Statystyka

Październik! ~~~

Październik
Nauka, nauka i nauka!
Powoli Robi Się Coraz chłodniej. Weekendy uczniowie spędzają w miasteczku.


Punkty przyznawane SĄ dopiero od roku szkolnego AŻ zrobić Początku wakacji - wtedy na Początku piszecie nazwę domu :. Od ... do / CD ...]
W WAKACJE Piszcie TYLKO od kogo ma kogo! Bez domu ponieważ nie nie SA przyznawane wtedy Punkty! :)

Opowiadania DO DOKOŃCZENIA!


Od Ell cd Rosalie - Czy Rosalie


Od Jonasza zrobić ... - Trzecioroczniaka Z Belle.
Od Lili cd. Jonasza - Do Jonasza
, Od Vinyli cd Lili - Czy Bianki i Lili



Od Avalone cd Daniela - CZY Daniela & Vako

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Od Adama do Clary

- Bierzesz Leslie.
- Ani mi się śni!
- Adam!
- Co Adam?! Co?! Sami se ją weźcie. Ja jadę do znajomych i nie mam zamiaru pilnować tej gówniary. Możecie sobie zwalić!
Rozeźlony wstałem od stołu, rzucając srebrne sztućce na talerz. Patrzyłem na rodziców pełen gniewu, wodząc wzrokiem od jednego do drugiego. Prychnąłem z pogardą i odszedłem od stołu.
- Wracaj tu natychmiast! - zawołała za mną matka.
- Jeszcze nie skończyliśmy - zawtórował jej ojciec.
- Za to ja tak - oznajmiłem, wspinając się na schody. Puściłem mimo uszu ich dalsze mamrotanie. Wyjebane w nich. Rzuciłem się na łóżko, chwyciłem leżącą nań poduszkę i rzuciłem z całej siły w ścianę. Obraz z dwójką czarodziejek robiących zakupy na targu, który tam wisiał, spadł z hukiem i przełamał się, a przerażone postacie uciekły do innych ram, wymyślając mi od niemądrych. Uderzyłem pięścią w kołdrę, po czym wstałem i taki sam cios wymierzyłem ścianie. Ta się wgniotła. Głupia mugolska tandeta. Miałem taki żal do nich wszystkich. Czułem się w tej rodzinie potrzebny jak piątą noga u testrala. Adaś dobry, jak robi wszystko, co jaśnie państwo sobie zażyczą. O, niedoczekanie! Ten weekend miał być okazją do spotkania się z przyjaciółmi. Po powrocie Ell zdałem sobie sprawę, jak bardzo zaniedbałem moją potrzebę zabawy. A teraz, kiedy wreszcie miałem to nadrobić, oni wyjeżdżają mi ze swoją córeczką. Dobre sobie. W sumie im się nie dziwię, że chętnie pozbyliby się tego wrzodu na dupie, ale nie moim kosztem. Nie i nie.
- Coś ty zrobił? - Do pokoju weszła matka, rozglądając się uważnie.
- Nic - wzruszyłem ramionami.
- Dziura w ścianie?! Jesteś niepoważny?!
- Nie bardziej niż wasze propozycje. Nie biorę Leslie ze sobą nad to jezioro i już. Dotarło czy mam przeliterować?
- Nie bierzesz, ponieważ nigdzie się nie wybierasz, Adam. Podjęłam decyzję. Jesteś najgorszym gówniarzem świata, bezczelnym i pyskatym. Takie zachowanie trzeba karać. Masz co chciałeś.
Ha! Proszę, proszę. Wielką mamuśkę teraz z siebie robi? No szybko jej się przypomniało, winszuję. I jeszcze ona niby jest ofiarą, a ja to ten zły i wyrodny? A gdzie byłaś, mamusiu, przez piętnaście lat? Co robiłaś, kiedy po raz pierwszy wsiadałem do pociągu do Beauxbatons? Wtedy chyba też byłem najgorszym gówniarzem świata, to by tłumaczyło, czemu zawsze patrzyłaś, jak by tu się mnie pozbyć.
- Wynocha - wycedziłem przez zęby. Kobieta otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.
- Jak śmiesz się tak do mnie odzywać?!
