Statystyka

Październik! ~~~

Październik
Nauka, nauka i nauka!
Powoli Robi Się Coraz chłodniej. Weekendy uczniowie spędzają w miasteczku.


Punkty przyznawane SĄ dopiero od roku szkolnego AŻ zrobić Początku wakacji - wtedy na Początku piszecie nazwę domu :. Od ... do / CD ...]
W WAKACJE Piszcie TYLKO od kogo ma kogo! Bez domu ponieważ nie nie SA przyznawane wtedy Punkty! :)

Opowiadania DO DOKOŃCZENIA!


Od Ell cd Rosalie - Czy Rosalie


Od Jonasza zrobić ... - Trzecioroczniaka Z Belle.
Od Lili cd. Jonasza - Do Jonasza
, Od Vinyli cd Lili - Czy Bianki i Lili



Od Avalone cd Daniela - CZY Daniela & Vako

sobota, 31 stycznia 2015

Héroiqueors: Od Petty'ego C.D. Violetty

Zabawa.. Hym.. Była nawet w porządku, uśmiechałem się, lekko ale szczerze.
Chodź później po tym jak wróciła i pozwoliła mi oglądać dalej swoje dzieła,
skompletowałem ją. Oh.. No przecież nie będę taki wredny...

''- Ciekawe o czym Myśli. - W pewnej chwili odezwał się Szachar. - Jak
myślisz? - Spytał mnie.
- Nie wiem. - Odpowiedziałem i zaraz powróciłem do oglądania.
- I nie jesteś ciekaw Ru? Przecież wiem, że jesteś! - Powiedział podekscytowany.
Oczywiście by zaraz dodać - W końcu, Czuję to co ty...
- Świetnie! Czego chcesz?
- Nie czego ja chce, Czego MY chcemy.
- To czego MY chcemy? - Miałem dość użerania się z nim.. A poznałem go
całkiem nie dawno!
- Hehehe... - Zaśmiał się szyderczo.. No tak przecież on mi siedzi w głowie..
- MY chcemy dowiedzieć się czemu była taka zamyślona jak wchodziła...
Plus to że się tak słodko zarumieniła. - Powiedział. - Zupełnie jak ta twoja...
- ZAMKNIJ SIĘ! - Zdenerwowałem się. - Eh.. No dobra, jazda..''

Więc, zacząłem penetrować jej umył. Nie było to zbyt trudne co oznacza, że nie
potrafi oklumencji chodź możliwe, że umie Legilimencje..
Trochę się dowiedziałem kilku rzeczy.. Może Szach...

" - A nie mówiłem??? - Przerwał moje rozmyślanie. Jest wkurwiający. - Sam jesteś
wkurwiający, młocie! - No tak siedzi w mojej głowie.. - Więc nie zapominaj! I pamiętaj!
Ja zawsze mam racje!
- Oczywiście..."

W pewniej chwili poczułem, że ktoś mi chce się wedrzeć do umysłu. Przez moją
nie uwagę, odsłoniłem się, lecz szybko wzniosłem mur i wypchnąłem ją.

"- To przez ciebie!
- To ty nie potrafisz skupić się na kilku rzeczach! - Zaprzeczył mojemu oskarżeniu.
Po chwili jednak dodał spokojnym, złośliwy jak zawsze, głosem - Musimy popracować
nad twoją podzielnością uwagi, chłopcze. - Prychnąłem"

Spojrzałem na Violette z uniesioną brwią, dziewczyna się zarumieniła lekko.
Cóż pewnie nie myślała, że się tak szybko zorientuje, albo że w ogóle się zorientuję i co więcej
wyrzucę ją ze swojej głowy. Dobra moja, że niektóre 'rzeczy' mam tam pozamykane na siódmy
spust.. Chodź mogła się zorientować, że grzebię w jej myślach..
Eh... no cóż..

"- Musimy się jakoś wykręcić...
- MY nic nie musimy, JA muszę dla twojej wiadomości Sir. Szach-Mat.
- Bardzo śmieszne, młody. Uśmiałem się po wsze czasy. Ha. Ha. Ha.
- Och, dziękuję.
- Dobra powtarzaj za mną! Tylko mnie słuchaj, młotku! Mimo wszystko siedzimy w tym razem...
- Chyba ja siedzę z tobą w sobie..
- Nie ważne! Powtarzaj za mną, młody!"

Odchrząknąłem na początek, bo zrodziła się, niezręczna cisza...

" No, no, no, Violu. I uśmiechnij się, najlepiej złośliwie.. - Powiedział. Prychnąłem"

Ale się go posłuchałem. Ułożyłem się wygodniej na siedzeniu. Założyłem nogę, na nogę
i położyłem na nich, moje splecione dłonie.
- No, no, no Violu. - Oczywiście nie zapomniałem posłać jej złośliwego uśmieszku.
Dziewczyna się zmieszała, ale pokazując, że jest ślizgonką wyprostowała się i spojrzała mi w oczy.

"- Kto by się spodziewał, że w trzeciej klasie jesteś i już potrafisz Legilimencje."

- Kto by się spodziewał, że w trzeciej klasie jesteś i już potrafisz Legilimencje.
- Obroniłeś się. - Mruknęła, chodź wyraźnie dumna, że powiedziałem jej taki 'niby komplement'.

"- Tak, w trzeciej klasie to ja już miałem znakomicie, opanowane sztuki Legilimencje
jak i oklumencji.
- A ty skąd kurw..
- Mów!"

- Tak, w trzeciej klasie to ja już miałem znakomicie, opanowane sztuki Legilimencje jak i oklumencji.
Wiadomo z czym to się spotkało. Duże oczy. Hehe. Ty jej nie umiesz.

"- Rozproszyłem się przy tobie, z lekka, i całkowicie zatraciłem w tobie, że nie 
zorientowałem się gdy mój mur lekko się.. Mój mur osłab na tyle byś mogła do 
niego na chwilkę, się wkradnąć. 
- Nie powiem tego!
- Powiesz. I uśmiechnij się jakoś czarująco!
- Nie będę jej tak, kijowo podrywał! - zezłościłem się. - Słyszysz?! - Odpowiedziała
mi tylko cisza. - A niech Cię szlak traf!"

- Rozproszyłem się przy tobie, z lekka i całkowicie... - Przerwałem. Jak mogę
tak prostacko podrywać ledwo poznaną dziewczynę?! Głupi kundel!

"- Sam jesteś kundlem! Nie zapominaj, że ja tu ciągle jestem!
- Oh królewna się obudziła! - Parsknąłem ironicznie.
- Ty mi nie parskaj, tylko bierz się do roboty Romeo! Zapomnij o tej Rudej łasicy
i zajmij się damom naprzeciw!
- WIEWIÓRECZKA JAK JUŻ! Sam jesteś łasicą, draniu! I wcale o niej nie myl..!
- Taaa.. oczywiście nie zapominaj, że siedzę ci w głowie, młotku! - A teraz Powtarzaj!
Całkowicie zatraciłem się, podziwianiem ciebie, że zapomniałem o murze...
-Co ty pieprzysz?! Było inaczej!
- Ale teraz będzie inaczej! Za Karę!"

- Jaa... Całkowicie.. zatraciłem się. Podziwiając twą urodę.. Zupełnie zapominając murze,
Przez co osłab na tyle, byś mogła się wedrzeć. Lecz od razu to wyczułem, wybacz za lekka
brutalność tego.. Lecz naprawdę nie chciałem byś zobaczyła moje myśli.. Wiesz podobasz
mi się...

"- Kurwa, brawo, młotku! A jednak potrafisz sobie poradzić! I skąd ty wytrzasnąłeś
te rumieńce na twarzy?? - Powiedział. No cóż trza było się zarumienić..
- Właśnie powiedziałem, że mi się podoba! Przecież musiałem coś zrobić by wzięła
to na poważnie!
- No już dobra, dobra Romeo. Nie musisz się tak unosić!
- Idiota!"

- Violetta? - Zapytałem cicho. Patrząc w dół. Dopiero po chwili zorientowałem się, że
przez cały ten czas... Kiedy to mówiłem patrzyłem się tylko na swoje ręce a byłem zbyt
po chłonięty konwersacją z Szacharem, by zwrócić uwagę na to, że ona prawdopodobnie
jest zaskoczona, i to bardzo bo dalej trwaliśmy w ciszy, którą przerwał tylko mój
cichy głos wymawiający jej imię.
Postanowiłem nie robić z siebie, cioty i....

"- Jesteś ciotą, żebym ja musia..!
- Oh stul, wreszcie ten pysk i daj mi pomyśleć! - Nie no Dave będzie dumny,
takie słownictwo, to zawsze u mnie rzadkość była... A niedawno co dowiedziałem się
o Szacharze a już mi się morda do niego, bez chociaż jednego 'nie kulturalnego' słowa
się nie otworzy..
- Oh, ja też jestem dumny! Wreszcie robisz, tiptopki z cioty do mężczyzny!
- Czy ty wiesz co to znaczy ZAMKNIJ PYSK?!"

Wnerwiony zacząłem go zagłuszać swoimi rozmyśleniami.
Jane nie ma i nie będzie i z tym trzeba się w końcu pogodzić, co do tego nie ma wyjścia.
A Violetta, przypomina mi ją.. Może w miarę, dni, miesięcy, lat mógłbym pokochać ją
jak wiewióreczkę? Albo przynajmniej spróbować przy niej zapomnieć?
Westchnąłem i spojrzałem na cichą dziewczynę.
Wstałem.
Śledziła mnie wzrokiem, a ja do niej podszedłem.
Pochyliłem się, by mieć jej oczy na równi ze swoimi.
Dłonie oparłem po oby dwóch, stronach jej głowy.
Jej oczy były... Pełne różnych uczuć.
Moje były zimne, puste. Wiem to. Bo były takie od zniknięcia Jane.
Teraz pozwoliłem wyjść, na zewnątrz ich nadziei.
Niech myśli, że chcę... Że to nadzieja, że nie odrzuci mnie.. .
Ale tak naprawdę to nadzieja na zapomnienie.
Ale ona tego nie musi wiedzieć.. I nie ma jak się dowiedzieć.
Lekko przymknąłem oczy, i bardziej się pochyliłem.
Najpierw lekko, delikatnie musnąłem, jej usta swoimi.
By móc po chwili mocniej i stanowczo zawładnąć, jej ustami.
Zatraciłem się lekko w pocałunku jakim ją obdarzyłem.
Gwałtownym acz kol wiek w namiętnym.
Nie trwało to jednak za długo, bo już po chwili oderwałem się od jej ust.
Nie uciekłem. Co to, to nie.
Nie wyprostowałem się, dalej byłem pochylony tak, że jej twarz była na równi z moją.
Zabrałem tylko jedną rękę, lecz drugą dalej opierałem obok jej głowy.
Mój wzrok jednak już nie patrzył się w jej oczy.
Patrzyłem w dół.
Czułem się okropnie.
Wstrętnie.
Czułem się jakbym zdradził Jane. Kosztem ledwo poznanej dziewczyny.
Tylko dlatego, że ją przypominała... Przypomina.
Nie byłem wstanie na nią spojrzeć.
Ts.. Przynajmniej ona uzna, że boję się jej reakcji.
Bo czekałem na jej reakcję.
Czekałem aż wreszcie ucieknie.
Może mnie uderzy?
Albo jedno i drugie?
Może także udawać, że nic się nie stało.
Albo olać mnie a później po wyjściu z ekspresu unikać mnie..
Nie zdziwiłbym się gdyby zrobiła kilka z wymienionych reakcji.
Albo jeszcze inną reakcję...

Postanowiłem jednak stawić czoło temu co mnie osłabia.
Nie mogę być słaby.
Słabi przegrywają.
Giną, zapomniani.

Podniosłem na nią wzrok.

"- Dobry, chłopak."

<Violetta?>

Ombrelune: Od Adama cd. Ell (i Lil zarazem)

Siedząc przy stole jadalnym, dopiero po chwili zdecydowałem się spojrzeć na drzwi, które przed chwilą zamknęły się z łoskotem za moją przyjaciółką. Eh. Wspaniale, nie? Kilka tygodni temu w podobnych okolicznościach zostawiła mnie Lilianne na samym środku Placu Horkruksów. Jeżeli do czegokolwiek mam w życiu talent, to do zrażania do siebie ludzi. W sumie... lepszy taki niż żaden.
Parsknąłem. Przejdzie jej. Zawsze jej przechodzi.

- Leslie, masz wszystko? Nie zapomnij kota, nikt nie będzie go pilnował!
Nawoływanie matki na dole w salonie zbudziłoby z grobu zmarłego, a co dopiero śpiącego sobie smacznie piętro wyżej mnie. Miało to jednak swoją dobrą stronę - miałem szansę zdążyć na pociąg, gdyż moi jakże wspaniałomyślni rodziciele nie wpadli na pomysł, by dopilnować, bym i ja wstał na czas. Wystrzeliłem z łóżka jak torpeda i zacząłem wciągać na siebie ciuchy, które zapobiegawczo pozostawiłem na krześle dzień wcześniej. Kiedy kwadrans później zbiegłem na dół z kufrem, klatką Miracel i Lucyferem, rodzice spojrzeli na mnie jak na robaka.
- Widzę, młodzieńcze, że spieszy ci się na dworzec - powiedział ojciec, wymownie patrząc na zegarek.
- Myślę, że gdybyście mnie obudzili, byłbym szybciej - warknąłem.
- Idźmy już! - gorączkowała się Leslie, mierzwiąc czuprynę, której stanu i tak nie poprawiłby najlepszy fryzjer.
- Ojoj, ale ktoś się spieszy do Davidka - zaszydziłem, po czym przytknąłem palec do otwartych ust i wydałem z siebie dźwięk wymiotów. Od balu moja siostra i ten pacan ze sobą kręcą, a ja mam z nich ubaw. Piękna i bestia normalnie! I chyba nietrudno się domyślić, że Leslie to ta druga.
- Spadaj - syknęła i dyskretnie sprzedała mi kopniaka w kostkę.
- Uważam, że ród Martinesów to wspaniała partia dla twojej siostry - wtrącił ojciec. - Co więcej, ty też powinieneś wreszcie wziąć się za coś poważnego. Te panienki, które zwykłeś sprowadzać, są... - Nie mogąc znaleźć stosownego przymiotnika, ojciec skrzywił się ze zdegustowaniem. - Sądzę, że powinieneś mieć u boku córkę Sébastiena La Rue...
- Clary? Ona za nic by go nie chciała - prychnęła Leslie. Oczywiście jej docinek został jak zwykle pozostawiony bez komentarza. Gdybym to ja coś powiedział, niechybnie by mi się oberwało.
- Miałem zaszczyt rozmawiać z panienką Clarisse na finale mistrzostw - ciągnął ojciec. - Jest dziewczyną miłą, ułożoną i inteligentną. Może choć trochę uratuje z ciebie nieliczne nieuszkodzone geny rodu Brooksów i da mi wnuki, których nie będę musiał się wstydzić - zakończył gorzko.
No nie! To już było chamskie! I jak ja mam ich traktować, jeśli oni robią mi TO?! Wściekły jak osa wyszedłem z domu. Przez całą drogę na peron nie odzywałem się do nikogo, a gdy znaleźliśmy się przy ekspresie, natychmiast do niego wsiadłem, pozostawiając łzawą scenkę pożegnania rodziców z moją siostrą za sobą bez komentarza.
- Jezu, Adam! Patrz, gdzie idziesz! - Na samym wejściu zderzyłem się z moją przyjaciółką Clarisse, która kierowała się na zewnątrz. - Co się stało? - dodała szybko. Aż tak po mnie widać?
- Nic - warknąłem. Nie opowiadałem żadnemu z przyjaciół o moich kochanych rodzicach i w sumie niezbyt mi się chciało. Po co mają wiedzieć?
- Właśnie widzę - zadrwiła. - Nie chcesz, nie mów. Ja idę jeszcze na chwilę na peron. Coś... zapomniałam. Widzimy się później.
- Tak nawiasem mówiąc - rzuciłem, kiedy już zabierała się do odejścia - wiesz, że będziemy kiedyś małżeństwem?
- Co?!
Zaśmiałem się, pokręciłem głową i skierowałem się do wagonu prefektów.
Przechodząc wzdłuż przedziałów, machinalnie spoglądałem przez okienka i sprawdzałem, kto w nich siedzi. Tutaj jakaś zgraja pierwszoroczniaków, nieśmiałych i wycofanych, nie zamieniających ze sobą nawet jednego słowa, tu znów dwójka starych przyjaciół, chyba Papilonów, wesoło opowiadająca sobie o minionych wakacjach. Podczas takiego sprawdzania, zaszedłem do przedziału zajmowanego przez nikogo innego jak pannę Ell! W dodatku ona też patrzyła przez okienko, przyglądając się ludziom idącym korytarzem, więc nasze spojrzenia na ułamek sekundy się spotkały. Zegar na chwilę się zamroził, po czym dziewczyna pospiesznie odwróciła głowę.
Kurcze. Wchodzić? Nie wchodzić? Źle bez niej... Ale... Płaszczyć się? Nie w stylu Luniaka. Nie w stylu Brooksa. Chociaż w sumie nie muszę jej przepraszać. Nie tak dosłownie. Dobra. Chrzanić.
Przesunąłem drzwi i stanąłem w nich. Po prostu. Nie wszedłem, nie rozsiadałem się. Stanąłem.
- Odejdź - powiedziała chłodno, wpatrując się w obrazy za oknem, które zaczynały się powoli przesuwać z uwagi na to, że pociąg wreszcie ruszał. Choć może obserwowała po prostu moje odbicie w szybie?
- Nie - odparłem.
- Wynoś się! Już!
- Nie.
- Adam, spadaj. Nie chcę cię znać.
- Pogódźmy się. - Ton mój przez cały czas był spokojny i bez emocji.
- Pogódźmy? Tak po prostu "pogódźmy"? - Westchnęła. - Adam, ty naprawdę nie zdajesz sobie sprawy z tego, co ty zrobiłeś... Dla ciebie to jest nic, ale skrzywdziłeś mnie. Potraktowałeś mnie okropnie...
- Sądzę, że przesadzasz.
Dziewczyna prychnęła. Nadal wpatrywała się w okno, karząc mnie milczeniem.

Elly?
Weno, gdzie jesteś? ;_;

Wyniki konkursu!

Trutututuuu!
Znamy już wyniki konkursu z okazji przeniesienia bloga! Miło było zobaczyć tak duże zainteresowanie. Poziom trudności okazał się być dość wysoki, jednak większość z was odpowiedziała prawidłowo na więcej niż połowę pytań! Niektóre odpowiedzi naciągałam, żeby ocenić was jak najprzychylniej. Ucieszyłam się, kiedy słyszałam o myszkowaniu po archiwum w poszukiwaniu odpowiedzi - taki cel przyświecał mi, kiedy tworzyłam test: przypomnienie sobie starych dziejów, opowiadań, o których napisaniu samemu się zapomniało, powspominanie...
Dobra, nie będę dłużej trzymać was w niepewności! Oto wyniki!

Pierwsze miejsce z trzydziestoma dziewięcioma punktami na pięćdziesiąt zdobywa Bianna Fiodorow z Bellefeuille! Na miejscu drugim uplasowali się ex aequo Clarisse La Rue, uczennica domu Ombrelune, oraz Petty RuaHéroiqueors, zdobywając po trzydzieści dwa punkty! Trzecie miejsce zdobywa Vinylia Savior - kolejna Orlaczka, której do miejsca drugiego zabrakło zaledwie jednego punktu!
Nagroda pocieszenia wędruje natomiast do Lilianne Lavali (Bellefeuille, 20 pkt), Jane Star (Papillonlisse, 19 pkt) oraz Elliezabeth Heap (Ombrelune, 17 pkt).

Zwycięzcom serdecznie gratuluję, punkty już za chwilę powędrują do rankingu.
W rozwinięciu możecie zobaczyć poprawne odpowiedzi.

Liv.
Adam Brooks, Leslie Brooks

czwartek, 29 stycznia 2015

Héroiqueors: Od Natalii do Cleo

Pożegnawszy się z Cleo po opchnięciu sporej ilości lemoniady (uwielbiałam jej cudownie musujące bąbelki, przypominały mi pewien magiczny wieczór i pewną szczególnie mi bliską osobę pozostawioną w dalekim kraju), wróciłam do siebie. Obecnie mieszkałam w Auteuil pod Paryżem, sama, w letniej rezydencji pozostawionej mi do wyłącznej dyspozycji przez uczynną Katerinę Woroncow. Matka Andrieja zaliczała się do kobiet zamożnych samych w sobie, ale i do twardych tradycjonalistek, z którymi nie warto się kłócić. I tak nie spędzali tam wakacji, a "trzeba, by się dziewczyna usamodzielniła!". Oczywiście Katia, przy całej swojej dobroci serca, nie przewidziała, że jej pomylony syn wyrwie się spod kurateli i przyleci do mnie na miotle. Była już chyba dwudziesta trzecia, na niebie zaczęły się pojawiać pierwsze gwiazdy. W powietrzu unosił się zapach białych róż, które zasadzono w dniu ślubu poprzednich właścicieli.

- Kotku, otwórz drzwi! Jestem, jak widzisz! - Andriej stwierdził to kompletnie niepotrzebnie, bo i on był, i ja widziałam.- W całej swej okazałości stoję tutaj przed Tobą, tak jak sobie życzyłaś.

- Zacznijmy od tego, że wcale Cię nie wzywałam, uosobiona skromności - oznajmiłam teatralnym szeptem. Cały on. Oczywiście szybko zlazł z miotły z zakłopotaną miną, po czym podszedł do mnie z miną skarconego psiaka. - Jak udało Ci się ominąć rodziców, Olenę i Oksanę?

Blondyn zaśmiał się cicho, ale dźwięcznie, przeczesując sobie włosy prawą ręką. Uwielbiałam ten jego tik, dodawał mu seksapilu. Mogłam wyobrażać go sobie jako Jamie Campbell Bowera czy kogoś równie ponętnego jak ten mugolski aktor. Nie, żebym go nie znała: Irina szalała za przystojniakiem i gromadziła wszystkie jego zdjęcia. Nasze dłonie połączyły się w uścisku.

- Bliźniaczki wyeliminowane z gry - "eliksirem usypiającym" dopowiedziałam sobie w myślach. - A rodzice poszli na jakieś przyjęcie. Zdążę wrócić przed świtem. Nie chce mi się iść do Durmstrangu, ale skoro już muszę, to uznałem, że warto będzie się pożegnać z moją Nataliąąąą....

Przeciągnął to z zabawnym, rosyjskim zaśpiewem, całując mnie wyjątkowo namiętnie. Odwdzięczyłam się dość szybko. Po chwili nie istniało dla nas nic prócz coraz bardziej rozgwieżdżonego francuskiego nieba, białych róż oraz pocałunków.

***
Następnego dnia, po straszliwym chaosie w pakowaniu się typu "daaamn, gdzie są moje szaty?! Podręcznik do numerologii! Matko, jeszcze przybory do eliksirów!" wreszcie znalazłam się na peronie. Przeciskając się przez stado Luniaków z drugiego roku, nie wiadomo dlaczego porównujących swoje sowy w obliczu wyjazdu, jakichś kobiet szlochających w chusteczki "jaki on pięęęękny w tych szatach! Chlip! Mój Philippe jest taki słodziuchny!" oraz kilku prefektów z minami cierpiętników, wreszcie odnalazłam odpowiednie dla siebie miejsce - tym razem przysługujące trzeciorocznym. Przez okno wypatrywałam niecierpliwie mojej najlepszej przyjaciółki. Gdzież ona się podziewa?!

- CLEO! - krzyknęłam radośnie na jej widok, machając jej z okna pociągu. Nareszcie!

(Cleło? default smiley :d Trochę długie i przesłodzone, ale cóż.)

Papillonlisse: Od Ameriki do Violetty

Poczułam ucisk w brzuchu.
Przed pociągiem do Beauxbatons piętrzyły się tłumy moich rówieśników.
Uczniowie w większości byli uśmiechnięci i weseli. Rozmawiali ze sobą, żegnali się
z rodzicami. Lecz moi nie mogli przyjechać, dla nich liczy się tylko praca.
Widziałam starszych z szóstego i siódmego roku, ale i pierwszaków, w większości
bladych jak ściana. Ja też byłam zdenerwowana. Ale nie przestraszona. Kurczę,
byleby nie palnąć jakichś głupstw i nie być spalonym do końca nauki. A ja tak potrafię.
Pierwszego dnia potknąć się na prostej drodze i tym wywołać szydercze śmiechy na
twarzach innych. Chciałabym znaleźć przyjaciół, a przynajmniej kogoś kto chciałby
się ze mną zadawać. Z takimi myślami, kilka minut później weszłam do pociągu
i szukałam wolnego przedziału. Wolałam na początku usiąść sama. Ktoś nadepnął
mi na nogę. Jęknęłam. Spojrzałam w prawo, w poszukiwaniu sprawcy mojego bólu.
- Przepraszam! - powiedziała jakaś dziewczyna, chyba w moim wieku, o włosach
w kolorze zbliżonym do moich.
- Nie szkodzi. - machnęłam ręką. - Tak w ogóle to jestem America... Trzeci rok, Papillonlisse.
- Violetta, również trzeci, Ombrelune. - uśmiechnęła się serdecznie.
Zdziwiłam się, że Luniaczka mnie przeprosiła. To nie leży w zwyczajach tego domu.
- Masz już przedział?
Pokiwała głową. Ech, szkoda.
- Ale jeśli chcesz, to później do ciebie przyjdę. Gdzie siadasz?
- Tam - wskazałam szybko na miejsce w jednym z przedziałów po lewej stronie.
Siadłam tam, a Viola poszła w swoją stronę. Cóż.
***
Byliśmy w połowie drogi i nikt się do mnie nie dosiadł. Przez cały czas czytałam
 książkę. Już straciłam nadzieję, że moja nowa znajoma przyjdzie, kiedy ktos
zapukał w drzwi przedziału. Podniosłam wzrok.
- Mogę się dosiąść? - zapytała Violetta.
- Jasne. - uśmiechnęłam się i poklepałam ręka miejsce obok siebie. Dziewczyna
usiadła tam. Schowałam książkę do torby.
Przez chwile milczałyśmy, ale w końcu ona odezwała się.
- Słyszę, że masz jakiś dziwny akcent. Nie jesteś stąd?
- Nie, nie jestem. Lubisz fasolki wszystkich smaków? - zapytałam, wyciągając
paczkę słodyczy z torby.
- Zależy jaki smak się wylosuje - zachichotała.
Przytaknęłam.
- To co? Ty pierwsza. - podałam jej paczkę.

Violetta? Przepraszam, że nudne, ale nie mam talentu do pisania opowiadań początkowych ; )

Ombrelune: Od Violetty Cd. Petty'ego

- Chcesz się pobawić w zjadanie fasolek? Mam tu też inne słodycze... może w zmienianie głosu? Wiesz, te wszystkie ryki albo odgłosy, jakie wydają zwierzęta i rzeczy. Będzie fajna zabawa.
Po tych słowach Petty dosiadł się do mnie i rozpoczęliśmy grę w rozpoznawanie smaków fasolek. Wzięłam pierwszą do ust.
- Malinowy? Tak, chyba tak. - uśmiechnęłam się do chłopaka. - Teraz ty.
Petty też wziął jedną do buzi, ale już po chwili ją wypluł. Popatrzyłam na niego pytającym wzrokiem.
- Gluty ogra. - powiedział niechętnie.
Jak na zawołanie zaczęłam chichotać, co później przerodziło się w czysty śmiech. Dopiero po chwili zauważyłam, że tylko ja się śmieję.
- Przepraszam. - powiedziałam od razu. - Przepraszam, nie powinnam... - położył mi dłoń na ustach.
- Nic się nie stało... - zreflektował się momentalnie. - Gramy dalej? - lekko kiwnęłam głową.
Petty wziął kolejną fasolkę, ale po chwili znowu ją wypluł.
- Chyba nie mam dzisiaj szczęścia... kwaśna ziemia. - tym razem i on się zaśmiał. Byłam zadowolona, bo z początku wydawał się lekko podłamany.
Graliśmy dalej, śmiejąc się, kiedy ktoś z nas miał szczęście i trafił na dziwny smak.

- Idę po wodę. - ogłosiłam. - Przynieść ci coś? - zapytałam.
- Nie, dzięki. Mam swoją. - wskazał na wodę stojącą na małym stoliku.
- Okej. - wyszłam z przedziału, przesuwając masywne drzwi. Korytarz był pusty. Szłam przed siebie, czasami potykając się o własne nogi lub podtrzymując się ścian, gdy pociąg skręcał.
Nagle wpadłam na jakąś dziewczynę. Miała fioletowo-różowe włosy. Upadłam.
- Przepraszam! - powiedziała nagle, co trochę zbiło mnie z tropu. Podała mi rękę, dzięki której mogłam wstać.
- Spoko, nic się nie stało. - uśmiechnęłam się. - Jestem Violetta.
- Ell. - odpowiedziała szybko i z tajemniczym uśmiechem weszła do przedziału obok.
Poczułam się trochę nieswojo... nie chciałam używać na niej swojej zdolności, więc dziękowałam sobie, że jednak tego nie zrobiłam. Co by było, gdyby i ona umiała czytać w cudzych myślach? Ja chciałam, żeby pozostało tak, jak jest. Nikt nie wie o mojej zdolności, ani się nie domyśla.
Zanim się obejrzałam, stałam przed wózkiem ze słodyczami i napojami. Zdecydowałam się na sok pomarańczowy - zapłaciłam i ruszyłam w drogę powrotną.

- Jestem z powrotem. - powiedziałam wchodząc do pomieszczenia.
Zauważyłam Petty'ego z zeszytem w ręku, ale nie przejęłam się tym za bardzo. Usiadłam na swoim miejscu. Już miałam wyciągnąć szkicownik, kiedy zdałam sobie sprawę, że nie ma go w mojej torbie. Zaczęłam dokładnie ją przeszukiwać, jednak zrozumiałam, że to nie ma sensu.
Wtedy coś mi się przypomniało...
Spojrzałam na Petty'ego i zobaczyłam mój skarb w jego rękach. Jak na zawołanie poderwałam się z miejsca i zabrałam mu plik kartek z najróżniejszymi rysunkami. Zorientował się dopiero po chwili, jednak mi już udało się odzyskać własność. Wróciłam na swoje miejsce i przeglądnęłam szybko kartki, sprawdzając czy wszystkie są na swoich miejscach...
Roztargniona, nie zauważyłam nawet, gdy obok mnie usiadł brunet, prosząc ruchem ręki o pokazanie zeszytu.
- Viola, proszę... pozwól mi. - poprosił.
Po krótkich namowach zgodziłam się, nie mogąc dłużej wytrzymać przenikliwego spojrzenia Petty'ego. Podałam mu zeszyt, a on od razu zaczął go przeglądać.
- Są piękne.
Jego bezpośredniość mnie zaskoczyła, ale nie dałam tego po sobie poznać. Zarumieniłam się wszystkimi odcieniami czerwieni i różu. Chłopak spojrzał na mnie i uśmiechnął się szczerze.
- Dzięki. - wyszeptałam.
Nie wiem co mnie naszło, ani skąd się wzięło, ale coś kazało mi użyć mojej zdolności. Jaka byłam zdziwiona, gdy okazało się, że i on systematycznie monitoruje moje myśli...


~**~
Pett? Sorki, jeśli są jakieś błędy, ale o trzeciej w nocy mnie natchnęło... myślę, że może być  ;)

środa, 28 stycznia 2015

Papillonlisse: Od Aidena -c.d. Davida

Parę dni wcześniej
Robiłem to, co mi kazali miałem wziąć tylko tą śliską rybę do ręki i rzucić ją foce. Czy foki nie są wspaniałe? Nie są ani za wielkie ani za małe do tego nie są głupie. Idealne zwierzęta i stwierdzam, że gdyby nie to, że foki nie był kiedyś zbyt towarzyskie to teraz by mówiono „Foka najlepszym przyjacielem człowieka”. Wziąłem tą rybę, które jeszcze się ruszała. Łe, ale gdyby taka, rybcia nagle komuś nagle wpadła za koszulkę to wyglądałoby komicznie. I rzuciłem foczce, która robiąc salto do tyłu chwyciła rybę w powietrzu ochlapują widownie w tym moją mamę i siostrę. Tak rozkosznie do wyglądało, kiedy marszczyła nosek a po chwili zaczęła się śmiać w niebogłosy jak to dzieci potrafią. Było trochę tych dzieci i ogólnie spory tłumik. W końcu nie zawsze się widzi jak karmi się takie urocze stworzenia. Jednak mój wzrok przykuł chłopak, który próbował odciągnąć siostrę od barierki. I miał rację w końcu to ja będę musiał taką dziecinkę ratować. Z resztą to zdarza się rzadko, ale wtedy można być supermanem, który nagle pojawi się na pierwszej stronie gazet. Fajnie by było, może ktoś wrzuciłby to na YT a wtedy byłbym jeszcze większą gwiazdą i wszyscy by wiedzieli, jaki to ja jestem odważny. No cóż chyba już za bardzo sobie schlebiam. Tylko, że gdy wziąłem kolejną rybę i miałem już nakarmić Paryżankę moją ulubienicę nagle barierka znikła a opierający się o nią chłopak, który przed chwilą nie pozwalał dojść do niej dziewczynce wpadł do wody. I pewnie by wyszedł gdyby nie to, że no cóż woda była lodowata by foki czuły się jak w domu a ogólnie było gorąco. Szok termiczny? Niekoniecznie. Zachłyśnięcie? Bardzo możliwe. Wskoczyłem do wody a za mną Paryżanka w końcu przecież wypuściłem tą rybę a sama żeby ją złapać musiała zanurkować. Wyciągnąłem chłopaka nie tyle, co na brzeg, co po prostu na miejsce dla ludzi, którzy karmili te zwierzęta. Dzięki Bogu ocknął się od razu. Zerwał się na nogi zaczął przeszukiwać swoje kieszenie klnąc pod nosem dosyć siarczyście, lecz na tyle cicho by rodzice dzieci nie musieli zatykać im uszu. Dziewczynka a raczej jego siostra śmiała się z blondyna, który spiorunował ją wzrokiem. Okay nie powinienem wpieprzać się w nieswoje sprawy, ale zauważyłem dryfujący na wodzie patyk. Przewróciłem oczami, bo ile to razy mówiło się dzieciakom by nie wrzucały nic do wody. Jednak ten patyk nie był patykiem zbyt często takie widywałem a zresztą sam mam taki i często mi go siostra zabiera a ja się tylko modle by mnie je pozwali za używanie czarów poza szkołą. Podpłynąłem po badyl, który jak też myślałem okazał się być różdżką. Chłopak nadal przeszukiwał kieszenie oraz patrzył w taflę wody próbując dostrzec zgubę, którą znalazłem. Teraz tylko zawołać „Ej ty!” to niegrzeczne nawet, jeśli to ja. Tak, więc podbiegłem do chłopaka.
- Ej, blondyn, ty, co wpadłeś do wody! –w końcu się odwrócił. Bieganie na rozgrzanej kostce nie było zbyt przyjemnym zajęciem. Oddałem mu różdżkę. –To chyba twoje. Następnym raz no cóż przywiąż ją jakoś, bo nie wiem jak u was, ale raczej ci, co robią różdżki nie będą zadowoleni z tego, że jakiś dzieciak. Oczywiście bez urazy. Gubi różdżkę, którą rzeźbili, która miała pozostać wierną czarodziejowi do końca. Aiden Solance jestem. W tym roku czwarty rocznik, Papilon.
- David Martines. Miło mi –uścisnął mi dłoń, którą mu podałem. – Także czwarty rocznik jednakże witasz Luniaka z krwi i kości.
- To taki Slytherin? Co nie? –zaśmiałem się –To jestem zaszczycony panie Martines, że panu miło, iż mnie pan poznał. Myślałem, że takim ludzikom z takiego domu trudno to wykrztusić a tu proszę jak ładnie! No to David na to wychodzi, że się jeszcze spotkamy. Jakby, co wiele osób żyje przysługa za przysługę nie wiem jak ty, ale ja cię wyciągnąłem z wody, więc masz u mnie dług drogi koleżko.
Odwróciłem się i wróciłem do pracy. Nie po to przyjęli mnie żebym rozmawiał z nowo uratowanymi ludźmi. Jednakże czasami miło poznać nowych ludzi a szczególności takich jak ja. Mój szef spojrzał na mnie marszcząc brwi po, między którymi pojawiła się zmarszczka, którą nazywam górą lodową, bo jakby idzie bardziej w dół niż w górę. Palną coś o tym, że dzięki takim wyskokom mógłbym spokojnie startować na ratownika. Ratować panie w opałach… i panów. Aż serce się raduje. Wróciłem jednak do pracy nie spuszczając wzroku z mojej małej kochanej siostrzyczki. Której blond loczki przylegały do buzi sprawiając, że jej włosy wyglądały jak grzywa lwa.
***
- Kocham cię moja ty mała księżniczko –wziąłem małą Lucy na ręce i uścisnąłem jeszcze raz ten ostatni raz. Zazwyczaj wytrzymywała ten rok bez mnie. Mam nadzieje, że znów wytrzyma. Zawsze mam przy sobie telefon i wtedy mogę usłyszeć ten szczebiotliwy głosić małej Lu.
Moja mama, jako ostatnia uściskała mnie i wycałowała każdy policzek a było ich tylko dwa po pięćdziesiąt razy ażebym chyba szminki nie mógł domyć. Z babką pożegnałem się na początku podobnie jak z dziadkiem. Czyli już mogłem iść. Zołza niezadowolona z tego, że jest tak samo uwięziona w klatce jak Zeus burczała głośno i zapewne uderzała ogonem o podłoże. Imię ma dobrane w 100 procentach. Bo jeśli chodzi o jej charakterek to jest Zołzą. Zjadła mi 3 kanarki czaicie! Przy tym chyba nie ma rzeczy, której by nie zjadła oczywiście mówimy, o rzeczach mniejszych od niej, które nie są kotem. Usiadłem w jakimś opustoszałym przedziale. Sięgnąłem do kieszeni spodni by wyciągnąć telefon ze słuchawkami. Bo na pewno nie wyciągnąłbym książki to nie jest normalne by uczyć się w drodze do szkoły przynajmniej, jeśli chodzi o mój przypadek. Włączyłem przypadkową piosenkę, po czym zacząłem machać do mojej kochanej rodzinki. Lu się rozkleiła i mówiła coś do mamy nie byłem zbyt dobry w czytaniu z ruchu warg, ale chyba mówiła coś w stylu, „Kiedy Aiden wróci?” trudno jej było w jej wieku połapać się ile to dzień a ile to rok, więc równie dobrze może źle zinterpretować rok i spytać tydzień później czy już minął rok. Jednakże nie miałem zamiaru zostawić tak siostrę zacząłem odliczać a kiedy skończyłem to z pod wózka zaczęły wyskakiwać petardy, które wybuchały tuż koło małej Lu. Nie mogły nic jej zrobić, bo wybuchy były w wielkości mojej pięści z resztą tak zaprogramowane by się nie, poparzyła.  Usłyszałem otwierające się drzwi i jakie było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłem w nich tego chłopaka, którego parę dni temu wyciągałem z wody. Wyciągnąłem słuchawki uśmiechają się głupkowato. Mój przedział jest wolny, więc na pewno szuka wolnego miejsca. Może nie jest taki, forever alone jak ja i za nim przyjdzie jeszcze parę osób chętnie poznałbym parę rówieśników.
- Znów się spotykamy panie Martines –zaśmiałem się. Jakoś przypasowało mi mówienie do niego per panie Martines chodź mama mówiła mi, że zwracanie się do kogoś po nazwisku jest niegrzeczne. Z resztą i tak zawsze byłem inny. – Może ciasta moja mama z siostrą piekły. Ma dopiero 4 latka i to niecałe. Znaczy nie nalegam. Tylko proponuje. Z resztą sam bym chętnie zjadł, ale grzeczność nakazuje spytania się czy owa osoba towarzysząca nie zachce tego jakże smacznego kawałka ciasta.

David? Czy aby na pewno nie chcesz tego ciasta? Ja ci je wepcham!

Uczennica Domu Papillonlisse: America Schreave

America Schreave

Imię: America
Pseudonim/Ksywka: Ami, Mer
Nazwisko: Schreave
Krew: Czysta
Rok: Trzeci
Data Urodzenia:  20 luty
Dom: Papillonlisse
Drużyna Quidditch'a: Szukająca
Chłopak / Dziewczyna: może kiedyś...
Rodzina:   Matka - Corinne, Ojciec - Andrew, rodzeństwo - Agatha, Tomas, Felix.



Sowa: Foggy, płomykówka 


Towarzysz: Kruk - Melissa 



Różdżka: Wiąz, włos z ogona testrala, 10 cali
Ciekawostki:
~ Bogin - wilkołaki
~ Patronus - Zając 
~ Genetyka - 
~Zdolności - 
~ Inne - Ma tatuaż z trzema krukami na plecach. 

Ulubiony Przedmiot: Latanie na miotłach, Transmutacja
Znienawidzony Przedmiot: Numerologia, Historia Magii
~ Stajnia - 
Właściciel - Shyden



Zainteresowania: Quidditch, Muzyka (zarówno śpiew, jak i gra na instrumentach 
oraz pisanie piosenek i utworów)

Aparycja: Jest dosyć wysoka (172 cm), ma rudawe włosy, błękitne oczy.

Charakter: To bardzo spokojna dziewczyna, jednak nie jest typem samotnika. 
Swoje sekrety zdradza tylko najbliższym przyjaciołom. Jest troszeczkę nieśmiała, 
ale gdy się ją bliżej pozna, można się z nią nieźle zabawić. Lubi uciekać do literatury, 
ale pod żadnym pozorem nie jest aspołeczna. Jest lojalna i uczciwa. Nie godzi się 
na niesprawiedliwość. Nie umie patrzeć na ludzkie cierpienie i jest pomocna. 
Bardzo odważna i śmiała. Cechuje się również ogromnym poczuciem humoru. 
Nie lubi, gdy ktoś ją obraża, ale potrafi się odgryźć. Nigdy sama nie zacznie bójki 
i stara się ich unikać. Jest optymistka. 

Historia: Urodziła się w bogatej rodzinie, ale nie jest rozpieszczonym bachorem. 
Miała szczęśliwe dzieciństwo, kochającą rodzinę, rodzeństwo. Od początku 
wiedziała, że jest czarodziejką i spodobało jej się to. Kiedy rodzice zapisali ja do 
Hogwartu ucieszyła się. Chodziła tam przez dwa lata. Jednak później ojciec dostał 
kontrakt w dużej, mugolskiej firmie we Francji i musieli się przeprowadzić. 
Przez chwilę uczyła się w domu, dopóki nie nauczyła się płynnie francuskiego. 
Kiedy już zdecydowała się, zaczęła uczęszczać do Akademii.






Od Cleo Do Natalii

Spojrzałyśmy na siebie wzrokiem mówiącym; olej go. I tak też zrobiłyśmy poszłyśmy dalej.
- A idziemy na lemoniadę? Chętnie bym się czegoś napiła - zapytałam.
- Jasne, czemu nie - dziewczyna uśmiechnęła się do mnie. Idziemy jeszcze chwilę, po pewnym czasie poczułam oddech na karku. To Axel. Rzecz jasna... Ale się nie wyłamuję i idę dalej i dalej. W pewnym momencie nie wytrzymałam. Miałam już napisać do Natalii, stojącej obok sms'a, żeby się od nas odwalił. Lecz zmieniłam trochę mój plan. Aby nie wzbudzać podejrzeń odeszłam trochę w bok i szłam wolniej. Później stanęłam bokiem, wysuwając nogę do przodu. Axel szedł dalej i potknął się o moją nogę. I leży. Wraz z dziewczyną wybuchłam śmiechem i patrzyłyśmy jedynie na łamagę leżącą na ziemi. Spojrzałyśmy się na siebie ponownie.
- Idziemy? - Zapytała nadal śmiejącym się głosem.
- Ta, chodź - odpowiedziałam.
Poszłyśmy dalej, a Axel dał nam już spokój. Wreszcie! Szłyśmy tak jeszcze z 5 minut i podeszłyśmy do jakiegoś stoiska z zimnymi napojami.
- Poproszę dwie lemoniady z lodem - powiedziałam do sprzedawcy. Minutę później każda z nas dostała po zamówionym napoju. Wręczyłam sprzedawcy pieniądze.
- Reszty nie trzeba! - oznajmiłam. No to idziemy dalej.

Była już godzina 18, pora już powoli wracać.
- Natalia, odprowadzić Cię? - zapytałam.
- Jak chcesz - uśmiechnęła się do mnie.
- To chodźmy - odwzajemniłam uśmiech.
Plac robił się już całkiem pusty. Wszyscy czarodzieje zakupili co trzeba na nowy rok. Ciekawe jak będzie on wyglądał. Przynajmniej wiem, że mam chodź Natalię.
Powoli dochodziłyśmy do miejsca w którym miałyśmy się rozejść.
- No to.. Do zobaczenia. Na pewno się jeszcze spotkamy - Rozeszłyśmy się.

<Natalia? BRAK WENY -.- Wybacz, że krótkie :/>

Uczeń Domu Papillonlisse: Aiden Solance

Aiden Solance


Imię:  Aiden
Pseudonim/Ksywka: Nikt mu nie nadał wszyscy się zwracali do niego po imieniu ;-;
Nazwisko: Solance
Krew: Czysta
Rok: Czwarty
Data Urodzenia: 29 lutego.
Dom: Papillonlisse
Drużyna Quidditch'a: Chciałby być pałkarzem 
Chłopak / Dziewczyna: Miał ich tle że... na palcach u jednej ręki mógłby policzyć
Rodzina:  Mamusia Amelia , Ojciec Vincent (zostawił ich ;-;) babcia Hermenegilda, 
mała Lucy(siostra) dziadek Francis.

Sowa: Zeus


Towarzysz: Zołza




Różdżka: 14 i pół cala wierzba, włókno ze smoczego serca, giętka, idealna do transmutacji
Ciekawostki:
~ Bogin - Niedźwiedź 
~ Patronus - Foka
~ Genetyka - Brak ale zawsze chciał zamieniać się w fokę
~Zdolności - Teleportacja 
~ Inne - 
Ma rękę do Dzieci
Może zacznijmy od tego że jego ulubionym zwierzęciem jest foka. Zawsze lubił foki 
i tak jak wiele osób ma hopla na punkcie psów czy kotów tak on ma na punkcie fok. 
Urodził się w szkocji a przez pierwsze 3 lata uczęszczał do Hogwaru przez co język 
angielski nie jest dla nie trudny. Jako dziecko uczęszczał do szkoły muzycznej. 
Nie skończył jej ale nauczył się grać na 5 instrumentach. Dokładnie na trąbce, 
fortepianie, perkusji, gitarze i... wiolonczeli. Uwielbia chodzić do zoo i wcaaale 
nie ogląda wtedy foki. Boi się latać samolotem. Lubi oglądać bajki ^^'

Ulubiony Przedmiot: Latanie na miotłach!
Znienawidzony Przedmiot: Eliksiry ;-; 
~ Stajnia - Brak.
Właściciel -  ♥Joanne♥


Zainteresowania: Potrafi grać na instrumentach (wymienione w "Inne"), kiedyś grał 
w koszykówkę i lubił ten sport. Zawsze ciągnęło go do latania na miotle tylko 
jakoś nie miał tego szczęścia by być w drużynie.

Aparycja: Nie jest za wysokim chłopakiem gdyż nikt w jego rodzinie nie był wysoki. 
Ma może trochę ponad 170 cm chodź gdy się wyprostuje to brakuję tylko tych 
milimetrów do 180. Ma blond włosy nie za krótkie nie za długie. Można stwierdzić 
że są nieobcinane od paru miesięcy bo sięgają mu do podbródka. Posiada też 
przez wiele dziewczyn uznawane za naprawdę ładne ciemno brązowe oczy.
Nie jest może umięśniony ale jest dosyć szczupły. Nigdy nie był rozchwytywany 
przez dziewczęta jeśli chodzi o jego wygląd.

Charakter:  Chłopak ma poczucie humoru i często spotykał się z stwierdzeniem "głupek"
jeśli chodzi o dziewczyny ale jeśli chodzi o inteligencje to głupi nie jest tylko po prostu... 
No cóż jest leniem. Jest przyjacielskim stworzeniem które zostało wyrzucone z głębi
 Tartaru bo nie było złe. Uwielbia towarzystwo ludzi a także kiedy cała ich uwaga 
jest skupiona na nim. Nie jest typem przywódcy raczej nadwornego klauna jak 
też często przez dziewczyny był zwany. Często opracowuje teorie spiskowe czyli 
"Kto będzie ofiarą jego perfidnego żartu". Dobrze planuje i zazwyczaj jego plany 
wypalają bo zawsze ma podpunkty w tych planach jeśli coś by nie wyszło to 
zawsze miał inny plan. Często gdy próbuje poderwać dziewczynę strzela sucharami 
i zazwyczaj one odchodzą zanosząc się śmiechem ale prędzej z niego niż jego żartów. 
Jest odważny i lubi być takim faciem z gatkami na rajstopach czyli Supermanem!
 Jeśli tchórzy to coś jest na rzeczy, często siebie wtedy krytykuje. Często też lubi 
wplatać w rozmowę cytaty z filmów.

Historia: Urodził się na pięknej zielonej wsi w Szkocji. Lecz żeby przyjrzeć się lepiej 
jego historii trzeba się cofnąć dalej. Jego babcia od strony ojca pochodzi z Walli 
a dziadek ze Szkocji (zmarł na raka tarczycy kiedy Aiden był jeszcze malutki) za to 
dziadkowie od strony matki byli dziadek Francuz babka Niemka. Rodzina ojca 
wyprowadziła się do Anglii a rodzina matki pozostała we Francji. Jednakże matka 
w końcu wyjechała do Anglii gdzie poznała jego ojca i oboje wyprowadzili się 
do Szkocji gdzie narodził się on. Mało rozkoszny drący się bobas. Już jako mały ciągle 
oglądał bajki a jego ulubionym zwierzątkiem były foki. I obawiałabym się że gdyby 
ktoś wlazł do jego dziecięcego pokoju mógłby się przerazić. Na ścianie foki, wszędzie 
pluszaki foki, małe i takie ogromne że mógł je dosiadać i udawać że jeździ na koniu. 
Uwielbiał się bawić był zawsze taki rozkoszny kiedy już nauczył się gadać i chodzić. 
A kiedy minęło te parę lat w domu co dziennie pojawiały się dzieci, oczywiście byli 
to czarodzieje. Zawsze bawili się w super bohaterów i złodziejów a jego kuzynka 
od strony ojca Charlotte była wtedy panną w opresji którą Aiden chcąc nie chcąc 
musiał ratować (nie była piękna... Wierzcie mi). Jego pierwszą miłością była 
dziewczyna którą poznał w szkole muzycznej miała na imię Fran co było z
drobnieniem od imienia Francesca grała na altówce a on na wiolonczeli jednakże 
złamała mu te serducho... Czy myślcie że się poddał? Tak, poddał się. 
Kiedy dostał swój list z Hogwartu śmiał się że ma dokładnie niecałe 3 lata. 
Gdyż jego urodziny przypadają raz na 4 lata(patrz na datę urodzenia). Trafił do 
Gryffonów z czego ojciec nie był zadowolony i nawet przyjście na świat jego 
młodszej córki Ludy go nie usatysfakcjonowało. Wyrzekł się chłopaka i uciekł 
zostawiając jego matkę samą z jego małą siostrą. Podczas wakacji po pierwszym 
roku nauczania w Hogwarcie zdarzyło się coś co zapamiętał do końca życia. 
Razem z przyjaciółki powiedzieli sobie że zrobią biwak w lesie i trzymali się 
tego i tego wieczoru kiedy chłopak miał zbierać chrust na wielkie ognisko odnalazł 
go dosyć spory niedźwiedzi. Chłopak pobladł i był na skraju omdlenia. Bo kurczę to 
było prawie 5 razy szersze i większe od niego. Stał tam i się nie ruszał, sparaliżowany 
strachem i dopiero kiedy wujek Oli go znalazł dopiero mógł zwiać. Od tej pory boi się 
niedźwiedzi. 2 lata później wyprowadzili się do Francji i zamieszkali razem z jego 
matką i siostrą u babci i dziadka. Na wakacjach pojechali do akademii żeby go 
przydzieliło by nie musiał się przeszyć przed całą szkołą kiedy jego by przydzielali. 
Trafił o ironio do domu niedźwiedzia.





Papillonlisse: od Daniela CD Vako

Stałem jak wryty, patrząc na tę całkiem zmienioną, a jednak znajomą i ukochaną twarz. Avalon patrzyła mi w oczy bez wstydu. I już wiedziałem, że nie zawiniła. Podszedłem do niej. Chciałem wykrzyczeć jej swoją złość i swoją radość, czemu zniknęła, i że tęskniłem. Ale nie mogłem. Nie patrząc w jej oczy. Zamiast tego wydusiłem najgorsze z możliwych słów:
-Spóźniłaś się.
Amy się uśmiechnęła.
-Przez ten czas zdążyłeś urosnąć. Ale nadal jesteś tak samo brzydki, jak cię zapamiętałam.
Uśmiechnąłem się.
-Wata cukrowa ci przylgła do głowy.-skomentowałem jej nową fryzurę.
-Nos ci ktoś złamał? Jakiś taki krzywy jest?
-Mnie ktoś nos złamał, a tobie ktoś zwymiotował na głowę!
-Nienawidzę cię!
-To peszek, bo ja cię kocham!
Dookoła nas zebrał się tłumek spragnionych atrakcji uczniów. Avalon spuściła oczy i szepnęła:
-Tak po namyśle... to chyba ja ciebie też.
Uśmiechnąłem się i za podbródek skierowałem jej spojrzenie na siebie.
-Czemu odeszłaś? Gdzie byłaś?
-Na to przyjdzie czas.-powiedziała cicho i pocałowała mnie.
-Mówił ci ktoś, że jesteś okropna?
-Ty, wiele razy.
Jeszcze raz ją pocałowałem i weszliśmy do przedziału. Po chwili wpadł Vako.
-Już mogę?-spytał nieco pretensjonalnym tonem.
Amy podwinęła nogi na fotel i oparła się o moje ramię.
-Jesteście niepojęci.-stwierdził.-Dziewczyna ci znika na pół roku i nagle się pojawia, a ty nie gniewasz się, nie krzyczysz tylko mizdrzysz!
Zaśmiałem się i wskazałem kumplowi miejsce naprzeciw mnie.
-Kazałbym ci siąść po mojej prawej ręce, ale niestety, to miejsce zajęło już okno.
Vako przedrzeźnił mnie, ale usiadł. Po chwili Stefan wypadł z mojej kieszeni i przytulił do szyi Amy.
-Stefcio!-zawołała na widok gekona z ukontentowaniem liżącego się po gałkach ocznych.-Uciekaj, bo Cece jest w pobliżu.
Na dźwięk złowieszczego imienia syjama Amy, gad schował się czym prędzej w jedyną znaną mu oazę- w moją kieszeń.
~~~*~~
Na ceremonii przydziału dołączyło do nas paru pierwszaków, ale ja jakoś nie wiwatowałem z resztą. Siedziałem wpatrzony w stół Luniaków i patrzyłem, jak głowa w kolorze kolorowej waty cukrowej podrywa się przy każdym nowym zielonym. Vako też jakoś odpłynął, ale on patrzył gdzie indziej. A konkretnie na rudowłosą u Orlaków i jej porąbane przyjaciółki. Tak właściwie to wszystkie trzy są porąbane, ale w naszych "męskich rozmowach" porąbane są tylko jasnowłose kumpele, bo Vinylii NIE WOLNO obrazić. Hmm... mam na ten temat swoją teorię i się jej trzymam.
Kiedy uczta się skończyła, od razu pociągnąłem Vako do kolorowej głowy, on z kolei ciągnął do głowy płonącej. Wygrałem, nawiasem mówiąc.
-Co u ciebie, śliczna?-zagadnąłem.
Amy się zaśmiała i, nim porwał ją prąd ludzi w zielonych krawatach, pocałowała mnie w policzek.
-I tak oto odpływa moja dziewczyna.-westchnąłem.

wtorek, 27 stycznia 2015

Héroiqueors: Od Petty'ego Do Violetty

Wszedłem na peron, później do ekspresu by skierować się w stronę przedziału.
Odkąd Jane nagle zniknęła... Tak nagle.. Nic nie miało dla mnie sensu.
A na myśl o powrocie do Akademii aż rzygać mi się chciało..
Jej płomienne, rude włosy... Które tak kochał!
Zresztą wszystko w niej kochał!
A ona, ona tak nagle znikła!
Bez słowa... Bez Listu... Bez Pożegnania...
Szedłem dalej rozpaczając nad tym... Jak zresztą od czasu kiedy zniknęła...
Pochłonięty we własnych myślach i wspomnieniach otworzyłem pierwsze lepsze
drzwi do przedziału by wejść lecz w tym samym momencie ktoś wychodził co sprawiło,
że się zderzyliśmy.
- Aj! - Zawołałem odskakując. I spojrzałem. Na NIĄ. I zamarłem.
Nie. Nie. Spokojnie czytelniku, nie chodzi o moją słodką, rudą wiewióreczkę.
- Wybacz. - Powiedziała dziewczyna.
Zamarłem bo patrząc na nią.. Przypominała mi moją Rudą księżniczkę!
Nie przypominała jej całkowicie ale... Na przykład, rude włosy, tak samo płomienne..
Miałem nawet w pewnym momencie ochotę...
Dotknąć, czy są tak samo miękkie jak jego wiewióreczki?
Powąchać... Może pachną tak samo pięknie jak Jane?
Boże Nie! NIE!
Postanowiłem się ogarnąć. To nie jest Jane. ŻADNA jej nie zastąpi i zastąpić nie będzie mogła.
Chodź patrząc na moją desperacje to.. Tonący brzytwy się chwyta nie?
- Ee.. Hejka, Jestem Violetta. - Uśmiechnęła się... Tak bardzo przy... - Rudd.
 PETTY OGARNIJ SIĘ!
- Cześć - Uśmiechnąłem się wymuszenie.. Cóż od 'jakiegoś' czasu z trudem mi przychodzi
robić co kol wiek szczerze... Bo SZCZERZE to nic mi się nie chce.. Nawet czytać. Uczyć się.
Wychodzić z domu. Leżeć. Nawet spać! Wszystko jest nie tak! - Ja Nazywam się Petty Rua.
Jestem Prefektem naczelnym. Z Héroiqueors. Jestem na Czwartym roku. - Niestety nie miała
mundurka bym mógł zobaczyć jaki ma dom - A ty?
- Ja jestem luniakiem z trzeciego roku - Miała miły głos - Wejdziesz? - Zapytała robiąc miejsce.
- Chętnie - Powiedziałem i wszedłem - Miałem właśnie wejść zobaczyć czy wolne i zapytać
czy mogę jeśli by nie było - Uśmiechnąłem się znów wymuszenie.

*''-Oj Petty, Petty, Petty... Staczasz się chłopie, staczasz się! Żeby tak kłamać 
jawnie w oczy przyznaj się, że miałbyś wyjebane czy wolne czy nie! A gdy by nie 
to pewnie byś wypieprzył dzieciaka stąd.. Niestety wilczuś zaczął rozmowę więc 
nie wypada - Zaczęło gadać moje wewnętrzne ''Ja'' dziwny, lekko zachrypnięty 
głos, ale mocny i stanowczy chodź jednocześnie złośliwy i arogancki.
- Zamknij się!''

Szybko ogarnąłem rzeczy swoje a także i samego siebie, a następnie wziąłem
książkę i usiadłem przy oknie udając, że czytam.. Nie mogłem się skoncentrować!
Jane.. Tak mi jej brakowało..
A ona tak mi ją przypominała!

''- To ją poderwij cioto, a nie, ukrytkiem podglądasz! - Znów ten wkurwiający 
w głowie głos!
- Sam Jesteś wkurwiający, z tym całym biadoleniem na temat jak ci jest źle 
bo cię laska rzuciła!
- Ona wcale mnie nie rzu..!
- Tylko sobie pojechała do chonolulu i nie wróciła! Ogarnij się! ZAPOMNIJ!
- SAM SE KURWA ZAPOMNIJ!''

Zacisnąłem mocno palce na książce, którą przed chwilką czytałem i z głośnym
trzaskiem ją zamknąłem. Dziewczyna siedząca, do tej pory cicho na przeciw mnie aż
lekko podskoczyła na ten niespodziewany mój atak na książkę.
- Coś się stało? - zapytała lecz ja po odłożeniu książki na bok patrzyłem się tylko w swoje ręce.
Minęło kilka minut zanim podniosłem na nią wzrok...

'' - A może.. Ten mój, dziwny, wewnętrzny głos ma racje? Może jednak lepiej zapomnieć
i iść na przód? Nic nie wskóram siedząc i płacząc nad rozlanym mlekiem.. A dziewczyna
na przeciw może mi pomóc iść do przodu.. Nie koniecznie jako moja dziewczyna ale 
może jako przyjaciółka chociażby?
- Widzisz! Ja zawsze mam racje!
- A zamknąłbyś się już, ty.. No zamknij się już!
- Szachar.
- Eee.. co?
- Mów mi Szachar.
- Dobra Szachar. ''

- Tak stało się. - Odpowiedziałem jej. - Lecz chyba wiem jak to wyprostować. I ty możesz
mi w tym pomóc.
- A jak mogę ci pomóc? - Zapytała marszcząc brwi . Ja zaś się uśmiechnąłem tylko.
- Wszystko w swoim czasie.
I usiadłem opierając się, otworzyłem książkę i czekałem aż ruszymy.
Tym razem zacząłem czytać.
Nawet na nią nie spojrzałem ukrytkiem, tak jak wcześniej.
Nic mnie już nie rozpraszało.

~*~

"- Zagadaj do niej, cioto!
- Sam jesteś ciotą, a teraz zamknij się.
- A jeśli nie to co mi zrobisz?
...
- Jesteś tam?
...
- Ej! Petty!
...
- SUKINSYNIE NIE IGNORUJ MNIE GDY DO CIEBIE MÓWIĘ!
- Będę robił co mi się podoba."

W tym momencie drzwiczki się otworzyły a przez nie wyjrzała starsza pani, już jechaliśmy..
- Chcecie coś dzieciaczki?
- Ja poproszę 2 paczki Fasolek i 4 czekoladowe żaby... - Wymieniłem jeszcze kilka rzeczy
uśmiechając się przemile do pani. Także Viola coś do niej powiedziała. Nie słuchałem.
I pierwszy raz od tego mojego "Wszystko w swoim czasie" spojrzałem i odezwałem się
do Violetty. - Chcesz się pobawić w zjadanie fasolek? Mam także inne tu słodycze.. może
w zmienianie głosu? Wiesz te wszystkie ryki albo odgłosy jakie zwierzęta wydają a tarze rzeczy.
Będzie fajna zabawa. - Powiedziałem i usiadłem obok niej biorąc słodycze.

"-Wreszcie się do rzeczy Ru, zabrałeś.
- Szachar. Czasem mógłbyś nie przeszkadzać."

< Violetta??? XD
* A Tera tłumacze o co chodzi! Wyszło mi to w opo. ten Szachar [z Hebrajskiego - Brzask]
To jest tak jakby 'głos' jego wilka który w nim siedzi nie pytajcie skąd to wziełam bo samo mnie
natchnęło! Wybacz Viola trochę zmienimy postanowiłam że i petty się zmieni nie będzie już
taki jak kiedyś xD>

Uczennica Domu Ombrelune: Avalon Nelisse

Avalon


Imię: Avalon
Pseudonim/Ksywka: 
Nazwisko: Nelisse
Krew: Mugolak 
Rok: Trzeci
Data Urodzenia: 17 Maja
Dom: Ombrelune
Drużyna Quidditch'a: Interesuje się tym sportem jednakże nie jest w drużynie 
Chłopak: Daniel
Rodzina:  Mugole Matthias i Liesel (chodź tak naprawdę nie są jej 
prawdziwymi rodzicami)


Sowa: Puchacz - Evelym


Towarzysz:  Syjam - Cese




Różdżka: różdżka machoniowa, o długości 12 i 3/4 cala, z Piórem feniksa.
Ciekawostki:
~ Bogin - 13 letni chłopiec o białej cerze i brązowymi oczami oraz nożem w dłoni.
~ Patronus - młoda sarna
~ Genetyka - Metamorfomag
~Zdolności - 
~ Inne - 
Z prawdziwymi rodzicami nie miała żadnego kontaktu ponad 14 lat. 
Ma straszliwe łaskotki. 
Jest wegetarianką. 

Ulubiony Przedmiot: OPCM i ONMS
Znienawidzony Przedmiot: Mugoloznastwo
~ Stajnia - I
Właściciel - ♥Joanne♥



Zainteresowania: Zawsze ciągnęło ją do koni, śpiewa ale NIE przy ludziach, 
po odkryciu kim Jest bardzo interesuje ją latanie na miotle.

Aparycja: Av jest Wysoką, szczupłą o długich nogach dziewczyną. Jej włosy 
ze względu na to że jest matemorfomagiem są różne chodź kiedyś często 
widziano ją w czarnych włosach to teraz eksperymentuje w kolorach.
Jej Oczy mają dość wyjątkowy Niebiesko-zielono-złoty kolor. Ma baladą jak 
kościotrup karnacje. Na ramieniu Ma znamię w kształcie Łapy.

Charakter: Amy często jest rozpieszczoną dziewczyna która zawsze stawia na swoim. 
Nienawidzi gdy ktoś ja wyzywa i wtedy możne użyć swoich pazurków. Jest przyjacielska 
TYLKO dla Tych którzy dla niej są przyjacielscy lecz umie "wyniuchać" "Przyjaciela" 
który jest miły ze względu na jej rodzinę.Jest inteligentna lecz Tego nie okazuje.
Dla popularności może udawać że jest pusta i chodź myślą niektórzy chłopcy że może 
mieć ją każdy to grubo się mylą gdyż Amy jest nieprzystępna. Bardzo łatwo ignoruje 
innych. Lecz pod Tą Płachta "top model" Chowa się uczuciowa, delikatna dziewczyna 
która trudno odkryć.

Historia:  Jako małe dzieciątko została porzucona i podrzucona pod drzwi młodego 
małżeństwa. Żona okazała się być modelką a mąż projektantem. Cieszyli się że 
dostali taki skarb jak ona. Od urodzenia zmieniały jej się kolor włosów dlatego 
miała indywidualne nauczanie. Rodzice chcieli jej dać wszystko do współpracy 
najlepsze. Rozpuszczali ją ... ale przecież mogli. Dziewczyna rosła jak na drożdżach. 
Jako że jej matką byłą modelką jej dieta różniła się niż u innych Dzieci. Została 
wegetarianką. Miała mnóstwo blond włosych przyjaciółek które miały wygląd 
modelki ale pustkę w głowie. Pewnego dnia dostała list z akademii. Jej rodzice 
cieszyli się z jej szczęścia lecz tak naprawdę bali się że tam sobie nie poradzi.








Papillonlisse: Od Vako Cd. Daniela

- Ja... ja.. - Zająknąłem się i mocno zarumieniłem - Vinylia..
- Ha! Wiedziałem. - Uśmiechnął się triumfalnie - Więccc...?
- Ee... Co więc? - Zapytałem patrząc wszędzie indziej omijając go wzrokiem.
- No czy masz już jakiś plan podboju! - Podekscytował się.
- Eee.. co? Ja.. Nie! Oczywiście, że nie! - Powiedziałem.
- Ale czemu? - Wyglądał na niepocieszonego.
- Bo nie chce takiego czegoś planować... Chcę być szczery i uczciwie a nie
planować na zaś.. Po za tym takie plany często idą w diabli... No i coś mi podpowiada,
żeby robić coś spontanicznie... A tak serio to jeśli coś zaplanuje i będę to wcielał
w życie to.. Mogę mieć wizje.. Jest to bardziej prawdopodobne.. A ja nie chce wiedzieć
co powie, jak zareaguje... Chce mieć tą niepewność.. . - Dodałem ciszej.
Zapadła między nami cisza którą postanowiłem jakoś przerwać.
- Za 2 dni jedziemy do Akademii spakowany już jesteś?
- Taaaa... A ty?
- Muszę tylko dopakować kilka rzeczy i też już wszystko będzie git - Uśmiechnąłem się.
- To dawaj trza coś porobić! - Powiedział Dan - Nie będziemy chyba smutać
przez ostatnie dni wolne od szkoły!?
- Oczywiście, że nie. - Uśmiechnąłem się - Wiesz zawsze można coś wywinąć tym
pustym lalką co siedzą obecnie u mnie w domu lub w ogrodzie - Dodałem uśmiechając
się złośliwie..
- I to ja rozumiem! - Ucieszył się Dan...

~*~

- ORION!
- TO NIE JA PRZYSIĘGAM!
- ZABIJĘ CIĘ!
- ALE TO NIE JA!!
- OCZYWIŚCIE, ŻE NIE TY. GNOMY TO ZROBIŁY!
- PRZYSIĘGAM. TO NIE JA!
- NIE KŁAM! TY MAŁY SKURRrrrrrrrryyy.. eee.. Trrooolluu..? - dokończyłem
uśmiechając niewinnie widząc srogie spojrzenie ojca i matki.
- O co tym razem znowu poszło? - Usłyszałem zdenerwowany głos matki.
Obydwoje ucichliśmy. A zaczęło się od tego że...

~Retrospekcja~

  W pokoju było cicho. Vako właśnie korzystał z ostatnich minut zanim będzie musiał
zejść na dół i razem z rodzicami i bratem na peron. Cieszył się tą ciszą i spokojem
leżąc na łóżku i czytając książkę. Leżał oczywiście w poprzek a głowa zwisała mu lekko
z łóżka. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie... Gdyby oczywiście nie jego super-hiper
braciszek z piekła rodem! A tak właściwie to było to także... Tą ciszę przerwał nagle
świst spadającego... Czegoś, okropny trzask, pękającego drewna, a także chlupot..
Vako zainteresowany co się mogło stać, z wielkim ciążeniem spełzł, z łóżka rzucając
zamkniętą książkę na poduszki. Podszedł do okna i wychylił się patrząc w górę,
oczywiście najpierw szeroko otwierając okno.
  Tak, więc gdy już wyjrzał przez nie, trzymając się parapetu i spojrzał w górę. Śmignęło
mu coś ciemnego, a myśl jaka mu przeszła przez głowę to tylko tyle, że to piętro wyżej
z korytarza obok pokoju jego brata. Vako wzruszył ramionami i już miał się wycofać gdy
nagle jego spojrzenie powiodło w dół.
  W tej ciszy która zapadła na cały dom po tym, trzasku, chlupocie, i świście....
  Następnym zakłócającym wdziękiem zakłócającym ją...
Było głośnie, stanowcze i aż za bardzo nie pożądane przez najmłodszego DeMackor'a
mieszkającego w owym domu..
A konkretniej mówiąc. Wyrażający bezwzględną nienawiść, wściekłość oraz nieokiełznaną
 żądze mordu
- ORION! ZABIJĘ CIĘ TY MAŁY WSTRĘTNY ROBALU CO ZWEM MYM BRATEM!
- ALE TO NIE JA NAPRAWDĘ!
Odpowiedziało Vako przerażony krzyk młodego Oriona.
A w domu już po chwili rozpoczął się wyścig na śmierć i życie.
  Śmierć - Gdy Panicz ''Wkurwiony Starszy Brat" Vako dogoni Młodszego Panicza
"Szykujcie Mi Trumnę" Oriona DeMackor'a.
  Życie - Jeśli Młodszemu Paniczowi "Jestem Za Młody by Umirać" Orionowi, uda się schronić
pod bezpiecznymi skrzydłami rodziców przed Starszym Paniczem "I tak Zginiesz Gadzie" Vako.
Oczywiście nie obyło się bez słów skierowanych do Oriona, niestety by zadbać o wasze
zdrowie psychiczne nie możemy udzielić informacji na temat wymienionych słów.

~ Koniec~

- Matka o coś się zapytała. Jak ktoś pyta, kultura nakazuje odpowiedzieć. - Powiedział
mój ojciec. A ja się gotowałem od środka. By się uspokoić wziąłem głęboki wdech-wydech
zaciskając mocno dłonie w pięści, aż mi knykcie pobielały.
- Ponieważ, wasz młodszy syn, był tak uprzejmy, że stwierdził, że moja deska nie leży tam
gdzie trzeba, jest o ciut za długa i ma nie właściwy kolor. - Zakończyłem. Cały czas mówiłem
przez zaciśnięte zęby, łypiąc groźnie na brata, który aż się kulił wciskając w bok matki...
Która oczywiście stała ciut za ojcem - na wojnie dobre i mocne schronienie to podstawa...
- Nie rozumiem dokładniej mi powiedz. - Odpowiedział zimnym głosem, zaś na twarzy zobaczyłem
nikłą ulgę. No tak ona nigdy nie lubiła, że jeżdżę na desce.. Normalnie wybawienie dla niej...
'Jeszcze kup mu za to medal najlepiej!' pomyślałem zły.
- Otóż to ojcze, że leżę sobie spokojnie na łóżku czytając książkę a nagle świst, trzask i chlupot!
Wychylam się przez okno a TAM CO?!? MOJA DESKOROLKA! ROZTRZASKANA!
W dodatku wpół wpadła, wpół przewróciła tą Pie.... Ee.. Znaczy... ..sszoową.. farbę! Tą różową!
Co mama miała nią pomalować w sypialni waszej, łazienkę i...
- CO?! - Wydarła się matka.. Aż musiałem sobie uszy zatkać zaś Orion od razu odskoczył od
matki i skulił się bliżej ojca jak najdalej od nas... Hehe Punkt dla mnie!
- Cisza! To nie żaden kłopot. O takie coś robicie awantury! Dawaj tą deskę naprawię ci ją
i wyczyszczę a ty się nie denerwuj jak będę wracać to wezmę nową farbę, problem z głowy
a teraz szykować się zaraz będziemy wychodzić!

~*~

- Orion, rusz że dupę swoją przenajświętszą i pośpiesz się! - Zawołałem do niego.
Właśnie wchodziliśmy na peron... No i tu jest pies pogrzebany.. Orion tak się wlekł!
Ojciec już gdy tylko podeszliśmy do peronu pożegnał się z nami i poszedł po farbę dla matki.
Eh.. A ja mam się z tym małym gnojkiem użerać!
- Dobra Ori ty leć do swoich kumpli w swoim przedziale a ja do swoich, to narka!
 Zawołałem i zostawiłem go a sam poszedłem na poszukiwania Daniela.
- DAN! - Zawołałem gdy zobaczyłem go wchodzącego do ekspresu. Pomachałem mu.
- Vako! - Zawołał i też mi pomachał.
Już po chwili przechadzaliśmy się wspólnie między wagonami, szukając wolnego...
Wtedy ni z owego, ni z tamtego drzwi jednego, przy którym szliśmy otworzyły się a z niego...
A z niego wyszła Avalon! TA AVALON! Co złamała serce memu kumplowi znikając od tak
bez pożegnania! Listu! Czego kol wiek!
- Cześć - Bąknąłem gdy stanęliśmy jak wryci... - To ja może pójdę... To ja was może zostawię
samych co? - I wykonałem taktyczny odwrót..

< Dan?? Avalon?? :) aaa i zaraz dodam avalon więc się dan ni bujaj :p>

Od Ell do Davida

Otworzyłam oczy i spojrzałam na zegarek. Dziewiąta. Jej! Kolejny wspaniały
 słoneczny dzień! Wszyscy kiedyś umrzemy! Tak, właśnie tAki miała nastrój.
Dokładnie nie dało się określić czy jestem rozbawiona czy mam depresję.
Postanowiłam wyjść z domu. Pomyślałam, ze pójdę na plac horkruksów.
Brakuje mi atramentu i pergaminu do szkoły, a moje pióro... No cóż, nie jest
w najlepszym stanie. Kiedy poczyniłam potrzebne zakupy, postanowiłam udać
się na spacer. Podniosłam wzrok, a moim oczom ukazał się nikt inny jak David Martiness!
(ej to zdanie miało sens bo nie wiem xd) Podrywał jakąś dziewczynę. Podeszłam do nich.
- David! Co ty sobie wyobrażasz?! - wrzasnęłam powtrzymując się od śmiechu.
Chłopak patrzył na mnie lekko zbity z tropu.
- Cześć Ell - powiedział.
- Cześć Ell?! Tylko tyle masz mi do powiedzenia?! - złapałam się za czoło - David,
po tym wszystkim?
Dziewczyna, którą przed chwilą podrywał David stała i przyglądała się całej sytuacji.
- Kochanie, kotku, skarbie - kontynowałam płaczliwym tonem - Te wszystkie
słowa... Te noce...
David zakrztusił się wodą którą właśnie pił.
- to wszystko było fałszywe! - wrzasnęłam. - Nienawidzę cię!
Odwróciłam się na pięcie i odeszłam chichocząc po cichu. Po chwili obserwowałam
wściekłą blodynkę w środowisku naturalnym. Kiedy było po wszystkim podeszłam
do Davida zwijając się ze śmiechu.
- Ha. Ha. Ha. - powiedział David masując obolały od uderzenia policzek.
- No ale przyznaj - mówiłam między niekontrolowanymi napadami śmiechu - że to było dobre.
- Boki zrywać - stwierdził chłopak.
- Chodź, trzeba ci to lodem obłożyć. Znaczy policzek, nie bolące
serduszko.- powiedziałam usiłując wyglądać poważnie.
Poszliśmy do jakiejś restauracji gdzie poprosiliśmy o lód. David przyłożył go
sobie do czerwonego policzka.
- No silna ci się dziewczyna trafiła nie ma co - chichotałam.
- Wiesz co, śmiej się! Śmiej się z niedoli twojego przyjaciela, kiedy będę leżał w
grobie też będziesz tak rechotać?! - David udawał złego.
- Przepraszam - powiedziałam i mocno się do niego przytuliłam - serduszko już nie
 boli? W końcu dziewczyna ci kosza dała.
Chłopak rzucił mi spojrzenie mówiące wszystko.
- A co w ogóle robisz na placu? Myślałem ze wszystko już pokupowałaś. - David zmienił temat.
- Potrzebowałam chwili na przemyślenia odkąd... - już nie było mi do śmiechu. - nieważne.
David nie chciał drążyć tematu co bardzo mi odpowiadało.


Daviiiiiiiid. Bojajestemchoraimisienudziiniemamcopisaćiodpisz!!

sobota, 24 stycznia 2015

od Lilianne do Bianki i Viji

Rozejrzałam się jeszcze, czy w pokoju wszystko gotowe. Przekąski,
poduchy, picie... Shanti odpicowana, co jej się nie spodobało...
-Och, daj spokój...-skarciłam kotkę.-Przyjdzie przecież Behemot, a ty go uwielbiasz.
Gdyby koty tak mogły, Shanti by się zarumieniła.
-Lili! Już się zbliżają, chodź się przywitać!-zawołała mama z dołu, a ja wypadłam
z pokoju jak strzała, zjechałam po schodach i wybiegłam na podwórko. Na górze
było widać dwie ciemniejsze plamki na tle nieba, które zbliżały się w naszą stronę.
-Pegazy? Poważnie?-zaśmiałam się do przyjaciółek.
-Miotłami lepiej nie... no wiesz, Edzio.-zmarszczyła się Bianna Fiodorow, moja
 jedna z moich dwóch najlepszych przyjaciółek, wyglądająca jak śniegowa rzeźba
wybitnego artysty. No, i ubrana.
-Mówiłam jej, że byłby grzeczny, ale to jest cykor i uparła się na pegazy Karo.-dodała
Vija, lądując. Vija z kolei przypominała nieco kogoś, kto wybiegł z płonącego
budynku z ogniem na głowie. Do niej rodzice byli nieco sceptycznie nastawieni, gdyż
jej nagie w tej chwili ramiona zdobiły tatuaże.
Dziewczyny zeskoczyły z wierzchowców.
-Możecie je ulokować z Issuny. Myślę, że nie będzie miała nic przeciwko.
Rozległo się protestujące rżenie Issuny.
~~*~~
-A pamiętacie, jak wyszłyśmy z Pokoju Wspólnego w pelerynach-niewidkach?
Zaśmiałyśmy się we trzy. Nigdy nie zapomnę nocy w drugiej czy pierwszej klasie,
jak z kołdrami na głowach wyszłyśmy na korytarz, gdzie przyłapał nas Trich.
Każda z nas trzymała swoje ulubione danie i napój. Pianka miała miskę pianek
 i colę z guaraną, Vija koktajl truskawkowy i truskawki z bitą śmietaną, a ja sok
pomarańczowy i musli z owocami i jogurtem.
-Albo jak u Pianki maltretowałyśmy Narwala!-krzyknęła Vi.
-Wtedy to została Piankozaurusem!-dodałam. Kiedy się wyśmiałyśmy, powiedziałam szczerze.
-Tęsknię za tymi czasami. Ale wiecie... kiedy Luke zniknął śmiech mi przychodzi
znacznie trudniej.
-Spoko, nie przejmuj się. Będę cię strzec przed zgubnym wpływem przystojnych
chłopców. Każdego z osobna, kopnę tam, gdzie boli.-przysięgło obute w glany smoczydło.
-Ej, a ja!?-zaprotestowała urażona Vi.
-A ty? Ty skończysz jako konserwa, rycerzu.-warknęła, a ja spojrzałam na obie
z wdzięcznością.
-Jesteście kochane. Biorąc pod uwagę jednak, w jakim tempie przyciągam płeć brzydką,
przydacie się obie.
-Skromność skarb dziewczęcia.-mruknęła Biana, na co się roześmiałyśmy.

Pianka? Vi? Lub naraz?

od Daniela CD Vako

Stałem jakby taki trochę w szoku. Vako zrobił minę, jakbym właśnie podnosił
na niego rękę, żeby mu przywalić.
-Łoooo... Ale jasnowidz, że jasnowidz? Taki jasno widzący nawet, kiedy jest ciemno?
-No... mniej więcej.
-Facet! Ty wiesz jakie to nam daje perspektywy!?
Mój przyjaciel posmutniał.
-Aha... sory.. nie, że chcę cię brutalnie wykorzystywać twoje zdolności, albo co,
po prostu... no wieesz...
-Spoko, rozumiem.-pokiwał głową.
-Ty, a weź, zemścimy się na Zuzi za jej plugawe kłamstwa! Mam nawet pewien pomysł.
Nachyliłem się do ucha Vako i wyszeptałem mu pomysł. Z każdym słowem
chłopak uśmiechał się coraz szerzej.
~~*~~
Oddzieliliśmy Zuzkę od grona jej kumpelek i zaprowadziliśmy na skraj lasu.
-Zuzanno.-odezwałem się oficjalnie.-I ja, i mój druh Vako kochamy cię bezgranicznie,
dlatego urządzimy walkę o twe serce.
Biedna dziewczynka stała rozkojarzona, wodząc wzrokiem od jednego do drugiego.
-Wybierz sposób walki- zaklęcia czy broń biała?
-Broń biała...-powiedziała słabo. Vako z krzaków wyjął dwie szpady, które znalazł na strychu.
-En garde!-krzyknął i zaczęliśmy z góry ustawioną walkę. W miarę pojedynku
cofaliśmy się w stronę lasu. Za osłoną zieleni zostawiliśmy szpady w krzakach
i wyszliśmy, wesoło rozmawiając.
-Ej, a pamiętasz, jak Raeni zaatakowały te kilogramowe ropuchy!?
Zaśmialiśmy się wychodząc z lasu i mijając zszokowaną Zuzę.
-I co? Kto wygrał?
-Kilogramowe ropuchy, a kto!-prychnąłem-Raeni ma słabe nerwy.
-Ale... w tym pojedynku o mnie... tym na szpady.
-Jaki pojedynek o ciebie? Na szpady?-zdziwił się Vako.-Dziecko, może
ty się przegrzałaś? Chcesz lemoniady?
Dziewczynka pokręciła głową i na sztywnych nogach wróciła do przyjaciółek
podczas gdy my zwijaliśmy się ze śmiechu.
-Jej mina... bezcenna...-wykrztusiłem.
-Jesteś geniuszem!
-Przez grzeczność nie przeczę!
Nawet Stefan, ukryty dotychczas w mej kieszeni dał oznakę życia.
-No... teraz pozostaje unikać gniewu ciotek i pociotków.-stwierdziłem.
~~*~~
-Masz jakąś dziewczynę na oku? No wiesz... odkąd znikła Amy.-spytał
niezręcznie mój kumpel. Na wspomnienie dziewczyny niebezpiecznie zwilgotniały mi oczy.
-Nie ma drugiej takiej.-westchnąłem. Zapadła niezręczna cisza, którą postanowiłem przerwać.
-A ty? czy wdychasz na jakąś?
-No... jest taka jedna, strasznie ładna...
-Hm... nie gadaj.-udałem zdziwienie-Co za jedna? Ta, której dałeś przyspieszony
kurs jazdy na deskorolce? Wiesz, ta płomiennowłosa Orlaczka? Taka prowadzająca
się w glanach?

Vako? Cenię szybkość odpowiedzi :3