Spojrzałem na niego. Był roztrzęsiony, a na jego twarzy toczyła się istna walka emocji. Co miałem powiedzieć, jak nie samą prawdę.. małymi, powolnymi krokami zbliżyłem się do niego, nie chcąc go spłoszyć. Miał rację, oboje jesteśmy jeszcze gówniarzami, ale on jest jeszcze młodszy. Uniosłem dłonie, które położyłem na jego szyi kciukami opierając o policzki. Uniosłem tą jego wiecznie zmieniającą wyraz twarz w górę i zebrałem w sobie potrzebne słowa.
- Jonasz, jeśli na prawdę mnie kochasz, musisz o tej miłości zapomnieć. - mówiłem cicho ale na tyle głośno, by szum zza drzwi mnie nie zagłuszył. Od razu zareagował drgnięciem i próbą odwrócenia głowy, na co mu nie pozwoliłem. Przytuliłem go, gładząc niebieskie włosy pocieszająco. - Jesteś młody, piękny i zabawny. W końcu znajdziesz tą, lub tego jedynego.
- Skąd wiesz, że ty nim nie jesteś? - zapytał przez materiał mojej szaty. Przymknąłem oczy; jak wytłumaczyć mu, że nie dam mu miłości? Jak pokazać, że moje serce nigdy nie zabije do niego w taki sposób, w jaki chciałby by biło? Do mnie należało rozwiązać tą sprawę. Cho*era, że też nie mógł pokochać Nico.
- Bo gdybym nim był, kochałbym cie tak jak ty kochasz mnie. - odparłem odsuwając go lekko. Patrzyliśmy sobie w oczy wyzywająco. Nagle pokazał dziwny upór, który tylko utrudniał sprawę. - Nie możesz mnie kochać.
- To nie jest kwestia ,,chcę i mogę''. - począł się wymądrzać.
- NIE możesz. - powtórzyłem.
- Niby dla czego ni.. - zanim dokończył, wpiłem się w jego usta. Skoro słowa nie pomogą, muszę mu to pokazać. Pośpiesznie przesuwałem go w stronę łóżka, rozpinając jego koszulę. Popchałem go na nie, zdjąłem z niego górę a gdy chciał się podnieść, złapałem jego nadgarstki. Nie planowałem nic więcej i tyle wystarczyło. Gdy tylko złożyłem całus na jego brzuchu usłyszałem pociągnięcie nosem, a po jego twarzy zleciała łza.
- Widzisz.. dla tego nie możesz. - było to brutalne, ale inaczej się nie dało. - Czas.. goi rany.
Wstałem z niego, rzuciłem w niego kocem i wyszedłem do łazienki. Ochlapałem sobie twarz, a potem wytarłem ją w ręcznik. To tylko dziecko, jestem za surowy.. gdy wróciłem, dalej siedział na łóżku, a jego klatka piersiowa zaczęła poruszać się szybciej, gdy usiadłem obok.
- Powinienem zawołać.. - pytająco przeciągnąłem, ale zaprzeczył. Z każdą sekundą robiło mi się go coraz bardziej żal. Ale tak byłem uczony; problemy rozwiązuj w zarodku. Chciałem go pośpieszyć, lecz podniósł te błękitne, przypominające mi Cisę oczy, które zaszły kolejne łzy. Moje serce ścisnęło. A, je*ać konsekwencje. Wdrapałem się koło niego, położyłem po kołdrą i przyciągnąłem do siebie przytulając na łyżeczkę. - Przepraszam.
Zasnąłem i obudziłem się w nocy, z ciężarem na piersi. Wszędzie było już cicho i tylko pochrapywanie mojego kota świadczyło o czyjejś obecności. Poprawiłem na sobie głowę Susła, przyjmując wygodniejszą pozycję. Może.. może powinienem dać mu szansę. Jedną. Pozwolić mu pokazać, że potrafi być kochany i wspierający. Że to nie są kiepskie żarty..
~
*Kocham cie synu, kocham jak nic innego. Kiedyś zrozumiesz. Nie obwiniaj nikogo za moją decyzję. Nie napiszę do ciebie już więcej, bo to moje ostatnie słowa. Zajmij się rodzeństwem.
- mama*
Czytałem ten list w kółko i w kółko. Za każdym razem czułem więcej łez na policzkach, oraz większy strach i gniew. Nagle przez okno wleciała płonąca sowa, zmierzająca ku mnie...
//
- Amir! - ktoś mną potrząsnął. Zerwałem się do siadu oddychając szybko, gdy drobna ręka przetarła moje czoło. Ta sama osoba podała mi wodę w szklance i kazała się położyć.
- Jonasz? - zapytałem przestrzeń, wtem odparł.
- Krzyczałeś przez sen.. - w jego głosie słychać było przerażenie. Pewnie nie miał pojęcia co robić. Nabrałem wdechu uspokajając się.
- To... nic, dzięki. - posłałem mu blady uśmiech, który nie do końca go upewnił o moim dobrym stanie poczucia. Żeby nie było, usiadłem z powrotem zrzucając nogi na podłogę i wyciągnąłem się porządnie.
- Na pewno? - dopytał. Pokiwałem głową wesoło. To tylko głupi, zły sen, który nie ma nic do rzeczy. Moja matka nigdy by się nie zabiła, bo to ona zawsze była temu przeciwko, znaczy, samobójstwie. To tylko sen.
- Taa.. każdemu czasami zdarza się odpłynąć w nie tą krainę. - prychnąłem. - Na prawdę, dziękuje.
< nuh nuh >
- Jonasz, jeśli na prawdę mnie kochasz, musisz o tej miłości zapomnieć. - mówiłem cicho ale na tyle głośno, by szum zza drzwi mnie nie zagłuszył. Od razu zareagował drgnięciem i próbą odwrócenia głowy, na co mu nie pozwoliłem. Przytuliłem go, gładząc niebieskie włosy pocieszająco. - Jesteś młody, piękny i zabawny. W końcu znajdziesz tą, lub tego jedynego.
- Skąd wiesz, że ty nim nie jesteś? - zapytał przez materiał mojej szaty. Przymknąłem oczy; jak wytłumaczyć mu, że nie dam mu miłości? Jak pokazać, że moje serce nigdy nie zabije do niego w taki sposób, w jaki chciałby by biło? Do mnie należało rozwiązać tą sprawę. Cho*era, że też nie mógł pokochać Nico.
- Bo gdybym nim był, kochałbym cie tak jak ty kochasz mnie. - odparłem odsuwając go lekko. Patrzyliśmy sobie w oczy wyzywająco. Nagle pokazał dziwny upór, który tylko utrudniał sprawę. - Nie możesz mnie kochać.
- To nie jest kwestia ,,chcę i mogę''. - począł się wymądrzać.
- NIE możesz. - powtórzyłem.
- Niby dla czego ni.. - zanim dokończył, wpiłem się w jego usta. Skoro słowa nie pomogą, muszę mu to pokazać. Pośpiesznie przesuwałem go w stronę łóżka, rozpinając jego koszulę. Popchałem go na nie, zdjąłem z niego górę a gdy chciał się podnieść, złapałem jego nadgarstki. Nie planowałem nic więcej i tyle wystarczyło. Gdy tylko złożyłem całus na jego brzuchu usłyszałem pociągnięcie nosem, a po jego twarzy zleciała łza.
- Widzisz.. dla tego nie możesz. - było to brutalne, ale inaczej się nie dało. - Czas.. goi rany.
Wstałem z niego, rzuciłem w niego kocem i wyszedłem do łazienki. Ochlapałem sobie twarz, a potem wytarłem ją w ręcznik. To tylko dziecko, jestem za surowy.. gdy wróciłem, dalej siedział na łóżku, a jego klatka piersiowa zaczęła poruszać się szybciej, gdy usiadłem obok.
- Powinienem zawołać.. - pytająco przeciągnąłem, ale zaprzeczył. Z każdą sekundą robiło mi się go coraz bardziej żal. Ale tak byłem uczony; problemy rozwiązuj w zarodku. Chciałem go pośpieszyć, lecz podniósł te błękitne, przypominające mi Cisę oczy, które zaszły kolejne łzy. Moje serce ścisnęło. A, je*ać konsekwencje. Wdrapałem się koło niego, położyłem po kołdrą i przyciągnąłem do siebie przytulając na łyżeczkę. - Przepraszam.
Zasnąłem i obudziłem się w nocy, z ciężarem na piersi. Wszędzie było już cicho i tylko pochrapywanie mojego kota świadczyło o czyjejś obecności. Poprawiłem na sobie głowę Susła, przyjmując wygodniejszą pozycję. Może.. może powinienem dać mu szansę. Jedną. Pozwolić mu pokazać, że potrafi być kochany i wspierający. Że to nie są kiepskie żarty..
~
*Kocham cie synu, kocham jak nic innego. Kiedyś zrozumiesz. Nie obwiniaj nikogo za moją decyzję. Nie napiszę do ciebie już więcej, bo to moje ostatnie słowa. Zajmij się rodzeństwem.
- mama*
Czytałem ten list w kółko i w kółko. Za każdym razem czułem więcej łez na policzkach, oraz większy strach i gniew. Nagle przez okno wleciała płonąca sowa, zmierzająca ku mnie...
//
- Amir! - ktoś mną potrząsnął. Zerwałem się do siadu oddychając szybko, gdy drobna ręka przetarła moje czoło. Ta sama osoba podała mi wodę w szklance i kazała się położyć.
- Jonasz? - zapytałem przestrzeń, wtem odparł.
- Krzyczałeś przez sen.. - w jego głosie słychać było przerażenie. Pewnie nie miał pojęcia co robić. Nabrałem wdechu uspokajając się.
- To... nic, dzięki. - posłałem mu blady uśmiech, który nie do końca go upewnił o moim dobrym stanie poczucia. Żeby nie było, usiadłem z powrotem zrzucając nogi na podłogę i wyciągnąłem się porządnie.
- Na pewno? - dopytał. Pokiwałem głową wesoło. To tylko głupi, zły sen, który nie ma nic do rzeczy. Moja matka nigdy by się nie zabiła, bo to ona zawsze była temu przeciwko, znaczy, samobójstwie. To tylko sen.
- Taa.. każdemu czasami zdarza się odpłynąć w nie tą krainę. - prychnąłem. - Na prawdę, dziękuje.
< nuh nuh >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz