Nigdy nie przypuszczałam, że moje serce da radę pracować tak szybko. Uderzało ze sto dwadzieścia razy na minutę i czułam, jakby chciało wyrwać się z mojej piersi. Zaczęłam krótko oddychać, a moje dłonie zaczęły się pocić.
- Petty, ja...
- Już się bałem, że się nie zgodzisz!
- Ale Pet...
- Zobaczysz, będzie fajnie! Pójdziemy do herbaciarni i będziemy spacerować po Écuelle...
- Petty! - powiedziałam trochę głośniej. Wreszcie zwrócił na mnie swoją uwagę. - Ja... ja chyba nie jestem jeszcze na to gotowa - powiedziałam szybko.
Bałam się jego reakcji. Bałam się, że zamilknie, nie odezwie się ani jednym słowem i odejdzie. To było jedyne wyjście którego bym nie zniosła.
Obojętność zawsze była moją słabością. Pamiętam, kiedy byłam mała, brat traktował mnie jak powietrze. Mówił do mnie "małolata" i "bachor". Wtedy jeszcze nie wiedziałam co to znaczy. Miedzy nami zaczęło się poprawiać, kiedy zaczął naukę w Akademii. Beauxbatons była dla niego drugim domem.
Gdy pod koniec roku pojechałam z rodzicami, żeby odebrać go z peronu w Paryżu, przywitał mnie pierwszym uściskiem w moim i jego życiu. Naszym pierwszym i nie ostatnim uściskiem.
- Ja... przepraszam.
Chciałam go wyminąć, przejść obok, jednak Petty złapał mnie za nadgarstek, obrócił i przyciągnął do siebie. Zapamiętałam bardzo dobrze moment w którym moje usta dotknęły jego ust. Znowu poczułam to przyjemne uczucie, jakby stado motyli znajdowało się w moim brzuchu i próbowało wyjsć na zewnątrz.
Petty sprytnie położył swoje dłonie po obu stronach mojej głowy, żeby uniemożliwić mi przerwanie tej czułości. Przycisnął mnie do stojącej nieopodal ściany.
- Pett... - przerwał mi kolejnym pocałunkiem - Co...
- Co tu się wyrabia?!
Profesor Ishimura krzyknęła w naszą stronę z oddali. Stała na końcu korytarza, ubrana w fioletową szatę.
- Ależ nic, pani profesor! - krzyknął Ru. - Tak sobie tylko stoimy... - powiedział już ciszej.
- Może przeniesiecie się do sypialni? Przecież w twoim dormitorium jest duże łóżko, na pewno się pomieścicie!
Jeśli w tamtym momencie nie byłam najbardziej czerwoną osobą w całej Francji, to nie wiem kto był. Stałam tam, rumieniąc się i śmiejąc jednocześnie. Ta sytuacja była tak żenująca, że aż zabawna. Po chwili obydwoje zanosiliśmy się śmiechem, raz na jakiś czas kradnąc sobie wzajemnie całusy.
- Chodźmy stąd - powiedział, gdy spojrzeliśmy sobie w oczy.
- Gdzie?
- Moje dormitorium.
Jak powiedział, tak zrobiliśmy. Po jakimś czasie staliśmy przed obrazem martwej natury, czyli przed wejściem do pokoju wspólnego Harpii.
- Pracowite serce - podał hasło. Obraz zaczął się ruszać, a następnie odsłonił wejście. Przeszliśmy przez krotki tunel i znaleźliśmy się w pokoju wspólnym. Był zachowany w kolorach domu: ściany miały granatowy kolor, uczniowie siedzieli na jasnobrązowych sofach i pufach, a nad kominkiem, w którym tlił się ogień, wisiał herb domu.
Nikt nie zwrócił nawet na nas uwagi. Przemknęliśmy się do dawnego dormitorium Petty'ego, trzymając się za ręce. Weszliśmy do środka zaraz po tym, jak Pett zdjął bariery magiczne z pokoju. Widocznie musiał się osobiście szkolić pod tym kątem.
- Moje skromne mieszkanko - zaprosił mnie do środka. Weszłam niepewnie i rozglądnęłam się po pomieszczeniu. Faktycznie było urządzone bardzo skromnie: naprzeciwko drzwi znajdowało się dwuosobowe łóżko, a obok niego dwa nakastliki. Cała jedna ściana była przykryta przez szafy. Po drugiej stronie pokoju zauważyłam średniej wielkości biurko.
- Przytulnie - powiedziałam z uśmiechem. Podeszłam do biurka, na którym ustawione były ramki ze zdjęciami. Było ich kilka: na jednym znajdowała się naprawdę piękna kobieta, o poważnych rysach twarzy i roześmianym spojrzeniu. Machała do mnie z fotografii. Jej oczy były bardzo podobne do oczu Petty'ego. Czyżby była to jego matka?
- Tak, to moja mama - powiedział tuż przy moim uchu, przez co ledwo zauważalnie podskoczyłam. Zaśmiał się na moją reakcję.
- Musicie być ze sobą blisko - powiedziałam, zważając na dwa pozostałe zdjęcia ustawione obok.
- Niestety nie - dodał cicho. - Zmarła przy moich narodzinach. Nawet jej nie pamiętam - w tamtym momencie nie wiedziałam co mam powiedzieć, czy zrobić. Przyłożyłam zewnętrzną stronę dłoni do ust, a z moich oczu niekontrolowanie zaczęły płynąć łzy. Nic nie poradzę - jeśli chodzi o smierć, byłam bardzo na jej punkcie przewrażliwiona.
- Przepraszam, nie powinnam wcale pyt...
- Nic się nie stało, skąd mogłaś wiedzieć?
- Przepraszam - dodałam jeszcze i po odwróceniu się w stronę bruneta, po prostu się do niego przytuliłam. Od razu oddał uścisk. - Przykro mi.
- Tak, mi też - mocniej mnie objął i oparł swoją brodę o moją głowę. Musiał się nieźle schylić, gdyż różnica miedzy moim, a jego wzrostem była porażająca. Dzieliło nas dobre trzydzieści centymetrów! Zawsze zastanawiałam się jak to jest być wysoką osobą... Może...
- Czy ty potrafisz nie myślec choćby przez chwilę? - z transu wyrwał mnie jego głos.
- A czy ty potrafisz chociaż chwilę wytrzymać bez czytania moich myśli? Wynoś się z mojej głowy! - odsunęłam się od Petty'ego na bezpieczną odległość. - Muszę się wreszcie nauczyć oklumencji!
- A co powiesz na darmowe prywatne lekcje z najbardziej niesamowitym meżczyzną pod słońcem?
- No nie mów mi, że go znasz! Musisz dać mi na niego nami...
- Mowię o sobie, głupolu - przyciągnął mnie do siebie i obdarzył pocałunkiem.
- Hmm... myślę, że ostatecznie mogłabym spróbować.
- Mogłabyś? - znowu mnie pocałował. - Myślę, że nawet bardzo byś chciała.
- Też tak myślę.
•••••
Pett?
Bosz, wena wróciła!
- Petty, ja...
- Już się bałem, że się nie zgodzisz!
- Ale Pet...
- Zobaczysz, będzie fajnie! Pójdziemy do herbaciarni i będziemy spacerować po Écuelle...
- Petty! - powiedziałam trochę głośniej. Wreszcie zwrócił na mnie swoją uwagę. - Ja... ja chyba nie jestem jeszcze na to gotowa - powiedziałam szybko.
Bałam się jego reakcji. Bałam się, że zamilknie, nie odezwie się ani jednym słowem i odejdzie. To było jedyne wyjście którego bym nie zniosła.
Obojętność zawsze była moją słabością. Pamiętam, kiedy byłam mała, brat traktował mnie jak powietrze. Mówił do mnie "małolata" i "bachor". Wtedy jeszcze nie wiedziałam co to znaczy. Miedzy nami zaczęło się poprawiać, kiedy zaczął naukę w Akademii. Beauxbatons była dla niego drugim domem.
Gdy pod koniec roku pojechałam z rodzicami, żeby odebrać go z peronu w Paryżu, przywitał mnie pierwszym uściskiem w moim i jego życiu. Naszym pierwszym i nie ostatnim uściskiem.
- Ja... przepraszam.
Chciałam go wyminąć, przejść obok, jednak Petty złapał mnie za nadgarstek, obrócił i przyciągnął do siebie. Zapamiętałam bardzo dobrze moment w którym moje usta dotknęły jego ust. Znowu poczułam to przyjemne uczucie, jakby stado motyli znajdowało się w moim brzuchu i próbowało wyjsć na zewnątrz.
Petty sprytnie położył swoje dłonie po obu stronach mojej głowy, żeby uniemożliwić mi przerwanie tej czułości. Przycisnął mnie do stojącej nieopodal ściany.
- Pett... - przerwał mi kolejnym pocałunkiem - Co...
- Co tu się wyrabia?!
Profesor Ishimura krzyknęła w naszą stronę z oddali. Stała na końcu korytarza, ubrana w fioletową szatę.
- Ależ nic, pani profesor! - krzyknął Ru. - Tak sobie tylko stoimy... - powiedział już ciszej.
- Może przeniesiecie się do sypialni? Przecież w twoim dormitorium jest duże łóżko, na pewno się pomieścicie!
Jeśli w tamtym momencie nie byłam najbardziej czerwoną osobą w całej Francji, to nie wiem kto był. Stałam tam, rumieniąc się i śmiejąc jednocześnie. Ta sytuacja była tak żenująca, że aż zabawna. Po chwili obydwoje zanosiliśmy się śmiechem, raz na jakiś czas kradnąc sobie wzajemnie całusy.
- Chodźmy stąd - powiedział, gdy spojrzeliśmy sobie w oczy.
- Gdzie?
- Moje dormitorium.
Jak powiedział, tak zrobiliśmy. Po jakimś czasie staliśmy przed obrazem martwej natury, czyli przed wejściem do pokoju wspólnego Harpii.
- Pracowite serce - podał hasło. Obraz zaczął się ruszać, a następnie odsłonił wejście. Przeszliśmy przez krotki tunel i znaleźliśmy się w pokoju wspólnym. Był zachowany w kolorach domu: ściany miały granatowy kolor, uczniowie siedzieli na jasnobrązowych sofach i pufach, a nad kominkiem, w którym tlił się ogień, wisiał herb domu.
Nikt nie zwrócił nawet na nas uwagi. Przemknęliśmy się do dawnego dormitorium Petty'ego, trzymając się za ręce. Weszliśmy do środka zaraz po tym, jak Pett zdjął bariery magiczne z pokoju. Widocznie musiał się osobiście szkolić pod tym kątem.
- Moje skromne mieszkanko - zaprosił mnie do środka. Weszłam niepewnie i rozglądnęłam się po pomieszczeniu. Faktycznie było urządzone bardzo skromnie: naprzeciwko drzwi znajdowało się dwuosobowe łóżko, a obok niego dwa nakastliki. Cała jedna ściana była przykryta przez szafy. Po drugiej stronie pokoju zauważyłam średniej wielkości biurko.
- Przytulnie - powiedziałam z uśmiechem. Podeszłam do biurka, na którym ustawione były ramki ze zdjęciami. Było ich kilka: na jednym znajdowała się naprawdę piękna kobieta, o poważnych rysach twarzy i roześmianym spojrzeniu. Machała do mnie z fotografii. Jej oczy były bardzo podobne do oczu Petty'ego. Czyżby była to jego matka?
- Tak, to moja mama - powiedział tuż przy moim uchu, przez co ledwo zauważalnie podskoczyłam. Zaśmiał się na moją reakcję.
- Musicie być ze sobą blisko - powiedziałam, zważając na dwa pozostałe zdjęcia ustawione obok.
- Niestety nie - dodał cicho. - Zmarła przy moich narodzinach. Nawet jej nie pamiętam - w tamtym momencie nie wiedziałam co mam powiedzieć, czy zrobić. Przyłożyłam zewnętrzną stronę dłoni do ust, a z moich oczu niekontrolowanie zaczęły płynąć łzy. Nic nie poradzę - jeśli chodzi o smierć, byłam bardzo na jej punkcie przewrażliwiona.
- Przepraszam, nie powinnam wcale pyt...
- Nic się nie stało, skąd mogłaś wiedzieć?
- Przepraszam - dodałam jeszcze i po odwróceniu się w stronę bruneta, po prostu się do niego przytuliłam. Od razu oddał uścisk. - Przykro mi.
- Tak, mi też - mocniej mnie objął i oparł swoją brodę o moją głowę. Musiał się nieźle schylić, gdyż różnica miedzy moim, a jego wzrostem była porażająca. Dzieliło nas dobre trzydzieści centymetrów! Zawsze zastanawiałam się jak to jest być wysoką osobą... Może...
- Czy ty potrafisz nie myślec choćby przez chwilę? - z transu wyrwał mnie jego głos.
- A czy ty potrafisz chociaż chwilę wytrzymać bez czytania moich myśli? Wynoś się z mojej głowy! - odsunęłam się od Petty'ego na bezpieczną odległość. - Muszę się wreszcie nauczyć oklumencji!
- A co powiesz na darmowe prywatne lekcje z najbardziej niesamowitym meżczyzną pod słońcem?
- No nie mów mi, że go znasz! Musisz dać mi na niego nami...
- Mowię o sobie, głupolu - przyciągnął mnie do siebie i obdarzył pocałunkiem.
- Hmm... myślę, że ostatecznie mogłabym spróbować.
- Mogłabyś? - znowu mnie pocałował. - Myślę, że nawet bardzo byś chciała.
- Też tak myślę.
•••••
Pett?
Bosz, wena wróciła!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz