-A teraz napnij się nieco i użyj przepony!-powtórzyła Gawryłowa klepiąc brzuch jednej z uczennic naszego domu. Po chwili z gardła dziewczyny wydobył się krzywy dźwięk, jakby kogoś zaklinali, ale mimo to większość wpatrywała się w nią z uwielbieniem. Zatkałem uszy tak, by nikt tego nie zauważył. Jak można mówić ludziom, żeby niszczyli swoje gardło i czyjeś wrażliwe punkty jak ucho?-Bardziej na e..
Lekcja trwała, każdy po kolei prezentował ile nauczył się przeciągu ostatnich tygodni, doszło do mnie i złapałem się pierwszej lepszej rzeczy na myśli, kłamiąc, że boli mnie gardło. Oczywiście jeden czy dwóch osobników chciało zaprzeczyć [bo dzisiaj rano zauważając na boisku drużynę quidditcha darłem ryja jak szalony]. Upiekło mi się, ale następnym razem tak łatwo nie pójdzie.
Wyszliśmy z sali wraz z zakończeniem wykładu na temat dobrej opieki nad swoim gardłem. Teraz zaczynała się przerwa obiadowa ale, że rano zjadłem dużo budyniu dalej czułem go w przełyku i nie miałem zamiaru dalej się zapychać. Chociaż, fajnie byłoby pogadać z Sumką..
-Ej, Ar!-jakiś chłopak zawołał mnie po imieniu i podbiegł. Od razu wiedziałem, że jest młodszy o rok, na jego szacie widniał znaczek drugiego roku.
-Znamy się?-mruknąłem dosyć przyjemnie jak na siebie. Podrapał się po tyle głowy jakby dobierając słowa, w międzyczasie wznowiłem podróż.
-Tak, to znaczy nie, ja cię znam.-podniosłem brew nie zwalniając. Doszliśmy do wielkich drzwi, przeszliśmy przez nie wkraczając do środka.-Mieliśmy raz razem lekcje rok temu, siedzieliśmy razem.
Błękitne oczy przyjaciółki zwróciły się ku mnie, a usta przybrały lekki uśmiech. Odwzajemniłem się tym samym i zwalniając kroczyłem ku jej stołu. Nagle młodszy złapał mnie za rękaw zatrzymując.
-Czego?-teraz nie brzmiałem tak miło.
-Moi znajomi mówią, że chcą byś z nami ćwiczył.-odważnie napiął pierś.-Lubisz Quidditcha, a my dobrze gramy.
-To wszystko?-coś we mnie drgnęło, uwielbiam ten sport. I to może być w miarę dobra okazja do poćwiczenia i nauczenia się siedzenia na miotle..
-Chodź z nami na błonia, tam wszyscy czekają.-puścił moją szatą i odbiegł podekscytowany. Wreszcie dotarłem do niej, szczypiąc ją w szyję. Najbliżsi osobnicy również się ze mną przywitali, bo jak to na mnie przystoi, roztaczam aurę przyjaźni i chęci rozmowy.
~
Ciekawość zwyciężyła i po paru minutach pobiegłem na błonia. Zmieniłem się w kota, bo w ten sposób mniej się męczyłem szukając ich.
Nareszcie! Niektórzy dawno siedzieli na lewitujących miotłach, a inni stali i rozmawiali pokazując sobie kartki. Podszedłem do nich [wcześniej wracając do ludzkiej formy].
-Przyszedłeś.-powiedział ten sam chłopak. Nagłe poruszenie mile połechtało me ego. Zaczęli się przedstawiać i mówić o sobie parę rzeczy, aż doszło do niebiesko-włosego, niskiego chłopaczka którego oczy były takie same jak Sumki. Pomyślałem sobie, że już mnie zaciekawił, kiedy pierwsze zdanie wydobyło się z jego gardła.
-Siemka, jestem Jonasz, ale mów mi Suseł, bardziej do mnie pasuje.-chwilę trwałem w osłupieniu, by nagle wybuchnąć śmiechem do łez. Okej, mój akcent mnie dobija, jest okropny w połączeniu z angielskim językiem, ale to?-Czego się..
-Twój głos!-dalej rżałem jak po*ebany, chyba nieco go tym irytując. Opanowałem się, wytarłem oczy i poklepałem go po ramieniu. Stanąłem w środku ,,kółka zainteresowania" chcąc też się przedstawić.-Witam, jestem Amir, dla znajomych Ar. Jak wiecie jestem na trzecim roku. Nie muszę za dużo o sobie mówić, bo większość z was wie o mnie podstawy, w końcu jestem tak popularny.~
Każdy z nich zaśmiał się w reakcji na koniec mojej wypowiedzi, czego oczekiwałem.
<ohohoh Suseł>
Lekcja trwała, każdy po kolei prezentował ile nauczył się przeciągu ostatnich tygodni, doszło do mnie i złapałem się pierwszej lepszej rzeczy na myśli, kłamiąc, że boli mnie gardło. Oczywiście jeden czy dwóch osobników chciało zaprzeczyć [bo dzisiaj rano zauważając na boisku drużynę quidditcha darłem ryja jak szalony]. Upiekło mi się, ale następnym razem tak łatwo nie pójdzie.
Wyszliśmy z sali wraz z zakończeniem wykładu na temat dobrej opieki nad swoim gardłem. Teraz zaczynała się przerwa obiadowa ale, że rano zjadłem dużo budyniu dalej czułem go w przełyku i nie miałem zamiaru dalej się zapychać. Chociaż, fajnie byłoby pogadać z Sumką..
-Ej, Ar!-jakiś chłopak zawołał mnie po imieniu i podbiegł. Od razu wiedziałem, że jest młodszy o rok, na jego szacie widniał znaczek drugiego roku.
-Znamy się?-mruknąłem dosyć przyjemnie jak na siebie. Podrapał się po tyle głowy jakby dobierając słowa, w międzyczasie wznowiłem podróż.
-Tak, to znaczy nie, ja cię znam.-podniosłem brew nie zwalniając. Doszliśmy do wielkich drzwi, przeszliśmy przez nie wkraczając do środka.-Mieliśmy raz razem lekcje rok temu, siedzieliśmy razem.
Błękitne oczy przyjaciółki zwróciły się ku mnie, a usta przybrały lekki uśmiech. Odwzajemniłem się tym samym i zwalniając kroczyłem ku jej stołu. Nagle młodszy złapał mnie za rękaw zatrzymując.
-Czego?-teraz nie brzmiałem tak miło.
-Moi znajomi mówią, że chcą byś z nami ćwiczył.-odważnie napiął pierś.-Lubisz Quidditcha, a my dobrze gramy.
-To wszystko?-coś we mnie drgnęło, uwielbiam ten sport. I to może być w miarę dobra okazja do poćwiczenia i nauczenia się siedzenia na miotle..
-Chodź z nami na błonia, tam wszyscy czekają.-puścił moją szatą i odbiegł podekscytowany. Wreszcie dotarłem do niej, szczypiąc ją w szyję. Najbliżsi osobnicy również się ze mną przywitali, bo jak to na mnie przystoi, roztaczam aurę przyjaźni i chęci rozmowy.
~
Ciekawość zwyciężyła i po paru minutach pobiegłem na błonia. Zmieniłem się w kota, bo w ten sposób mniej się męczyłem szukając ich.
Nareszcie! Niektórzy dawno siedzieli na lewitujących miotłach, a inni stali i rozmawiali pokazując sobie kartki. Podszedłem do nich [wcześniej wracając do ludzkiej formy].
-Przyszedłeś.-powiedział ten sam chłopak. Nagłe poruszenie mile połechtało me ego. Zaczęli się przedstawiać i mówić o sobie parę rzeczy, aż doszło do niebiesko-włosego, niskiego chłopaczka którego oczy były takie same jak Sumki. Pomyślałem sobie, że już mnie zaciekawił, kiedy pierwsze zdanie wydobyło się z jego gardła.
-Siemka, jestem Jonasz, ale mów mi Suseł, bardziej do mnie pasuje.-chwilę trwałem w osłupieniu, by nagle wybuchnąć śmiechem do łez. Okej, mój akcent mnie dobija, jest okropny w połączeniu z angielskim językiem, ale to?-Czego się..
-Twój głos!-dalej rżałem jak po*ebany, chyba nieco go tym irytując. Opanowałem się, wytarłem oczy i poklepałem go po ramieniu. Stanąłem w środku ,,kółka zainteresowania" chcąc też się przedstawić.-Witam, jestem Amir, dla znajomych Ar. Jak wiecie jestem na trzecim roku. Nie muszę za dużo o sobie mówić, bo większość z was wie o mnie podstawy, w końcu jestem tak popularny.~
Każdy z nich zaśmiał się w reakcji na koniec mojej wypowiedzi, czego oczekiwałem.
<ohohoh Suseł>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz