Danieeeeel!-krzyknęłam.-Danieeeeelkuuuuu!
*****oczami Daniela*****
Nagle usłyszałem krzyk Pauli, którego nie da się pomylić z niczym innym.
-O nie...-powiedziałem cicho-To od Ulicy Ślepej Jędzy!-zwróciłem się do
Vako i pobiegliśmy do strefy zakazanej. Na szczęście, nie zabrnęła za daleko.
Paula była tuż przy wejściu.
-Daaaanieeeel!-krzyczała cieniutko. Nie widziałem jej z powodu małego tłumu,
który się nad nią pochylał.
-Cofnąć się!-ostrzegłem, wyciągając różdżkę. Spojrzeli na mnie niechętnie i się
rozeszli. Nie byli chyba szczególnie biegli w czarowaniu.
-Daniel! Danielek!-chlipała.
-Już dobrze, Pauluś, już dobrze. Podbiegłem do niej i przytuliłem ją.
-Ja nie chciałam... bo ty na mnie krzyczałeś i... nie chciałam...
-Ćśś... to moja wina, nie płacz.
-Ej, Daniel? Może już chodźmy.-powiedział Vako niepwenie.
-Racja. Chodź, kaczątko, pójdziemy na lody.-otarłem łzy z jej zapuchniętej buzi.
Mówiłem do niej kaczątko tylko w wyjątkowych sytuacjach.
Vako?
słodko : *.*
OdpowiedzUsuń