-  Wynocha - powtórzyłem, sięgając do kieszeni, w której trzymałem różdżkę. Dostrzegła ten ruch. Widziałem w jej oczach iskierkę paniki. Jej mina zdradzała niezdecydowanie, jakby zastanawiała się, czy jej własny syn jest w stanie rzucić na nią zaklęcie, w dodatku poza szkołą, gdzie wszelkie użycie magii przez niepełnoletnich czarodziejów grozi poważnymi sankcjami. Jest w stanie. Oj, tak.
- A-adamie Brooks. Masz natychmiast...
- A może magiczne słowo dla odmiany?
W tej samej chwili drzwi otworzyły się z hukiem i stanął w nich mój ojciec. Spojrzał na mnie jak na obrzydliwego robaka. Robaka, którego należy się jak najszybciej pozbyć.
- Nigdzie się nie wybierasz. Mamy ciebie dość. Chodź, kochanie.
- Sram na to, co mówicie! - zawołałem za nimi. - Totalnie!
Krążyłem po pokoju jak rozjuszony hipogryf w klatce. I tak polecę. Nawet nie zauważą...
Nie schodziłem na dół przez cały dzień, aż nadeszła umówiona godzina. Chwyciłem pod pachę, Błyskawicę, dłoń zacisnąłem na plecaku z potrzebnymi rzeczami, a w drugą rękę nabrałem proszku Fiuu. Chwilę potem już stałem w salonie drewnianego domku. Blondas akurat zbiegał po schodach. Dojrzawszy mnie, uśmiechnął się serdecznie.
- Diable, dobrze cię widzieć! Na razie jesteśmy tylko my z Pettym. Chodź na dwór. Będziemy gierzyć w quidditcha.
Rzuciłem plecak i wybiegłem za przyjacielem na ganek. Przede mną roztaczał się wspaniały widok na ogromne jezioro o krystalicznie czystej wodzie. Brzeg jego stanowiła czysta piaszczysta plaża. Na jeziorze można było dostrzec kilka wysepek. Po prawej stronie domku było trawiaste boisko do quidditcha, a dalej, aż po horyzont rozciągał się las.
- Postrzelacie mi? - zaproponowałem.
Pomysł został ciepło przyjęty, wobec czego wzbiliśmy się w powietrze. Zająłem stałe stanowisko przy obręczach. Już po kwadransie byłem upocony jak prosię. Właśnie miałem obronić banalny rzut Davida, kiedy usłyszałem krzyk "Smokuu!". Zdezorientowany odwróciłem głowę w stronę, z której dobiegał głos. Dostrzegłem Percy'ego i Clarisse rozglądających się wokół. Kafel świsnął mi koło ucha.
- Ha! Zwycięstwo! - krzyknął David.
- Ej! Nie byłem gotowy!
- Jasne, jasne. Gadaj zdrów, Diabełełełku - wyszczerzył się.
Jak strzała pomknąłem ku ziemi i wylądowałem prosto przed Clary, która aż podskoczyła.
- Debil - warknęła, spoglądając na mnie spode łba.
- A może zaczniesz od "dzień dobry"?
- Dobry? Odkąd cię tu zobaczyłam, jakby mniej.
- Urocza jesteś - powiedziałem i zwróciłem się do Percy'ego: - Gramy?
- No mowa! Dajcie mi piłkę!
Kiedy Jackson wrócił się do domu po miotłę, zagadnąłem do Clarisse: - A ty nie chcesz z nami zagrać?
- Przecież wiesz, że nie mogę... - mruknęła. - Poza tym nie chcę was wszystkich rozwalić, bo będziecie płakać - uśmiechnęła się triumfalnie.
- Ach tak?
- Jak najbardziej.
- Udowodnij!
- Nie zmusisz mnie do wejścia na miotłę, Adam!
- Ma rację, nie zmusisz jej - powiedział Percy przez ramię, przechodząc za mną.
- Założymy się? - zapytałem złowieszczo i, nie czekając na odpowiedź, pognałem do chłopaków.

- Adam, oddawaj mi to! - wrzasnęła Clary. Przeleciałem nisko nad nią i wyrwałem jej z dłoni książkę, po czym poszybowałem z powrotem w niebo.
- Chodź i weź ją sobie! - Pokazałem dziewczynie język i zrobiłem salto w powietrzu.
- Zachowujesz się jak pięcioletni bachor!
- Może nim jestem? - zapytałem, przypominając sobie naraz słowa matki.
- Mam traktować cię jak dziecko?
- Jeśli cię to uszczęśliwi... - Zawisłem na miotle nogami, głową w dół.

Clary? :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz