Statystyka

Październik! ~~~

Październik
Nauka, nauka i nauka!
Powoli Robi Się Coraz chłodniej. Weekendy uczniowie spędzają w miasteczku.


Punkty przyznawane SĄ dopiero od roku szkolnego AŻ zrobić Początku wakacji - wtedy na Początku piszecie nazwę domu :. Od ... do / CD ...]
W WAKACJE Piszcie TYLKO od kogo ma kogo! Bez domu ponieważ nie nie SA przyznawane wtedy Punkty! :)

Opowiadania DO DOKOŃCZENIA!


Od Ell cd Rosalie - Czy Rosalie


Od Jonasza zrobić ... - Trzecioroczniaka Z Belle.
Od Lili cd. Jonasza - Do Jonasza
, Od Vinyli cd Lili - Czy Bianki i Lili



Od Avalone cd Daniela - CZY Daniela & Vako

niedziela, 22 lutego 2015

Ombrelune: Od Les cd Dave'a

Podciągnęłam kolana pod brodę i zaczęłam pałaszować czekoladową żabę ofiarowaną przez Davida. Czułam na sobie wzrok obydwóch chłopaków, jednak starałam się to ignorować. Na Dave'a byłam zła. Nie widziałam go od weekendu nad jeziorem, a i wtedy traktował mnie bardziej jak atrakcyjną koleżankę niż dziewczynę, z którą jest od pół roku. Prawda, była jakaś tam adoracja, wziął mnie na spacer o pierwszej w nocy i obiecał udobruchać moich rodziców (od tamtej pory zresztą ojciec go ubóstwia), ale nie czułam tego ognia, który był na początku. Przysiągł, że odrobimy wszystko jeszcze w pociągu, że ostatnio miał problemy, ale nie chciał mnie martwić i już wszystko ok... a teraz zapomniał. Zapomniał, że mnie kocha? Skoro wolał porozmawiać sobie z kolegą niż poszukać dziewczyny...
- Kochanie... - Usłyszałam jeden z tych jego ponętnych szeptów tuż nad moim uchem. Zwykle działa na mnie ten ton a'la "ruchałabym jak dzika kuna w agreście", jednak Leslie Brooks nie okazuje słabości. Zacisnęłam usta.
- Sranie w banię - mruknęłam i odgryzłam kawałek łakocia.
- Słuchaj, ja naprawdę do ciebie szedłem.
- Nie doszedłeś - zauważyłam kąśliwie, unosząc na niego morderczy wzrok.
- Jeśli tylko masz ochotę, dojdę jeszcze dziś po uczcie. - Blondyn uśmiechnął się sprośnie.
Prychnęłam i odwróciłam głowę do okna.
- No, mała, starczy! - Dźgnął mnie palcem w ramię. - Bo będę płakał!
Nie otrzymawszy żadnej reakcji z mojej strony, zaczął udawać wycie rozwydrzonego kilkulatka w sklepie z zabawkami. Powiem, że był przekonujący. I głośny!
- Milcz! - warknęłam, odwracając się gwałtownie. Nie miał najmniejszego zamiaru. Harmider zwiększał jeszcze psychopatyczny rechot Aidena, który skręcał się ze śmiechu.
- A ty co?! - spojrzałam na niego spod byka. Irytował mnie. Po chuj się wtrącał?
- Ależ nic. Śmieję się z sir Martínesa - powiedział bez krzty ironii. Był miły do osrania. Sprawiał wrażenie, że nie ważne, co ktoś by mu powiedział, nie dotknęłoby go to. To wkurzające.
- Śmiej się ciszej. A najlepiej wyjdź i pozwól mi w spokoju kłócić się z facetem!
- Zostań - David zwrócił się do niego szorstko nim chłopak w ogóle się poruszył. - A ty nie masz prawa wyrzucać moich znajomych.
- Oni nie mają prawa się wtrącać!
- On się nie wtrąca. Tylko się zaśmiał.
- Rechotał jakby był psychiczny jakiś!
- Co nie uprawnia cię do wyrzucenia go!
- Wyjebane! - wrzasnęłam mu prosto w twarz i odwróciłam do szyby. Przez chwilę był spokój.
- Kotku...
- Srotku! - Strząsnęłam jego rękę z mojej talii.
- Nie chciałem. Już dobrze.
- Nie dobrze. Jesteś okropny.
Poczułam, że chłopak mocno obejmuje mnie od tyłu i kładzie mi głowę na ramieniu. Bardzo ładnie pachniał. Wtulił się we mnie czule. Potrząsnęłam głową i uwolniłam się z uścisku.
- Jeśli myślisz, że tak łatwo ci wybaczę to się grubo mylisz.
- Zobaczymy - powiedział, posłusznie się ode mnie odsuwając.
W tym momencie wbił Adam w całej swej nieglorii i niechwale. Po krótkiej dyskusji ze Smokiem ustalili, że idą poszukać Clary.
- Idę z wami - zażądałam. Nadal byłam zła na Davida, a i towarzystwo Adama nie było znowuż moim życiowym pragnieniem, ale Clarisse to jedyna osoba w tym świecie, z którą można po ludzku porozmawiać. Poza tym nie miałam ochoty na siedzenie tutaj sam na sam z tym dziwnym kolesiem. Wyszliśmy z przedziału i, zgarnąwszy po drodze Percy'ego i Elliezabeth, ruszyliśmy do Clarr. Wyszłam stamtąd szybciej niż weszłam, a powodem był nie kto inny tylko mój kochany chłopak.
Idąc wzdłuż pociągu miałam w głowie jego słowa. "Nie odzywaj się, będzie spokój". Do mnie? Do swojej dziewczyny?! Chrzanić go! Chrzanić związki!
Szybko otarłam łzę z kącika oka, zanim zdążyła spłynąć po policzku. Brooksówna płacze? Wstyd. Luniaczka nie okazuje uczuć, rozumiesz? Ty nie masz duszy, rozumiesz? Ukrywaj, nie przeżywaj...
Nie miałam najmniejszego zamiaru wracać do wcześniej zajmowanego przedziału. Ten popaprany koleś wydawał się zbyt dziwny, by z nim tam siedzieć. Wzięłam więc kilka uspokajających oddechów i ruszyłam do przedziału moich przyjaciółeczek.
- Nie jesteś z Davidkiem? - spytała kąśliwie Fanny. Wszystkie zazdrosne były o mój związek z najprzystojniejszym i najpopularniejszym (jeśli nie liczyć tego, że głupota Adama obiegła już cały świat) w całej szkole chłopakiem. Każda jedna do niego wzdychała, a on wybrał mnie. Biedaczki nie mogły się z tym pogodzić.
- Pewnie ją rzucił - dodała Élise. Zaśmiałam się nerwowo, obrzucając całą czwórkę spojrzeniem pełnym pogardy.
- Nie rzucił. I nigdy nie rzuci. Obowiązki PREFEKTA go wezwały. - Położyłam duży, dobitny nacisk na słowo "prefekt". Kłamstwo przyszło mi bez trudu, chociaż skręcało mi flaki na wspomnienie tego, jak mnie potraktował.
- Taa... Pan PREFEKT i jego obowiązki - mruknęła Jules i zachichotała, jednak jedno spojrzenie spod byka zdołało przywołać ją do porządku.
Siedziałam sobie spokojnie w przedziale i czytałam książkę, udając, że ludzie wokół mnie nie istnieją. Niech będzie, co będzie; czas wszystko równo w swym unosi pędzie, jak to ujął Makbet. I dobrze. Święte słowa. Nie przejmowałam się już Davidem, a przynajmniej sprawiałam takie pozory.
Do końca podróży szanowny pan Martínes nie zaszczycił. Trudno. Wyszłam z pociągu z kufrem i klatką z sową oraz koszem z Mortem. Władowałam się do pierwszego z brzegu powozu, wypychając stamtąd dwójkę pierwszorocznych - dalej nie dałabym rady powlec bagaży.
- O, tu jesteś, kotku! - Usłyszałam za sobą głos Davida, kiedy wkładałam do pojazdu ogromną, mosiężną klatkę z puchaczem. Kotku? Ale on jest perfidny!
- Odejdź. Mącisz sobie spokój - powiedziałam, nie odwracając się.
- Daj spokój, przecież ja żartowałem! Wybacz, jeśli cię to dotknęło.
- Ależ wcale mnie nie dotknęło! Nie przejmuj się, idź do kumpli!
- Serio?
- Nie!
- Wiedziałem... Pomogę ci z tym. - Mimo moich delikatnych protestów odebrał mi z rąk klatkę, o której przez niego prawie zapomniałam i jak ta oferma zatrzymałam się w środku czynności wkładania jej do powozu.
- Ty też bądź bohaterem na środku drogi - westchnęłam.
- Co mówiłaś? - Odwrócił się do mnie z uśmiechem, kiedy Jaskier stał już bezpiecznie na podłodze pojazdu.
- Że jedno przeniesienie klatki z sową nie odkupuje twoich win - powiedziałam władczo i, wspierając się na jego ręce, weszłam do powozu, dając mu do zrozumienia, że reszta tobołków też jest jego zadaniem.

Davidku? ^.^

2 komentarze:

  1. noooo masakra i Biedny smoczek musi z nią wytrzymywać xD
    hehe oczywiście NIGDY jej nie żuci XD

    OdpowiedzUsuń